Pozwól dziecku, które jest w tobie, przyjść do Boga

List 2/2012 List 2/2012

Trzeba dziecku mówić o wierze, ale przede wszystkim powinno ono uczestniczyć w życiu Kościoła, w ten sposób dokonuje się „wtajemniczenie". Wprowadzamy dzieci w coś, czego w pełni nie pojmują, w Tajemnicę, zrozumienie przyjdzie z czasem. Zresztą, czy my, dorośli wszystko rozumiemy?

 

Czy rodzice mogą liczyć w tym na jakieś wsparcie Kościoła?

Kościół chce im w tym pomagać. Powstało specjalne dyrektorium na temat udziału dzieci we Mszy św. Są w nim dwie ważne wskazów­ki. Pierwsza dotyczy sytuacji, kiedy we Mszy św. „dla dorosłych" uczestniczą dzieci. Dyrek­torium radzi, by nie traktować ich jak przycho­dzących „na doczepkę", ale jakoś zaangażo­wać w liturgię, zauważyć, że one też z nami są. Można je włączyć w śpiew, w modlitwę wiernych czy niesienie darów. Dla młodych ministrantów np. niezwykle ważne jest to, że mogą w czasie Mszy dzwonić dzwonkami czy przynieść do ołtarza kadzielnicę. Druga podpowiedź dyrektorium dotyczy tzw. Mszy św. z udziałem dzieci. Można wtedy modyfikować liturgię tak, by była dla dzieci jak najbardziej zrozumiała i ciekawa: skrócić tro­chę czytania, rozbudować śpiewy, wprowadzić ruch, a nawet taniec. Dzieci potrzebują aktyw­ności. Te Msze powinny być bardzo dynamicz­ne. Niestety nie zawsze takie są. To zadanie dla kapłanów, duszpasterzy i katechetów, by włożyć w ich przygotowanie dużo serca i po­szukiwać ciekawych pomysłów. Chciałbym jednak ostrzec przed infantylizacją wiary. Jeżeli podczas Mszy św. piosenki są bardzo spłycone, pojawiają się jakieś zabaw­ki, gadżety, które mają uatrakcyjnić liturgię, to może się zdarzyć, że wiara będzie bardzo nie­dojrzale przeżywana. Bóg może pozostać dla dzieci tylko „Bozią".

W tradycji żydowskiej w czasie celebrowania wieczerzy paschalnej dzieci mają bardzo ważną rolę. Za­dają swojemu ojcu pytania o sens świętowania Paschy i o historię zbawienia. Czy w naszej liturgii jest takie wydarzenie, które bez dzieci nie mogłoby się odbyć?

Tak, choć w nieco innym rozumieniu. Mam na myśli Pierwszą Komunię Św. Wtedy dzieci są w centrum uwagi i wyraźnie to czują. Wszyst­ko, co przygotowali dorośli, jest dla nich. To jest bardzo ważna chwila zarówno w życiu dziecka, jak i rodziców. Jeśli dzieci zostały dobrze przygotowane i przez rodziców, i przez katechetów, to Pierwsza Komunia może być niezwykle głębokim przeżyciem duchowym. Może być doświadczeniem wiary i pragnienia Boga. Warto wykorzystać te mocne przeżycia, by później formować dzieci „eucharystycznie". Przekazać im miłość do liturgii. Chodzi o to, by Komunia nie była jednorazowym wydarze­niem.

Rozmowa w czasie Paschy to jest właśnie przekazywanie wiary.

Rodzice przekazują wiarę dzieciom, ale rów­nocześnie sami odkrywają ją na nowo. Wła­śnie coś takiego obserwowałem, gdy przy­gotowywałem sześciolatki do tzw. „wczesnej Komunii Świętej". W kilku miejscach w Polsce jest taka możliwość. Decydują o tym rodzice, biorą odpowiedzialność za formację dziecka. Jest to dobre, bo pozwala dzieciom przygotować się do Komunii poza szkołą. W drugiej klasie mają one już bardzo wiele obowiązków związanych z nauką i dlatego katechizację traktują jako dodatkowy ciężar. Sześciolatki nie są jeszcze tak przeciążone, a to, że nie uczestniczą w katechezie szkolnej, w natural­ny sposób włącza w tę katechizację rodziców. Wielu osobom przygotowania do Komunii dziecka pomogły wrócić do Boga i do Kościo­ła. Niektórzy spowiadali się po wielu, wielu la­tach przerwy i były to spowiedzi autentyczne, związane ze szczerym nawróceniem. Inni oży­wili swoją więź z Bogiem, włączyli się w życie parafii. W ten sposób dzieci mogą nawrócić swoich rodziców.

Zapytano kiedyś Krzysztofa Kieślowskiego o doświadczenie zwią­zane z wiarą. Pytanie to padło w czasie, kiedy wybitny reżyser był daleko od Kościoła. Odpowiedział, że bardzo mocno przeżył swoją Pierwszą Komunię: „Było to wielkie wydarzenie, ale - dodał - to było dawno...".

Dla kogo z nas to nie było wielkie wydarzenie? Niestety w Polsce problemem związanym z przygotowaniami do Komunii jest masowość i pewna sztampa. Takie dobre przygotowanie jest wielkim wyzwaniem duszpasterskim, które stoi przed Kościołem.

Powiedział Ojciec, że rodzice na­wracają się dzięki dzieciom. Jezus też powiedział, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie będziemy mogli wejść do Królestwa Niebieskiego. Czego możemy się uczyć od naj­młodszych?

Jezusowi nie chodziło o to, żebyśmy wracali do dzieciństwa i dziecinnieli. Stawanie się jak dziecko to pozwalanie, by mógł w nas dojść do głosu „nowy człowiek". On rodzi się w nas dzięki sakramentowi chrztu. Początkowo jest jak maleńkie dziecko, o które trzeba się trosz­czyć. Sakramenty i Słowo Boże pozwalają by ten „nowy człowiek" mógł w nas rosnąć. Równocześnie powinien w nas umierać „stary człowiek", czyli człowiek pyszny, zarozumiały, który szuka zaszczytów i docenienia. Jeste­śmy starymi ludźmi, dlatego bardzo poważnie siebie traktujemy. Stać się jak dziecko to spu­ścić trochę powietrza z tego balonu powagi, który napompowaliśmy. Mamy stanąć przed Bogiem jak dziecko, z prostotą i bezradnością a przede wszystkim z ufnością. Dziecko ma w sobie zmysł wiary. Już od ma-leńkości przez chrzest św. jest włączone w Ta­jemnicę Trójcy Świętej i nie stawia tej Tajemni­cy takiej zapory racjonalnej jak dorośli. Ojciec Joachim Badeni, dominikanin, opowiadał, że jego mali, pięcioletni przyjaciele, modląc się, mieli doświadczenia podobne do doświadczeń mistyków.

Obserwowałem ten dziecięcy zmysł wiary, kiedy prowadziłem katechezę w szkole. Gdy modliliśmy się na początku lekcji, prosiłem dzieci, żeby zamknęły oczy i pomodliły się... Sam chytrze podglądałem, żeby sprawdzić, czy mnie posłuchały. Byłem mocno zdziwiony, bo wszystkie dzieci z zamkniętymi oczami mo­dliły się w skupieniu.

W życiu duchowym powinien zachodzić pro­ces odwrotny do naturalnego. Zazwyczaj jest tak, że rodzimy się, dojrzewamy i starzejemy. Im jesteśmy starsi, tym bardziej zamykamy się w sobie i poważniejemy. Proces duchowy powinien przebiegać w drugą stronę: im jeste­śmy starsi, tym bardziej powinniśmy być „dzie­cięcy", bardziej ufni i otwarci na przyjmowanie Bożej łaski.

Może o to chodzi w Jezusowym: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie"? Żeby pozwolić dziec­ku, które jest w nas, przyjść do Boga.

To bardzo ważne słowa. Jezus chce też przez nie powiedzieć, że przygarnia wszystkich od­rzuconych przed dorosłych. Przypomnijmy, że Jezus powiedział to w reakcji na zachowanie apostołów, którzy odganiali od Niego dzie­ci. Uważali, że aby spotkać Mistrza, trzeba spełnić jakieś specjalne warunki i niektórych wyrzucili na margines. Słowa Jezusa są skie­rowane nie tylko do dzieci, ale do wszystkich tych, którzy sąna marginesie tego świata, tych, którzy mimo tego, że sami są dorośli, czują się jak osierocone dzieci. Jest wiele takich sierot, które mają poczucie odrzucenia, niekochania i bezsensu. Dla Jezusa ważny jest każdy czło­wiek. Także ten, który jest odrzucony przez świat dorosłych.

o. Jakub Kruczek OP, wychowawca braci klery­ków w klasztorze oo. Dominikanów w Krakowie.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| "LIST", DZIECKO, WIARA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...