Rózga w imię Boże

Tygodnik Powszechny 10/2012 Tygodnik Powszechny 10/2012

W księgarniach łatwo znaleźć książki, które w oparciu o Biblię zalecają przemoc wobec dzieci. Na jaki grunt trafia wychowawcza „filozofia rózgi”?


Bicie a sprawa polska

Choć wymieniane książki to prace zagranicznych autorów związanych ze wspólnotami protestanckimi, trudno oprzeć się wrażeniu, że trafiły w Polsce na podatny grunt. Jeszcze w 2011 r. 36 proc. Polaków uważało, że „tzw. lanie jeszcze nikomu specjalnie nie zaszkodziło”, 69 proc. sądziło, że są sytuacje, w których trzeba dziecku dać klapsa, a 21 proc. zgodziło się ze stwierdzeniem: „bicie dziecka jest w niektórych sytuacjach najbardziej skuteczną metodą wychowawczą” (badania OBOP na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka).

Chociaż poziom akceptacji dla przemocy wobec dzieci w ostatnich latach nieznacznie spada (np. w porównaniu z podobnymi badaniami z lat 2005-08), trudno nie zauważyć, że ostatni pomiar OBOP-u został przeprowadzony już po wprowadzeniu nowelizacji ustawy o przemocy w rodzinie, która – wraz ze zmianami w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym – wprowadziła bezwzględny zakaz stosowania kar cielesnych (zakaz ten, choćby na poziomie Konstytucji, istniał już wcześniej, jednak stosowano pozaustawowy kontratyp obyczajowy, uznając „dopuszczalne granice” karcenia).

Dyskusja, jaka przetoczyła się przez media po wprowadzeniu nowego prawa w 2010 r., odżyła przy okazji ubiegłotygodniowego wycofania z obiegu książek VOCATIO. Wraz ze wszystkimi jej uproszczeniami, mitami i zaklęciami. Jak napisał w oświadczeniu szef wydawnictwa, „uchwalone nie tak dawno prawo nie potrafi dostrzec tych różnic (chodzi o wspomniane już rozróżnienie na karanie i „karcenie” – przyp. PW). Poprzez swoje sformułowania potępia wszystkie działania wychowawcze wobec dzieci, które noszą jakiekolwiek znamiona przymusu bezpośredniego. Na skutki nie trzeba będzie długo czekać. Tragiczne tego pokłosie widoczne jest już w Szwecji czy w Wielkiej Brytanii, gdzie rozpasana młodzież nie ma już żadnych granic, autorytetów, nie ma poszanowania dla struktur władzy ani dla praw innych ludzi” – napisał m.in. Piotr Wacławik, powołując się jednocześnie na zamieszczony w 2010 r. w „Gościu Niedzielnym” wywiad z Ruby Harrold-Claesson, prezesem Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka. „Projekt polskiej ustawy jest bardzo podobny do ustawy obowiązującej w Szwecji. Jeśli wejdzie w życie, otworzy puszkę z oskarżeniami wobec rodziców. Rodzice mogą być skazywani, a dzieci odbierane” – ostrzegała Claesson, zyskując półtora roku temu wielu zwolenników.

Co wiemy o funkcjonowaniu nowego prawa dzisiaj? Choćby to, że obawy o nadużywanie władzy pracowników socjalnych (mających jakoby z byle powodu odbierać dzieci rodzicom) czy ściganie rodziców „za klapsa” okazały się publicystyczną histerią: zamiast „modelu szwedzkiego” – to często używane, ale rzadko definiowane pojęcie odnosi się zapewne do świadomości społecznej, nie do systemu prawnego, który zakazuje bicia dzieci w wielu krajach europejskich – mamy nadal w Polsce dobrze ugruntowany „model polski”: z wysokim poziomem społecznej akceptacji dla przemocy i niechęcią do zgłaszania jej przypadków do organów ścigania.

– „Modelem szwedzkim” straszy się u nas w kontekście ewentualnych nadużyć – mówi Zuzanna Kloc, prawniczka Fundacji Dzieci Niczyje. – Po pierwsze jednak, pole do nadużyć istnieje w przypadku każdego przepisu. Po drugie to, co uchwaliła Polska, to tylko nadgonienie względem innych europejskich krajów, które przyjęły Konwencję o Prawach Dziecka i idący w ślad za nią bezwzględny zakaz stosowania kar cielesnych. Po trzecie wreszcie, ani z naszej praktyki, ani z doniesień medialnych nie wiemy nic o ewentualnych nadużyciach czy przypadkach skazania rodziców „za klapsa”.

„Modelowi szwedzkiemu” w debacie nad przemocą domową towarzyszyło (i towarzyszy nadal) pojęcie „bezstresowego wychowania”. To jego zwolennikami mają być niejako „z automatu” wszyscy przeciwnicy stosowania kar cielesnych.

„Według mnie, klaps wymierzony z miłością jest dopuszczalny i jest skuteczną metodą wychowawczą (...) Oczywiście kary fizyczne są skuteczne tylko do pewnego wieku, dopóki dziecko nie jest w stanie zrozumieć tego, czego wymaga rodzic (...) Rodzice, którzy preferują tzw. wychowanie bezstresowe, bez jakichkolwiek kar, bywają często wobec swoich dzieci bezradni” – mówił np. jeszcze przed wprowadzeniem nowego prawa tygodnikowi „Niedziela” ks. Andrzej Bafeltowski, pracujący z rodzinami wielodzietnymi we wspólnotach neokatechumenalnych (pod tekstem o skądinąd wyraźnym wydźwięku antyprzemocowym).

Ów duch uproszczonych podziałów powraca na kartach wycofanych z obiegu książek, choćby w poradniku „Jak trenować dziecko”. Oto wychowaniu w aurze posłuszeństwa, stawiania granic i odpowiedzialności (tu nieodzownym narzędziem jest rózga) przeciwstawione jest właśnie „wychowanie bezstresowe”.

– Zwalczanie przemocy wobec dzieci nie ma nic wspólnego z propagowaniem wychowania bez wymagań. Przeciwnie: chodzi o zaakcentowanie, że stawianie dziecku barier może się odbywać bez używania siły – zaznacza Anna Golus.

A Jakub Śpiewak dodaje: – Chodzi o prosty przekaz, że bicie jest szkodliwe, a jeszcze bardziej niebezpieczne jest kojarzenie przemocy z miłością. Znany mechanizm „bici biją” może być w ten sposób jeszcze pogłębiany, bo skoro bicie jest przedstawiane jako wyraz uczucia, to jeszcze łatwiej je zaakceptować.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...