Wypowiedzieć wiarę poprzez znaki i symbole

List 4/2012 List 4/2012

Na pewno niczego nie zawłaszczam, kiedy wypowiadam swoje najgłębsze przekonania i kiedy chcę się dzielić z innymi wartościami, którymi żyję. Nie zawłaszczam niczego także wtedy, kiedy wokół wyznawanych przeze mnie wartości chcę budować jakiś rodzaj wspólnoty ludzkiej. Wspólnoty nie powstają sztucznie, one tworzą się wokół tego, co jest dla ludzi ważne

 

Współczesna kultura wydaje się jed­nak coraz mniej chrześcijańska.

To prawda. Skoro mamy kryzys obecności chrześcijaństwa w kulturze, to musimy zapy­tać, jaka jest jakość wiary chrześcijan. Czło­wiek dojrzale wierzący wypowiada się bowiem także przez kulturę. Wiara rzeczywiście przy­jęta chce być wiarą misyjną, głoszoną. Czy je­śli kultura stoi na niskim poziomie, to taka też jest nasza religijność?

Niektórzy uważają, że ostatnie sobo­rowe zmiany spowodowały kryzys, także w kulturze chrześcijańskiej. Szansę na uzdrowienie tej sytuacji upatrują więc w powrocie do stare­go, przedsoborowego modelu funk­cjonowania Kościoła.

Możemy oczywiście przerzucać się argumen­tami, ale myślę, że warto popatrzeć na to, co proponuje papież. W końcu to, co on głosi i robi, jest w Kościele głosem najważniejszym. Jak wiadomo Benedykt XVI ogłosił rok wiary w Kościele. W związku z tym, całkiem niedawno ukazały się podpowiedzi, zalecenia jak ten rok przeżywać. Są one sygnowane przez prefekta Kongregacji Doktryny Wiary. Co zaleca kard. William Levada? Lekturę dokumentów sobo­rowych i katechizmu, który zrodził się z Vati-canum II. Boję się, że dzisiaj o soborze mówią krytycznie ci, którzy nie czytali w ogóle jego dokumentów. Sobór stał się dziś chłopcem do bicia. Tymczasem nie byłoby Pawła VI bez so­boru, nie byłoby Jana Pawła II bez soboru i nie ma Benedykta XVI bez soboru.

Niedawno czytałem tekst sprzed prawie pięćdziesięciu lat, który dotyczył tematu Ko­ścioła otwartego. Nie jest przeciwieństwem Kościoła konserwatywnego, integrystycznego. Przeciwieństwem integryzmu jest nadmierny

progresizm. Otwartość jest alternatywą dla obu tych pomysłów. Polega ona na tym, że Kościół ma pozytywne nastawienie do świata i z tym nastawieniem jest do niego posłany. So­borowa definicja mówi, że Kościół jest jakby narzędziem jedności całego rodzaju ludzkie­go. Znajduje swój cel poza sobą. Nie jest dla siebie, nie służy sobie samemu. Zgodnie z tą definicją, Kościół służy całemu rodzajowi ludz­kiemu. W jaki sposób? Buduje jedność między ludźmi. Czyni to w ten sposób, że najpierw pokazuje człowiekowi wewnętrzne zjednocze­nie z Bogiem możliwe dla każdego. Od tego wychodzi. Ale żeby było to możliwe, musi być ciekawy tego, jak ludzie żyją, z jakimi proble­mami się borykają, czego potrzebują.

Przeciwieństwem takiej postawy jest za­mknięcie. Zamykam drzwi i nie wiem, co się za nimi dzieje. Nie chcę wiedzieć. Potrafię zadbać o siebie samego i kilku innych ludzi wokół mnie. Tylko czy to rzeczywiście będzie Kościół?

Wracając do kwestii znaków... Z kry­tyczną postawą wobec ostatniego soboru, choć nie zawsze, wiąże się też zainteresowanie liturgią przed-soborową.

Historia zbawienia to historia znaków i słów, a znaki są przez człowieka przyjęte, jeśli coś dla niego znaczą. Kiedy byłem rektorem w krakowskim seminarium, mieliśmy co pewien czas liturgię sprawowaną w rycie rzymskim, klasycznym. Wydaje mi się jednak, że nie można zrobić tej celebracji, jeśli się wpierw nie wprowadzi ludzi w znaczenie poszczegól­nych gestów składających się na tę liturgię. Inaczej efekt końcowy będzie taki, że człowiek niczego nie zrozumie. Będzie miał co najwyżej przeczucie, że uczestniczył w czymś ważnym, co jest wejściem w inny świat, ale nic więcej. To istotne, aby odkrywać, że kiedy wchodzę w świat liturgii, to zanurzam się w inną rzeczywi­stość, bosko-ludzką, ale liturgia jest też kodem słów i znaków. Te zaś mają sens wtedy, kiedy są rozumiane. Dlatego zaczęto m.in. używać języków narodowych w liturgii.

Wydaje się, że istnieje coraz więk­sza potrzeba bycia wtajemniczanym w świat znaków, symboli...

Mówiliśmy o liturgii. Klękasz na dwa kolana, składasz ręce. Co to znaczy? Że jesteś wierny - tak, jak rycerz miał być wierny swemu senio­rowi. Stoisz. Co to znaczy? Że jesteś wolny.

Podnosisz ręce do modlitwy. Wzniesione ręce oranta są wzniesionymi rękami ukrzyżowane­go Chrystusa. Kiedy rozumiem jakiś gest i wy­konuję go, to natychmiast pojawiają się takie czy inne odniesienia do Pana Boga. Ponieważ rozumiem ten znak, ten gest, mogę siebie przez niego wyrazić.

Kłopot w tym, że w Kościele niewystarcza­jąco tłumaczymy te znaki i w konsekwencji podczas przeżywania liturgii wiele nam umy­ka. Nie jest to jednak problem znaków, ale ich rozumienia. Niektóre znaki rodziły się w pew­nym kontekście historycznym i kulturowym. Kontekst się zmienił, a znak wciąż trwa. Jeśli jego znaczenie nie zostanie wyjaśnione, to będzie on znakiem z innego świata, z innego czasu. Pozostaje więc wytłumaczyć np. mini­strantom, że bierze się monstrancję przez we­lon nie dlatego, żeby nikogo nie poparzyła, ale że jest to element wzięty z dworu cesarskiego. Kiedy człowiek otrzymywał dar od cesarza, to szacunek nakazywał wziąć go przez jakąś tkaninę. Biorę więc coś przez materiał w po­czuciu, że otrzymałem od Boga jakiś niesamo­wity dar i nie mogę po niego po prostu sięgnąć łapą. W mojej postawie musi być uszanowanie dla tego daru. Wytłumaczenie tego zajmuje minutę, może dwie.

To dlaczego prawie nikt tego nie robi?

Bo jako kaznodzieje wolimy skupiać się na sprawach dotyczących moralności. Być może też dlatego, że mało kto o to pyta. Przycho­dząc na liturgię, wchodząc w jej świat, dobrze jest mieć w sobie ciekawość; pytać, dlaczego to robi się właśnie tak. Dobrze byłoby, żeby osoby czynnie uczestniczące w sprawowaniu liturgii miały świadomość tego, co robią, i były w tym zanurzone. Czy diakon, który okadza kapłana przewodniczącego liturgii, rzeczywi­ście się za niego modli? Czy podczas okadza­nia wiernych modli się za ludzi w kościele? Ten dym jest przecież znakiem modlitwy.

Niektórzy uważają, że aby być sły­szanym we współczesnym świecie, Kościół powinien zrezygnować z ozdobnych szat, z całej otoczki, której współczesny człowiek nie rozumie, do­konać swoistego ogołocenia, wybrać absolutne ubóstwo i skupić się na bu­dowaniu jedności między ludźmi.

Takie pomysły wracają niczym fale, z więk­szym lub mniejszym natężeniem. Pamiętajmy jednak, że w Bogu jest stałe dążenie do wcie­lania się. Byłem kiedyś w Fatimie na kongresie chorych i niepełnosprawnych. W sanktuarium znajdowała się kaplica adoracji Najświętsze­go Sakramentu. Miała bardzo surowy wy­strój. Niczego w niej nie było poza wmontowaną w ścianę malutką mon­strancją z Najświętszym Sakramentem. Tylko tyle. Wróciłem do Krakowa i zafascynowany opowia­dałem o tym swojemu proboszczowi. Mówiłem: „To tak skupia uwagę, że nie ma cię co rozpro­szyć". A ksiądz proboszcz mi odpowiedział: „Ale też nie ma cię co pożywić". Nie mogłem z nim dysku­tować, nie miałem powo­du, żeby to robić. Powie­dział mi o pewnej swojej wrażliwości religijnej. Oczywiście, znakiem, na którym mamy się pod­czas adoracji skupić, jest kawałek konsekrowane­go chleba, ale niektórzy oczekują od architektu­ry i sztuki chrześcijań­skiej podpowiedzi, która ukształtuje ich modlitwę. Mają do tego prawo czy nie? Mają. Nie absoluty­zujmy swoich własnych oczekiwań w tej dziedzi­nie. Dla jednego coś bę­dzie śmieszne, naiwne, a dla drugiego będzie to wypowiedź jego wnę­trza. Nie zabraniajmy też innym wyrażać ich wiary przez znaki, symbole. Jeżeli będziemy lepiej rozumieć znaczenie symboli religijnych, to ich obecność będzie dla nas czymś bardziej zrozumiałym.

Natomiast środki ubogie, którymi powinien posługiwać się Kościół w głoszeniu Ewangelii, są bardzo proste. To dialog i świadectwo. Nic więcej.

bp Grzegorz Ryś, dr hab. historii, prof. UPJPII, mediewista, biskup pomocniczy diecezji krakow­skiej, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewan­gelizacji


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...