Wystąpienie Profesora Josepha Weilera

Zeszyty Karmelitańskie 2/2012 Zeszyty Karmelitańskie 2/2012

Wystąpienie Profesora Josepha Weilera w imieniu Armenii, Bułgarii, Cypru, Grecji, Litwy, Malty, Federacji Rosyjskiej i San Marino – państw występujących do Wielkiej Izby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w charakterze interwenienta w sprawie Lautsi v. Włochy, 30 czerwca 2010 r.

 

Owo europejskie rozwiązanie, gwarantujące wszystkim prawo do religii i prawo od religii, połączone z wielką różnorodnością w przestrzeni publicznej, i z dobrym porozumieniem na linii Państwo-Kościół, stanowi dla nas wspaniałą lekcję pluralizmu i tolerancji. Każde dziecko w Europie, ateista czy wierzący, czy agnostyk, chrześcijanin, muzułmanin czy Żyd, uczy się, że – opierając się na swoim dziedzictwie – Europa kładzie nacisk na to, by każda osoba mogła praktykować wiarę w sposób swobodny – pod warunkiem poszanowania praw innych osób i ładu publicznego – ale także, by mogła nie wyznawać żadnej religii. Nie może stanowić argumentu kwalifikującego daną osobę na dany urząd publiczny wyznawanie określonej religii lub jej niewyznawanie. Jednocześnie, dla wyrażenia świadectwa pluralizmu i tolerancji, w Europie szanuje się porządek prawny Francji i Anglii, ale też Szwecji, która zrezygnowała z religii oficjalnej, i Danii, gdzie wciąż istnieje Kościół oficjalny – Kościół Luterański, Grecji i Włoch, a to, mimo że każdy z tych krajów prezentuje odrębny sposób podejścia do obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej i sposobu ich wykorzystywania przez państwo. Ta różnorodność, owe różne tradycje, jeśli je zaakceptujemy i zrozumiemy zgodnie z artykułem 2, staną się świadectwem tolerancji i pluralizmu, których mamy pragnienie uczyć nasze dzieci.

Nie popełniajmy jednak tego błędu. W wielu z tych nie-laickich krajów znaczna liczba ludności – niewykluczone że nawet i większość społeczeństwa – nie jest już religijna, a jednak nadal pielęgnowanie symboliki religijnej w przestrzeni publicznej i jej wykorzystywanie przez władze spotyka się z akceptacją świeckiego społeczeństwa, które traktuje owe symbole jako część swej tożsamości narodowej i przejaw tolerancji wobec współobywateli. Jestem pewien, że wiele z tych tysięcy, czy dziesiątek tysięcy osób śpiewających „Niech Bóg chroni Królową” nie wierzy w Boga. Jednak wszyscy oni byliby zszokowani, gdyby ktoś nagle przyszedł i powiedział: „Powinniście zmienić słowa brytyjskiego hymnu państwowego”. Jest to bowiem część ich tożsamości, świadomości, że są Brytyjczykami. Być może któregoś dnia Brytyjczycy zmienią zdanie i postanowią odciąć się od Kościoła Anglii, zmienić hymn, ściągnąć flagi. Jest to ich demokratyczne i konstytucyjne prawo. Leży to jednak w gestii Brytyjczyków, a nie Szanownej Izby. Konwencja zaś z pewnością nie wymaga od nich, by tak właśnie mieli postąpić. I nie uważam, żeby ta Izba miała prawo decydowania, w jaki sposób należy interpretować włoską konstytucję i narzucać Włochom ograniczenia wynikające z tej konstytucji. Proszę te sprawy zostawić Włochom. Włochy, jeśli tylko zechcą, mogą zdecydować o tym, czy chcą być laickie. Pani Lautsi natomiast oczekuje od tej Izby, by ową laickość na Włoszech wymusiła. A na to zgodzić się nie można. To jest niewłaściwa interpretacja konwencji. Państwa członkowskie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka nie mają obowiązku być państwami laickimi.

Kraje nowoczesnej Europy otworzyły swe granice dla nowych mieszkańców i obywateli. Powinniśmy zapewnić im możliwość korzystania ze wszelkich gwarancji zawartych w Konwencji. Powinniśmy zachować się wobec nich przyzwoicie i ich nie dyskryminować. Wezwanie do tolerancji wobec innych nie powinno jednak być rozumiane jako nakłanianie do nietolerancji wobec swojej własnej tożsamości. Imperatywy prawne Konwencji nie powinny wychodzić poza usprawiedliwione zagwarantowanie przez państwo wolności religijnej. Nie powinny one żądać odcięcia się przez państwo od części swej tożsamości kulturowej wyłącznie dlatego, że ma ona związek z religią lub jest w niej zakorzeniona.

Postawa przyjęta przez Izbę nie jest zatem manifestacją pluralizmu, postulowanego w ramach Konwencji, lecz demonstracją wartości charakterystycznych dla państwa laickiego. Żywię osobisty szacunek dla państwa laickiego. Mam szacunek dla osób, które pragną żyć w kraju laickim. Szanuję też jednak ludzi, którzy w laickim państwie żyć nie chcą. Upowszechnienie takiego podejścia w ramach systemu Konwencji, przy całym szacunku, musiałoby doprowadzić do amerykanizacji Europy. Amerykanizacji dwojakiej – najpierw jako jednej i bardzo sztywnej zasady obejmującej wszystkich, zamiast dumnej – dumnej jak najbardziej słusznie – europejskiej tradycji różnorodności, a następnie jako sztywnego rozdziału religii od państwa, sprzecznego z tym, czym Europa jest. Zupełnie jakby stronom Konwencji reprezentującym narody, które nie są laickie, takie jak Anglicy, Maltańczycy, Grecy i wiele innych, nie można było zaufać, że możliwe jest w nich przestrzeganie zasad pluralizmu i tolerancji. A więc znów – to nie jest Europa.

Kierując się ustaleniami Konwencji, Europa zachowuje wyjątkową równowagę między osobistą wolnością wyznawania i niewyznawania religii, a zbiorową swobodą definiowania państwa i narodu poprzez symbole religijne czy nawet instytucję Kościoła oficjalnego. Wierzymy, że nasze demokratyczne instytucje zdefiniują naszą przestrzeń publiczną i powszechny system edukacyjny. Wierzymy, że nasze sądy – w tym również sąd, który będzie obradował w sierpniu – będą bronić naszych osobistych wolności. Jest to równowaga, która dobrze służy Europie. Tak długo jak obowiązują zasady konwencji, na tym polu panuje pokój. Nie powinniśmy tak lekko tego wszystkiego zmieniać.

Jest to też równowaga, którą można określić jako latarnię morską dla reszty świata. Europa przewodzi światu jako ktoś, kto daje przykład, a nie jako agresor. Istnieje w świecie taki pogląd, że jeśli chce się żyć w demokracji, nie należy demonstrować jakiejkolwiek religii. Religię należy ograniczyć do sfery ściśle prywatnej. Jest to na przykład pogląd obowiązujący w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to jednak pogląd europejski (o ile oczywiście nie zgodzimy się ze zdaniem Izby i pani Lautsi). Pogląd europejski polega na tym, że należy oczywiście szanować prawo do religii i prawo od religii, jednak państwa takie jak Anglia, Malta, Grecja, czy inne nadal mogą się określać jako wyrastające z religijnego dziedzictwa. Jest to bardzo szlachetny przykład, który może stanowić dobrą okazję dla innych, by podążali naszym śladem.

Chciałbym teraz bardzo krótko, jeśli można, powiedzieć parę słów na temat laickości. Dziś podstawowa linia podziałów religijnych w naszych państwach nie przebiega już pomiędzy żydami i chrześcijanami, między protestantami a katolikami, lecz pomiędzy wierzącymi i „świeckimi”. Laickość, jak już powiedziałem, jest godną tradycją Rewolucji Francuskiej. Polega ona na przekonaniu, że religia jest sprawą prywatną i jeśli ma być szanowana, to wyłącznie jako sprawa prywatna. A to w zgodzie z zasadą wolności sumienia. I bardzo dobrze. Ale stoi to jednak w sprzeczności z innym politycznym przekonaniem, które twierdzi, że nie! Nawet w demokracji, nawet w demokracji liberalnej, religia może stanowić część życia publicznego. Co nie zmienia ogólnej zasady, ze każdy ma prawo do religii, jak również prawo od religii. W laickości bowiem nie ma nic neutralnego. Nie mówię, że laickość jest zła. Twierdzę tylko, że nie jest neutralna. Żyjemy w świecie podzielonym. Z jednej strony mamy tych, którzy wierzą, że religia jest sprawą prywatną, a z drugiej tych, którzy uważają, że dla praktyk religijnych powinno istnieć miejsce w przestrzeni publicznej.

Przyjrzyjmy się następującej przypowieści o Giovannim i Marco, dwóch kolegach rozpoczynających już za chwilę naukę w szkole. Giovanni i Marco lub może tak będzie lepiej, Leonardo i Marco. Leonardo odwiedza swego kolegę i na ścianie zauważa krzyż. „Co to jest?” – pyta. „Krzyż. A co? W domu go nie macie? Jak możesz mieszkać w domu, gdzie nie ma krzyża?”. Leonardo biegnie do domu i pyta swoją mamę: „Jak możemy mieszkać w domu, gdzie nie ma krzyża?”. Na to mama mówi: „Nie przejmuj się. Rodzina Marco to katolicy. Szanujemy to, jednak sami mamy inne spojrzenie na świat. Dobre spojrzenie. Spojrzenie, które też jest godne szacunku”. A teraz wyobraźmy sobie wizytę Marco w domu Leonardo. „A gdzie u was jest krzyż?” – pyta. Na co kolega odpowiada: „Co ty nagle z tym krzyżem? Przecież to jakieś bajki. Przesądy. Starocie. My żyjemy według Sokratesa”. Marco wraca zdenerwowany do domu i pyta: „Czemu u nas wisi krzyż? Przecież to jakieś bajki”. Na co mama mówi: „Uspokój się. My wierzymy w Boga. Wierzymy w naszego Zbawcę. Ale szanujemy ludzi, którzy wierzą inaczej”.

Następnego dnia chłopcy idą do szkoły. I teraz przyjmijmy dwie opcje. Wyobraźmy sobie, że jest to szkoła, gdzie wisi krzyż. Leonardo biegnie do domu i krzyczy: „Widzisz? W szkole też wisi krzyż!”. Jednak wyobraźmy sobie też drugą opcję. Chłopcy przychodzą do szkoły, a w szkole krzyża nie ma. Marco biegnie do domu i krzyczy: „Widzisz? W szkole też nie ma krzyża! To wszystko jakieś stare bajki!”.

Laickość nie jest w żadnej mierze bardziej neutralna niż religijny punkt widzenia. W jaki sposób możemy rozwiązać tę kwestię? Otóż możemy ją rozwiązać ucząc tolerancji. Francuzi, ze swoimi nagimi ścianami, mają zapisane w swoim programie nauczania nauczanie swoich dzieci szacunku dla ludzi o przekonaniach religijnych i ludzi o innych religijnych przekonaniach. Kraje takie jak Włochy, które chcą mieć na szkolnych ścianach krzyż – i w ten sposób pokazują drogę, którą wybrali, swoją tożsamość i swoje poczucie bycia tym, kim są – powinny uczyć swoje dzieci szacunku wobec tych, którzy nie wierzą. Wobec agnostyków i ateistów. Francja z krzyżem na ścianach nie jest Francją. Włochy bez krzyża na ścianie nie są Włochami. I nie psujmy tego. Dziękuję.

tłum. Krzysztof Osiejuk

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...