Miara posiadania

W drodze 9/2012 W drodze 9/2012

Nigdzie w Ewangelii Jezus nie potępia posiadania dóbr, nigdzie też nie pochwala biedy. Wręcz przeciwnie, kiedy widzi, że tłum jest głodny, stara się mu pomóc.

 

No właśnie, dlaczego tylko połowę?

Bo był uczciwy. Oddał jedynie to, co należało do niego. W tym bowiem czasie żołnierze rzymscy połowę ekwipunku otrzymywali od państwa, a w połowę inwestowali sami. I ona należała do nich. Zatem Marcin oddał biedakowi tylko to, co należało do niego. Praktycznie oddał wszystko, co było jego własnością.

Tu z kolei przypomina mi się fragment z Ewangelii o młodzieńcu, któremu Jezus każe sprzedać wszystko, co ma, i rozdać ubogim, a potem pójść za Nim (por. Mk 10,17-22). Bardzo wysoko Jezus postawił poprzeczkę temu chłopakowi.

Ale Jezus nie powiedział, że ten nakaz obowiązuje wszystkich. Ewangeliczny młodzieniec chciał wejść na drogę wyższego rozwoju duchowego: przestrzegał wszystkich przykazań i chciał uczynić coś więcej. Jezus zaproponował mu wyrzeczenie się posiadania dóbr materialnych. Być może dostrzegł, jak bardzo jest on do nich przywiązany.

Ewangelia podaje, że młodzieniec odszedł zasmucony i chyba trochę zrezygnowany, ale może potem wszystko jeszcze raz przemyślał i zmienił zdanie?

Jezus jedynie mu proponował, mówił: „Jeśli chcesz…”. Nie zmuszał go ani nie nakłaniał. Jeżeli już wszedłeś na wyższy stopień życia duchowego i dążysz do większego wyrzeczenia, oto propozycja: zrezygnuj z posiadania dóbr. Nie jest to wezwanie dla wszystkich, ale jedna z dróg duchowego rozwoju.

Czym dobrowolne ubóstwo różni się od biedy?

Człowiek nie powinien szukać biedy, choroby, nieszczęścia. Raczej szukamy środków, by wyzwolić się z takich stanów. Człowiek żyjący w biedzie, jak wskazuje Klemens Aleksandryjski w swoim traktacie, może być zniewolony zdobywaniem środków do życia, nieraz nawet w sposób niegodziwy. Samo ubóstwo i bieda nie są zatem godne pochwały. Wartością jest jedynie ubóstwo dobrowolne, podjęte dla wyższych celów. To rezygnacja z posiadania po to, żeby swoje życie uprościć, uporządkować, nadać mu wyższą wartość. Dobrowolne ubóstwo materialne – czyli takie, na które człowiek sam się godzi – może pomóc w gromadzeniu dóbr duchowych, by stawać się coraz bardziej ubogim w duchu.

Co cechuje człowieka ubogiego w duchu?

Pokazuje to Ewangelia: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3). Ubogi w duchu to człowiek wolny od trosk tego świata, który swą ufność złożył w Bogu. Jego duch jest bardzo prosty, jest u-Boga. Wszyscy jesteśmy wezwani, by być ubogimi w duchu: nie tylko ci, którzy dobrowolnie wybrali ubóstwo. Ubogim w duchu może być także człowiek bogaty, jeśli rzetelnie pracuje na chwałę Boga i chce nie tylko sobie zapewnić dobre życie, ale także pomóc innym.

Skoro to duchowe ubóstwo można osiągnąć w zwykłych warunkach życia, dlaczego niektórzy chrześcijanie pod koniec III wieku zaczęli uciekać na pustynię? Z pogardy dla świata?

To był spontaniczny ruch, który się rozwinął w IV i V wieku. Niewątpliwie wiązał się z dążeniem do bycia ubogim w duchu. Wbrew temu, co się pisze teraz, nie było w tym nic z pogardy dla świata. Chodziło o poszukiwanie wyższych wartości, czyli samego Boga, dla którego warto wszystko poświęcić. Nie chodziło o nienawiść do ludzi i świata. Trafnie mówił o tym Ewagriusz z Pontu: mnich im bardziej jest od świata oddalony zewnętrznie, tym bardziej jest z nim zjednoczony wewnętrznie. Zatem pustynia to oderwanie od świata, ale też jedność z nim. Bo z perspektywy pustyni można rozumieć świat dużo lepiej.

Jeśli to nie była pogarda, to może manifest?

Chodziło o oderwanie się od tego, co nas rozprasza i rozbija wewnętrznie. Albo przynajmniej o uporządkowanie ludzkich pragnień i dążeń. Ucieczka na pustynię nie jest jeszcze wejściem na szczyt doskonałości. To dopiero początek duchowej drogi. Na pustyni łatwiej znajduje się Boga i łatwiej doświadcza się Jego dobroczynnej obecności. Ale jest to także miejsce walki z szatanem. Na pustyni doświadcza się kuszenia i bolesnego oczyszczenia, bo świat trwa w ludzkiej pamięci i trzeba czasu, by się wewnętrznie oczyścić. Mnich żyjący na pustyni ma się stawać „monotroposem”, czyli być wewnętrznie zjednoczony i jednolity, całkowicie nastawiony na Boga. Do osiągnięcia takiego stanu prowadzi długa droga. Przypomina postawę Marii z Ewangelii, która zostawiła wszystkie sprawy, żeby słuchać Jezusa. Nie oznacza to, że mniej wartościowa jest postawa krzątającej się Marty, pokazującej, że można się zbawić także przez pracę i poświęcenie. Nie należy przeciwstawiać sobie Marii i Marty, to odmienne powołania, które mają ten sam cel.

Jaka byłaby właściwa miara posiadania dla nas, żyjących tu i teraz?

Nie ma miary jednakowej dla wszystkich. Powinniśmy zaangażować się w zdobywanie świata w takim stopniu, żeby nas ono nie pochłonęło i żebyśmy się w nim nie zatracili. Sami musimy rozeznawać, czy rozwijając siebie i pomnażając swoje zdolności i talenty, jednocześnie rozwijamy się duchowo. Należy zachować zdrową równowagę. Przekraczamy miarę posiadania, jeśli to posiadanie zasłania nam innych i samego Boga. A jeśli dzięki posiadanym dobrom wzrastamy duchowo, to wskazuje, że realizujemy przykazanie miłości wobec Boga i bliźniego.

Dystans do posiadania to dziś rzadkie zjawisko.

Biedni są ci, którzy nie nauczyli się panować nad posiadaniem. Którzy nie mogą spokojnie przejść obok sklepowej wystawy, którzy wpadli w manię kupowania. Nie nauczyli się właściwego stosunku do świata. Są jak człowiek łakomy, który pragnie się odchudzić, a nie ma silnej woli i opycha się łakociami. Umiejętność panowania nad sobą i swymi odruchami pozwala być człowiekiem wolnym.

W Liście św. Pawła do Filipian jest takie zdanie, które brzmi jak obietnica: „A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę” (Flp 4,19).

Chodzi o potrzeby duchowe, które są ważniejsze niż materialne. Dlatego Jezus wzywał do gromadzenia dóbr, które nie niszczeją, czyli do powiększania naszego skarbu w niebie. Mamy cieszyć się tym światem, właściwie go używać i korzystać z niego, wciąż jednak pamiętając o wdzięczności wobec Pana Boga, od którego wszystko pochodzi. Bo człowiek wierzący tym się różni od niewierzącego, że wszystko odnosi do Boga. I na tym polega jego wielkość i ogromne bogactwo.

Rozmawiała Anna Sosnowska

ks. prof. Józef Naumowicz – ur. 1956, teolog, filolog klasyczny, tłumacz i wydawca pism ojców Kościoła, zajmuje się myślą i historią antyku chrześcijańskiego. Wydał Filokalię, a nakładem wydawnictwa W drodze ukazały się Cztery przyjścia Pana oraz Dwie są drogi. Przewodnik wczesnochrześcijański. Wykłada na UKSW i w stołecznym seminarium. Mieszka w Warszawie.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...