Nieobecni są najbliżej

Przewodnik Katolicki 46/2011 Przewodnik Katolicki 46/2011

Czasem zostają po nich strzępy notatek, jakiś sweter lub szalik, fotel powycierany na łokciach, zdjęcie z twarzą bez rumieńca, obrączka… Zmarli wcale nie odchodzą. Oni tylko „wymykają się naszym oczom”.

 

Dagmara, córka Małgorzaty i Leszka, pamięta tatę. – Dobry, wyrozumiały, mądry. Wyjątkowy – wylicza. Pamięta też mamę – zapracowaną, ale też skupioną na dzieciach. – Najpierw była praca, a po niej już tylko my. Kiedy zabrakło taty, mama starała się tak nam wypełnić czas, byśmy nie czuły jego nieobecności. Marzyłam wtedy o rowerze. Z pensją mamy i naszą rentą po tacie nie było to łatwe. Jednak kiedy wróciłam z wakacji, na balkonie zobaczyłam nie jeden, a trzy rowery! Mama kupiła je dla nas i dla siebie – żebyśmy mogły razem spędzać czas.

W ogóle Dagmara dużo pamięta – także pierwsze spotkanie z Andrzejem. – To, co mnie uderzyło, to ogromne podobieństwo do mojego taty. Długo nie mogłam zasnąć. Mama przygotowywała nas, że to coś poważniejszego. Nie chciałam, żeby była sama. Życie zbyt szybko ucieka, a samotność to niekoniecznie dobra sprawa…

Z tą samotnością – także wdowią – bywa różnie. Często budzi się niepokój: co ja sama lub sam zrobię w pustym domu? Ale – jak podejmuje wątek ks. Twardowski – w tym lęku jest nasz upadek. „Bo samotność rozpoczyna się nie wtedy, kiedy ludzie od nas odchodzą, ale kiedy my odchodzimy od ludzi”.       

Z wiary wypływa nadzieja

Ks. Janusz Tomczak, proboszcz bydgoskiej parafii św. Jana Apostoła i Ewangelisty, w której działa duszpasterstwo wdów i wdowców

Okres żałoby może stać się przeraźliwym krzykiem gniewu wypływającym z poczucia zranienia, skrzywdzenia, odsunięcia na bok, uznania bezwartościowości, pozbawienia należnego uznania. Krzyk ten jest tym bardziej zasadny, gdy taka osoba ma poczucie, że jej „wnętrze” – mimo zaistniałej sytuacji – jest jeszcze pełne energii. Energia ta, niestety, nie ma już celu, do którego mogłaby dążyć. Dlatego do codziennego życia coraz częściej zakrada się nuda, która staje się udręką. Jest to czas ogołocenia i strat. Rodzi się poczucie coraz większych ograniczeń. Wielu czuje, że musi się wycofać i zgodzić na życie w odcięciu od świata, bez wsparcia uczuciowego czy duchowego. A przecież człowiek poczyna się i rodzi do życia we wspólnocie. Jeżeli brakuje mu ludzi, z którymi mógłby tworzyć więzi, wtedy coraz bardziej odchodzi z tego świata – w świat urojeń, wspomnień, a wreszcie w świat wieczności. Często logiczne argumenty i zdrowy rozsądek nie pomagają przeżyć trudnego okresu straty – czasu żałoby.

Dlatego wiara odkrywana na nowo w duszpasterstwie wdów i wdowców, niczym cieniutka nić, daje nadzieję, która pozostaje i trwa. Pomaga odkryć inną radość, inną pełnię, pomimo poczucia żałoby. Nie ma już konieczności udowadniania komukolwiek czegokolwiek, wkładania masek, z którymi później trudno żyć, grania kogoś zupełnie obcego. Odkrycie, że jestem słaby i nie muszę udawać kogoś innego – mocnego, wyzwala i przenosi na grunt wyciszenia. Odnajduje się wtedy to, co się zgubiło, dążąc – na przykład – do władzy i sukcesu. Dzięki jedności z Bogiem można przetrwać trudne momenty, okresy wyrzeczeń, smutku i żałoby. Jeżeli całe życie uczę się przyjmować różne straty, także te niewielkie, gdy jestem „adeptem małej szkoły podnoszenia się z codziennych utrapień”, dużo łatwiej podjąć trud wielkiej straty. Powoli też widzę, że mogę stworzyć wspólnotę małżeńską z inną osobą, co jest możliwe pomimo balastu życiowych cierpień. Mogę podjąć się zadania stworzenia katolickiego małżeństwa z drugim człowiekiem. Pomocą w rozwianiu wątpliwości może być szczera rozmowa z duszpasterzem w biurze parafialnym lub podczas spowiedzi.

Wysłuchała KATARZYNA JARZEMBOWSKA

Prof. Aleksander Araszkiewicz, kierownik Katedry Psychiatrii Collegium Medicum UMK, członek Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego:

– Osamotnienie jest jednym z bardzo istotnych czynników, które zwiększają ryzyko choroby w postaci depresji czy nawet zaburzeń psychotycznych. Jeżeli ktoś żyje kilkadziesiąt lat z drugą osobą i w pewnym momencie zostaje sam, to traci grunt pod nogami. Ten aspekt osamotnienia jest niezwykle dramatyczny.  Samobójstwa w wieku podeszłym (a ich liczba jest dość wysoka) dokonują się najczęściej wśród osób samotnych – po stracie. Postronnym obserwatorom trudno uwierzyć, jak głęboko może przeniknąć ból i jak obezwładniający może być brak perspektyw na dalsze życie – już bez tego drugiego człowieka. Z różnorodnych danych wynika, że kobiety łatwiej radzą sobie ze stratą niż mężczyźni. Jest to nawet taki polski syndrom – mężczyźni gorzej znoszą stan rozpaczy i osamotnienia, są bardziej nieporadni, co w konsekwencji doprowadza do depresji, a nawet śmierci. Bywa i tak, że rok po śmierci żony umiera mąż. To znaczy – wszystkie mechanizmy aktywizujące, które dotąd normalnie funkcjonowały, teraz wręcz przyspieszają proces starzenia się, wyłączenia i w konsekwencji – śmierć. Czyli – odchodzę za swoją żoną, bo bez niej nie mogę dalej żyć. Nie w rozumieniu jakiegoś zamachu na życie, ale w pojęciu filozoficznym – nie mam po co żyć, bo moje życie było związane tylko z nią.

– Z różnorodnych danych wynika, że kobiety łatwiej radzą sobie ze stratą niż mężczyźni.

Jest to nawet taki polski syndrom – mężczyźni gorzej znoszą stan rozpaczy i osamotnienia, są bardziej nieporadni, co w konsekwencji doprowadza do depresji, a nawet śmierci – mówi prof. Aleksander Araszkiewicz


 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...