Wybrałam życie

Wzrastanie 7-8/2012 Wzrastanie 7-8/2012

Z Brygidą Grysiak, dziennikarką telewizyjną, o jej najnowszej książce opisującej wartość życia, rozmawia Dorota Mazur

 

– W swojej najnowszej książce „Wybrałam życie” podejmuje Pani temat obrony życia poczętego. Dlaczego powiedziała Pani „nie” dla aborcji?

– Od dawna przysłuchuję się debacie na temat obrony życia. I od zawsze brakowało mi w niej głosu kobiet, które wybrały życie. Takich, które w często bardzo dramatycznych okolicznościach dowiedziały się, że są w ciąży. Stanęły przed wyborem. I mimo, że niektóre z nich rozważały aborcję, powiedziały swojemu dziecku TAK. Postanowiłam oddać im głos. Zapytać, dlaczego tak zdecydowały i czy dzisiaj nie żałują.

– Czy kobiety, których losy opisuje Pani w swej książce, chętnie dzieliły się swoimi historiami? Co w opowiedzeniu swojej drogi było dla nich najcięższe?

– To były bardzo trudne rozmowy. Dla moich bohaterek. I dla mnie. Zwłaszcza rozmowa z Jolą, której córeczka już nie żyje. Urodziła się bardzo chora. Jola wiedziała, że tak będzie. A mimo to – razem z mężem – zdecydowali, że pozwolą jej żyć. Żyła prawie rok i miesiąc. Bardzo trudne były rozmowy z Zofią, Izą i Małgorzatą. One oddały swoje dzieci do adopcji. Kiedy opowiadały o rozstaniu, płakały. Przeżywały ten wybór raz jeszcze.

– Jak długo powstawała Pani książka i co było największym problemem, przeciwnością przy jej pisaniu?

– Dokumentację zaczęłam w maju zeszłego roku. I ten etap był chyba najtrudniejszy. Najpierw szukałam matek, które zostawiły dziecko w „oknie życia”. Okazało się, że z tych, które znalazłam, na rozmowę zgodziła się tylko jedna. Szukałam dalej. W domach samotnej matki, ośrodkach adopcyjnych… Jolę znalazłam przez warszawskie hospicjum. Podczas pracy nad tą książką spotkałam wielu wspaniałych ludzi. Ale zdarzało się, że zamykano przede mną drzwi. Książka ukazała się tuż przed Dniem Matki. Bo to książka o matkach, które nazwałam „wszechmogącymi”. Matkach, które z miłości do dziecka są w stanie pokonać każdą przeszkodę, znieść każdy ból i upokorzenie. Choć ich historie są bardzo różne, to wszystkie mają ten sam mianownik. Każda z moich bohaterek wybrała życie. Życie dziecka. Dziś mówią, że nie żałują. Są szczęśliwe.

– Nie boi się Pani ataków ze strony środowisk proaborcyjnych?

– Nie, bo ja z nikim nie walczę. Poza tym ta książka nie jest przeciwko komuś, tylko o kimś. Konkretnie, o matkach, które wybrały życie. Choć niektóre z nich rozważały aborcję, a niektóre nawet próbowały usunąć ciążę.

– Co było powodem chęci dokonania aborcji? Czy złym doradcą był tutaj stres lub też może brak wsparcia rodziny?

– To był zawsze strach. Przed tym, że ktoś wyrzuci z mieszkania, że nie będzie co jeść, że sobie nie poradzą, że życie się zmieni, że partner, który bije, będzie bił jeszcze mocniej. Strach, który jest zawsze najgorszym doradcą. Dziś się nie boją. Dziś wiedzą, ile znaczą. I ile mogą.

– Co pomogło w porzuceniu decyzji o zabiciu dziecka w akcie aborcji - czy była to modlitwa innych, dobre słowo kogoś, jedna chwila, którą one nazywają znakiem od Boga?

– Nie każda z moich bohaterek rozważała aborcję. Anna nie musiała wybierać. Bardzo chciała mieć dziecko. Nie wiedzieli z mężem, że Cela urodzi się chora. Jej historia jest swoistą pochwałą życia z dzieckiem z zespołem Downa. Ku pokrzepieniu serc matek, które wahają się, co zrobić, kiedy słyszą, że ich dziecko urodzi się chore. Weronika ani przez chwilę nie rozważała aborcji, choć ciąży nie planowali. W jej historii nie ma dramatyzmu. Jest za to dużo radości. Chwila strachu i łzy, a potem już małżeństwo i kolejny synek. W jej opowieści mogłaby się przejrzeć niejedna dziewczyna, która u progu kariery dowiaduje się, że będzie mamą. To nie koniec świata. To też znak. Nic nie dzieje się bez powodu. Tak mówią też pozostałe bohaterki, choć nie wszystkie są katoliczkami. Daria wzięła środki wczesnoporonne. Nie zadziałały. Uznała, że tak miało być. Urodziła śliczną córkę. Agnieszce zabrakło dwustu złotych na nielegalny zabieg. Była zrozpaczona. Dziś mówi, że tak miało być. Zofia mówi, że nie mogła tego zrobić, bo nie umiałaby potem spojrzeć sobie w oczy. Dlatego urodziła Kasię i oddała ją do adopcji. To wspaniałe kobiety. Każda z nich.

– Jak według Pani pomagać kobietom, które myślą o aborcji, aby wybrały życie?

– One muszą wiedzieć, że nie są same. I że nie zostaną same, kiedy dziecko przyjdzie na świat. Czasami wystarczy rozmowa, czasami potrzebna jest bardzo konkretna, materialna pomoc. Matka ma w sobie dużo siły, ale nawet tym najsilniejszym trzeba czasami pomóc zobaczyć, ile znaczą i ile potrafią. Żeby uwierzyły, że dadzą radę. Bo – z pomocą – dadzą radę na pewno. A jeśli bardzo nie chcą tego dziecka i są do tego przekonane, może warto bardzo delikatnie zasugerować, że na ich dziecko być może ktoś gdzieś już czeka. Ktoś, kto je pokocha. I da nowy dom. Kobieta przed takim wyborem musi wiedzieć, że od jej decyzji zależy życie drugiego człowieka. Nawet jeśli uważa, że nie nosi w sobie człowieka, a „coś”, co nim dopiero się stanie. Jeśli dokona aborcji, to „coś” nie stanie się człowiekiem na pewno. Nie dostanie szansy. Życie się skończy. To koniec.

– Czy zna Pani dalsze losy bohaterek do dnia dzisiejszego? Czy te, które oddały swoje dzieci do okien życia może zdecydowały sie odnaleźć swe pociechy?

– Z niektórymi bohaterkami mam stały kontakt. Krystyna, która oddała Anię do okna życia, odzyskała ją. Dziś rodzina jest w komplecie. Żyje skromnie, ale razem. I w miłości.

– Czy uważa Pani, że okien życia jest w Polsce wystarczająca ilość i czy wiedza o ich istnieniu oraz lokalizacji jest odpowiednio propagowana?

– Jest ich coraz więcej. I dobrze. Bo to ostatnia szansa dla matek, które z jakiegoś powodu chcą pozostać anonimowe. Chwała im za to, że nie zabijają swoich dzieci i nie wyrzucają ich na śmietnik. Że kładą je w oknie, które dla tych dziewczynek i chłopców jest oknem na świat, na nowe życie.

– Dziękuję za rozmowę.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...