„Glossa” do artykułu o sytuacji Kościoła w Polsce

Niedziela 49/2011 Niedziela 49/2011

Sięgam do artykułu w „Niedzieli” z dnia 30 października 2011, nr 44, s. 12-13, w którym podjęto nieśmiałą próbę zarysowania sytuacji Kościoła w Polsce po ostatnich wyborach.

 

Po tych cennych stowarzyszeniach, skutecznie pomagających w prawidłowym kształtowaniu się obywatelskim i religijnym, zostały w efekcie huraganu przemocy i eksterminacji już tylko gruzy i niejasne wspomnienia, nie mówiąc o żałosnych próbach zdobycia młodych przez organizacje zetempowskie czy zmanipulowane harcerstwo.

Od pewnego czasu obowiązuje hasło restauracji tamtych dobrych porządków, ale skutki – jak dotąd – nie są imponujące. Młodzież tonie w odmętach prymitywnych zabaw dyskotekowych czy zalewającej ją zgubnej fali pijaństwa i narkomanii. Ale trzeba dokonać pewnego rozróżnienia. Byłoby jednak błędem generalne potępianie i deprecjonowanie współczesnego młodego polskiego pokolenia. Krzywdą i uproszczeniem byłoby składanie na polską młodzież wyborczej patologii, jaką jest „palikotyzm”. Mimo wszystko to nie polska młodzież została skaptowana brutalnym programem aborcji, wykoślawień seksualnych i narkotycznych złudzeń. To raczej pogrobowcy niedawnych komitetów centralnych, pierwszych sekretarzy różnego szczebla i funkcjonariuszy wiadomego resortu dali znać, że istnieją i nie zmienili credo swojego destrukcyjnego programu.

Ogólnie pozytywny osąd polskiej młodzieży wymaga jednak pewnego rozróżnienia. Trzeba ją podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowi młodzież szkół powszechnych i średnich. Palącymi problemami tej grupy jest katecheza i sprawa uczęszczania do kościoła. Zadaniem i celem katechezy na szczeblu szkoły powszechnej jest doprowadzenie młodzieży do stanu dojrzałości chrześcijańskiej, której sakramentalną metą jest sakrament bierzmowania. I tu zdarzają się sytuacje kryzysowe. Młodzież niekiedy nie przywiązuje wagi do postulowanego programem przygotowania, a nawet uchyla się od przyjęcia tego sakramentu. I pierwszy, i drugi przypadek wymaga cierpliwego rozpatrzenia, kontaktu z rodzicami i wglądu w środowisko dziecka.

Niekiedy trzeba też postawić pytanie, czy katechizujący stoi na wysokości zadania. W szczególny sposób jest to aktualne w odniesieniu do katechezy w klasach licealnych. Tu nie wystarcza już zwyczajne wykształcenie seminaryjne, a tym samym młodzieńczy zapał neoprezbiterów.

W tym miejscu jednak docieramy już do drugiej grupy młodzieżowej, jaką stanowi młodzież akademicka. Jej odpowiednikiem jest duszpasterstwo akademickie. Ale czy ono jest na miarę ks. Wojtyły, ks. Pietraszki, ks. Zienkiewicza, ks. Fedorowicza? To byli ojcowie polskiej inteligencji katolickiej. Czy tacy, niektórzy kandydaci na ołtarze, istnieją i działają obecnie w ludnych ośrodkach? I jakże tu nie wymienić dwu sztandarowych postaci apostolatu młodych ostatniej już komunistycznej doby, jakimi byli ks. Blachnicki z działalnością oazową czy ks. Wojtyła z jego duszpasterstwem turystycznym...

Tak pierwsze (ruch oazowy), jak i drugie (duszpasterstwo turystyczne) wydało cenne owoce w postaci środowisk, które wyraźnie zaznaczyły się w życiu Kościoła w Polsce. Czy jednak nie straciły one na pierwotnej dynamice?

Godne odnotowania, jako niewątpliwe aktywa polskiej młodzieży, są: ruch młodych znad Lednicy o. Jana Góry, Światowe Dni Młodzieży, a wreszcie masowy udział młodych w pielgrzymowaniu na Jasną Górę. Tym niemniej wobec ogromnych skupisk młodzieży akademickiej w takich metropoliach uniwersyteckich, jak Warszawa, Kraków, Poznań, Gdańsk, Szczecin, Toruń czy Białystok, można mieć wątpliwości, czy ten odcinek życia Kościoła w Polsce jest prawidłowo zagospodarowany.

Jest jeszcze inna grupa, która w perspektywie polskiej inteligencji katolickiej powinna być wzięta pod uwagę. Stanowią ją – liczni już dzisiaj – absolwenci teologii dla świeckich. Choć nie brakowało z początku obaw i wątpliwości, czy świeckim umożliwiać studium teologii, to dziś widać opatrznościowość tego odważnego przedsięwzięcia. Pierwsza grupa absolwentów zasiliła Kościół polski w otwartej szeroko bramie szkolnej katechizacji. Druga natomiast, która zdecydowała się na pełne studium teologii w jej naukowej postaci, powiększyła grono specjalistów teologicznych. W rezultacie pojawiły się doktoraty świeckich i osób zakonnych – nie księży – a za nimi habilitacje z poważnymi osiągnięciami naukowymi. Przykład s. prof. Józefy Zdybickiej, długoletniej dziekan Wydziału Filozoficznego KUL, jest szczególnie wymowny.

W sumie dzisiaj spora grupa uczonych filozofów i teologów polskich stanowi cenny kapitał, o którym trzeba pamiętać i który trzeba sensownie wykorzystać. Nie należy żywić wobec nich niesprawiedliwych uprzedzeń, kompleksów, a raczej dbać o to, by darzyć ich klimatem ortodoksji i harmonii z nauczaniem Kościoła.

Czy w tym zarysowanym obrazie sytuacji Kościoła w Polsce są jeszcze jakieś białe plamy i niedomówienia? Może, a nawet na pewno są. Ale wszystko wskazuje, że czas diagnozy powoli mija, a nadchodzi czas odpowiedniej terapii. Ale to już domena instancji innych niż zblakły autorytet starego teologa, i to jeszcze z coraz to gorzej widzącymi oczyma...

 


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...