Moje życie – przypadek, czy przeznaczenie?

Zeszyty Karmelitańskie 3/2012 Zeszyty Karmelitańskie 3/2012

Mimo iż wspomnienia więźniów obozowych w przeważającej części bywają próbą opisu logiki, według której działał obóz, tj. porządku zła, to stanowią one również zapis pięknych i heroicznych czynów. Tym, co szczególnie cenne w książce Viktora Frankla, to świadectwo solidarności i braterstwa, które, na przekór nienawiści, rodziły się pośród niektórych więźniów.

 

Viktor Frankl, mówiąc po latach o tym, co pomogło mu w godny sposób przeżyć obóz koncentracyjny, wymienił dwie rzeczy. Pierwszą z nich stanowił noszony w sercu i pamięci obraz żony. Obraz ten, nie będąc jedynie prostym przypomnieniem czy przedstawieniem, skrywał w sobie– skrywał osobę z krwi i kości. W ten sposób, mimo iż nie była ona z Viktorem Franklem w sensie fizycznym, była w sensie duchowym, towarzysząc mu każdego dnia, w każdej chwili, w każdej minucie. Rozmawiając z nią w zakamarkach własnego serca długimi godzinami, Frankl dzielił się i powierzał jej swoje troski, smutki, wątpliwości, obawy,  a także radości, drobne zwycięstwa czy cuda, jakich wówczas był świadkiem. Ona, wysłuchując go, pomagała mu każdego dnia nieść ciężary egzystencji życia obozowego, wspierając, pocieszając, pomagając dokonać właściwych wyborów czy podnosząc z upadków. Z kolei świadomość, iż gdzieś poza obozem wypatruje ona jego powrotu, dawała Franklowi siły, by nigdy się nie poddawał w walce o swoje życie i sposób jego przeżywania, by nie wypuszczał je z rąk, pozwalając stanowić o nim innym.

Drugą wymienioną przez Viktora Frankla siłą, która pomogła mu znieść ciężar obozowej egzystencji, było poświęcenie uwagi oraz sił dziełu swego życia. Przyjeżdżający transportem do obozu, w kieszeni marynarki Frankl posiadał rękopis książki, która stanowiła owoc jego dotychczasowej pracy. Podczas oddawania osobistych rzeczy strażnikom, podszedł do jednego z nich, pokazał rękopis i wyjaśnił, iż jest to dzieło jego życia i chciałby je zachować, by w przyszłości móc je dokończyć. Jednak strażnik wyśmiał go i odebrał mu rękopis. Od tej pory Frankl w wolnych chwilach powtarzał całe akapity swej książki, by nie zapomnieć ich i móc kiedyś powtórnie przelać je na papier, bądź na znalezionych skrawach papieru, próbował nieustannie rekonstruować swą dotychczasową myśl. Coś, czemu człowiek poświęca szmat swojego życia , z którego rodzi się owoc – owoc niego samego, wymaga, by w sytuacji zagrożenia o nie walczył, nie tylko dlatego, iż jest to zwieńczenie jego dotychczasowej pracy, ale dlatego, że jest to jakaś „część” jego samego. Unicestwiona, doprowadziłaby do obumarcia czegoś w nim samym. Obrona dzieła życia, stając się w obozie dla Viktora Frankla celem, stanowiła tym samym walkę o siebie samego. Jednak to nie wszystko… Chroniąc dzieło swojego życia, Frankl walczył również o drugiego człowieka, dla którego dzieło to zostało przeznaczone, ponieważ znaczenie dzieła życia nie wyczerpuje się w jego zrodzeniu, lecz przede wszystkim w tym, iż jest ono zawsze dla kogoś innego, który od tej pory będzie mógł w nim uczestniczyć i z niego czerpać.

Tym, co przeprowadzało człowieka przeznaczenia przez obóz koncentracyjny w bezpieczny sposób, tj. taki, który pozwalał mu ochronić własną osobę od panoszącego się w tam zła, była miłość. Tylko ona posiadała taką siłę, która sprawiała, że człowiek potrafił nawet najgorsze, najbardziej dramatyczne wydarzenia przetrwać, a siły w nim drzemiące wyciszyć tak, by nad nimi zapanować. Miłość jest tą siłą, która wyprowadza ludzkiego ducha z przytłaczającej go codzienności, przydając mu skrzydeł, by ten wyswobodził się z tego, co do tej pory go nękało i dusiło. W ten sposób stawia go ona w nowej przestrzeni, z której dane jest mu widzenie wydarzeń, drugiego człowieka, świata, a przede wszystkim swego bycia zupełnie inaczej niż dotychczas. Miłość działa jak światło, które oświetla ludzkie drogi i nazywa rzeczy po imieniu, wskazując wyraźnie rzeczy istotne i mniej istotne. Dzieje się tak, ponieważ odsłania ona przed ludzkim duchem wartości, z których najistotniejszą jest wartość drugiej osoby. To za jej sprawą, możliwe jest w ogóle doświadczenie i pochwycenie tej wartości, którą trudno tutaj nazwać i zdefiniować. Wartość ta stanowi rdzeń drugiego człowieka, korzeń jego bycia, to, kim w ogóle on jest. Doświadczając tej niepowtarzalności i jedyności drugiej osoby, człowiek odkrywa esencję własnego  istnienia, bytu. Kochać kogoś i być obdarzonym  miłością przez niego, to właśnie sens życia ludzkiego. Po to i dlatego człowiek w ogóle istnieje.

Pozwalając człowiekowi zrozumieć sens własnej egzystencji, miłość umożliwia wzięcie jej na własne barki i niesienie jej z wszelkimi dramatami, tragediami, smutkami i troskami. Miłość pozwala „stanąć” ponad nimi, spojrzeć na nie i ostatecznie stwierdzić, że nasze życie jest dobre, a my jesteśmy szczęśliwi. W ten sposób miłość odsłania przed człowiekiem horyzonty radości – radości z własnego bytu, z którego nigdy nie można cieszyć się jednak w pojedynkę.                            

                                                                       ***

Chociaż przeżycia ludzi doświadczonych przez obóz koncentracyjny mogą wydawać się nam współczesnym odległe, to jednak one najwięcej mają nam do powiedzenia w kwestiach natury ludzkiej. Demaskując słabe strony człowieka, jego pragnienia i potrzeby, odsłaniają tę najgorszą jego stronę. Jednocześnie to właśnie one najwyraźniej zwracają uwagę na zdolność „rodzenia” z siebie dobra tkwiącego w człowieku, które może zostać spełnione jedynie dzięki sile miłości. Tak po raz kolejny w dziejach ludzkości odsłania się siła miłości jako największa tajemnica, której nikt nie jest w stanie rozwikłać. Miłość stanowi siłę i moc przekraczania własnego Ja ku drugiemu człowiekowi, począwszy od zdolności przekroczenia własnych słabości, niepokojów, lęków związanych z obecnością w naszej przestrzeni kogoś innego niż my sami, aż po zdolność przekraczania granicy, jaką stanowi samo życie, które właśnie temu Innemu jest ofiarowane i za niego się poświęca. W jaki sposób ona – MIŁOŚĆ –  to czyni ? Nie wiemy, jedyne czego możemy być pewni, to tego, iż  gdybyśmy jej nie mieli, bylibyśmy nikim.

Monika Adamczyk – studentka pierwszego roku studiów magisterskich Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...