Trzeba dziecku mówić o wierze, ale przede wszystkim powinno ono uczestniczyć w życiu Kościoła, w ten sposób dokonuje się „wtajemniczenie". Wprowadzamy dzieci w coś, czego w pełni nie pojmują, w Tajemnicę, zrozumienie przyjdzie z czasem. Zresztą, czy my, dorośli wszystko rozumiemy?
Ojcze, od jakiegoś czasu trwa w Kościele spór. Chodzi o udział dzieci w liturgii. Po jednej stronie są ci, którzy chcieliby uczestniczyć we Mszy św. w skupieniu, a biegające po kościele dzieci im to utrudniają. Po drugiej są rodzice, którzy nieraz z wielkim wysiłkiem przyprowadzili swojego malucha do kościoła, a zamiast zrozumienia spotykają się jednak z wrogimi spojrzeniami.
Ten spór ma swoją zaletę, pokazuje, że Msza jest ważna i dla jednych, i dla drugich. Jeśli się o nią kłócimy, to znaczy, że dostrzegamy jej wartość. Eucharystia przecież jest czymś najcenniejszym, co mamy, jako chrześcijanie.
Samo „bycie na Mszy" wychowuje do wiary?
Rozwój mojego życia duchowego zawdzięczam właśnie Mszy św. Wychowałem się na niej. Jest dla mnie jak chleb powszedni i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Dokumenty Soboru Watykańskiego II mówią że Msza św. jest „Źródłem i Szczytem". „Źródłem", z którego wypływa życie duchowe, i „Szczytem", ku któremu zmierza wszelka nasza aktywność. Eucharystia ma ogromną siłę, oddziałuje na nasz intelekt przez słowa, ale także na emocje przez symbole i gesty. Właśnie gesty mogą najbardziej trafić do dzieci. Żartobliwie można powiedzieć, że podczas Mszy używa się wielu „wabików", które mogą zainteresować dziecko: kadzidło, dzwonki, świece, procesje...
Dwulatek zainteresuje się może przez chwilę dzwonkami, ale niewiele zrozumie z tego, co mówi ksiądz.
Trzeba dziecku mówić o wierze, ale przede wszystkim powinno ono uczestniczyć w życiu Kościoła, w ten sposób dokonuje się „wtajemniczenie". Wprowadzamy dzieci w coś, czego w pełni nie pojmują, w Tajemnicę, zrozumienie przyjdzie z czasem. Zresztą, czy my, dorośli wszystko rozumiemy?
Czy to jest argument przeciwko tym, którzy chcą wyprosić dzieci z kościoła, bo hałasują i psują idealną liturgię?
Nie można pozwalać na to, by dzieci w kościele robiły wszystko, na co mają ochotę. Jednak nie chodzi też o to, aby stworzyć idealną liturgię. Liturgia ma być piękna, a nie idealna. Żeby mogła być piękna, wszystko powinno być starannie przygotowane. Ważne są elementy zewnętrzne: ołtarz, szaty liturgiczne, śpiewy, czytania, homilia, ale jeszcze ważniejsza jest postawa wewnętrzna: wiara, zaangażowanie i miłość. Warto zatroszczyć się o właściwe przygotowanie do Eucharystii, aby nie była ona chaotyczna, powierzchowna, bezmyślna. Msza św. jest uobecnieniem Ofiary, jaką Jezus Chrystus złożył Bogu Ojcu za zbawienie świata. Dzięki niej mamy udział w owocach Jego Męki i Zmartwychwstania. Ona jest większa od nas, jest Tajemnicą, w której uczestniczymy, ale której nie ogarniamy naszym rozumem. Liturgia nie jest jedynie dziełem ludzi i nie chodzi w niej o stworzenie dobrej atmosfery. Dzieci mogą w niej owocnie uczestniczyć wtedy, kiedy będą do tego przygotowane. Pytanie o to, czy powinny, czy nie powinny chodzić na Mszę, to tak naprawdę pytanie o to, czy są do tego przygotowane.
Jak przygotować je do udziału w liturgii?
Inaczej te, które mają trzy lata, inaczej te, które mają sześć i więcej. Starsze dzieci są wprowadzane w życie Kościoła i w liturgię podczas katechezy. O dobre przygotowanie młodszych dzieci powinni zadbać rodzicie. Ważne, aby dzieci miały świadomość, że na Mszy św. dzieje się coś ważnego, że wyjście do kościoła nie jest tym samym, co wyjście na podwórko, do szkoły czy do galerii handlowej. Nie wiem, jak to zrobić, ale patrząc na niektóre dzieci, przekonuję się, że jest to możliwe.
Zarówno rodzice, jak i dzieci muszą wiedzieć, po co idą do kościoła. Jeśli nie udaje nam się zainteresować dziecka tym, co się dzieje podczas Eucharystii, a ono nudzi się tak bardzo, że zaczyna rozrabiać, może to oznaczać, że nie nadszedł jeszcze czas, aby wprowadzać je w życie Kościoła.
Czy to znaczy, że do kościoła można zabierać tylko te dzieci, które potrafią się grzecznie zachowywać?
Nie popadajmy w skrajności. Nic się nie stanie, gdy podczas liturgii maluch zsunie się z kolan mamy i pobiegnie zobaczyć, co się dzieje przy ołtarzu. Czasem dziecko po prostu nie może znieść bezczynności i wtedy trzeba wyjść z nim na chwilę, żeby mogło np. pobiegać. U dominikanów w Krakowie świetnie nadają się do tego krużganki, można też wyjść z dziećmi na chwilę do przedsionka czy na zewnątrz. Irytuję się natomiast, gdy widzę, że rodzice w ogóle nie próbują zdyscyplinować dzieci. Zdarza się, że maluchy podczas Eucharystii szaleją, piją soczki i jedzą chrupki. Nie jestem zwolennikiem wprowadzania jakichś rygorystycznych zakazów, ale chciałbym, aby rodzice wykazali się większą wrażliwością i odpowiedzialnością.
A jeśli rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, że robią coś nie tak, to ksiądz powinien zareagować?
Gdy podczas Mszy św. dzieci ciągle biegają po kościele, przekrzykują się, jedzą, piją soczki, to ja jako celebrans czuję się całkowicie bezradny. Mógłbym ewentualnie z ambony zaapelować do rodziców, by przemyśleli swoje metody wychowawcze. Wtedy jednak rodzice mogą się poczuć zranieni i niezrozumiani.
Można o tym wspomnieć w czasie ogłoszeń.
Zdarza się, że podczas Mszy św. konwentualnej w Krakowie, w przypływie rozpaczy, któryś z celebransów zwraca się z delikatną uwagą: „Cieszymy się bardzo, że są z nami dzieci, ale cieszylibyśmy się jeszcze bardziej, gdyby pozwalały się modlić także dorosłym". Odpowiedzialność za udział dzieci w liturgii spoczywa na rodzicach, a nie na celebransie. Kiedy prosili Kościół o chrzest, usłyszeli, że razem z rodzicami chrzestnymi przyjmują obowiązek wychowania dziecka w wierze, przekazania mu prawd Ewangelii i chrześcijańskich wartości. Rodziców nie zastąpi w tym ani katecheta, ani ksiądz spotykający się z dziećmi raz w tygodniu na niedzielnej Mszy. Stąd bierze się pytanie: czy dzieci w domach są wychowane w wierze i czy opowiada się im o tym, czym jest Msza św.?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.