Kościół między młotem a kowadłem

Więź 10/2012 Więź 10/2012

Zawsze staram się być otwarty na dialog. Dlatego jestem gotów moje poglądy korygować i niuansować. Więcej, bardzo bym się cieszył, gdyby ktoś mnie przekonał, że mój pesymizm jest przesadzony

 

Nosowski: Miał jednak Ojciec mówić o Kościele, nie o konflikcie politycznym.

Zięba: Dlatego z taką obawą zasiadłem do tej rozmowy. Bo przecież to ten właśnie konflikt wywiera olbrzymi wpływ na obecne nastroje społeczne w naszym kraju i na sytuację Kościoła. Po pierwsze, narodowa tragedia – przekształcając się w źródło tożsamości partii politycznej – zmobilizowała elektorat PiS (ustabilizowany na poziomie ok. 25%), wspierając najbardziej radykalną i zacietrzewioną jego część (stąd też kolejne frondy w kierownictwie PiS), która zarazem jest postrzegana jako głos polskiego Kościoła.

Po drugie, nader liczna część episkopatu i duchowieństwa w sposób głośny zademonstrowała poparcie dla tej opcji politycznej i dla tej wizji świata. I choć większość księży albo pozostała bierna, albo nie podzielała takiego zaangażowania w politykę, to do opinii publicznej dotarły tylko głosy reprezentujące ideologię narodowo-katolicką i zostały one odebrane jako głos całego duchowieństwa.

Po trzecie, spowodowało to wzrost antyklerykalnych nastrojów wśród polityków innych opcji, wśród elit naukowo-kulturalnych, we wszelkiego typu mediach, a w efekcie zwłaszcza wśród ludzi młodych. W realiach polityki wyraziło się to w powstaniu i sukcesie zupełnie nowej formacji politycznej, której jedynym programem została walka z Kościołem.

Brak przywództwa, brak wizji

Nosowski: Jakie są na tym tle największe trudności Kościoła w Polsce?

Zięba: Nie wiem, czy najważniejszym, ale bardzo ważnym problemem wydaje mi się brak przywództwa. Episkopat Polski od ponad pół wieku miał silnego charyzmatycznego lidera – kard. Stefana Wyszyńskiego, a potem Jana Pawła II. Zapewne w wolnym, demokratycznym państwie posiadanie takiego lidera nie jest konieczne, niemniej jednak jest to przejście od sytuacji powstałej jeszcze w latach 40. ubiegłego stulecia w drugą dekadę XXI wieku.

Pamiętajmy też, że podstawowa aktywność Kościoła koncentruje się na poziomie diecezji. Dlatego też tak ważną rolę odgrywają nominacje biskupie. Nietrudno jest jednak zauważyć, że od dziesiątków lat dominuje wśród nich klucz prawniczo-kurialno-rzymski, a więc awansowanie ludzi biegłych w procedurach i kościelnych układach, ale znacznie gorzej przygotowanych do bycia promotorami ewangelizacji i charyzmatycznymi przywódcami. Są to w większości księża mający mało doświadczenia duszpasterskiego, a co za tym idzie, także znajomości  realnego życia w Polsce – zwłaszcza w Polsce po 1989 roku. Dodajmy, że w takiej sytuacji łatwiej zamyka się rzeczywistość w czarno-białe schematy.

W sprawach doktrynalnych episkopat, na szczęście, nie jest podzielony, ale w sprawach pastoralnych, społecznych i politycznych występują w nim głębokie różnice. Nie istnieje skrzydło „progresistów”, są jedynie biskupi „umiarkowani” oraz „radykalni” – poczuwający się do związku z PiS i Radiem Maryja. Z tym, że ci pierwsi różnią się poglądami między sobą i najczęściej dyplomatycznie milczą lub po prostu obawiają się ataków ze strony „radykałów”.

W zasadzie nie istnieją też opiniotwórcze środowiska „umiarkowanych” duchownych i świeckich – wpływają oni co najwyżej na niszowe periodyki i czasem na świeckie (częściej antyklerykalne) media. Dlatego dominacja ideologii narodowo-katolickiej staje się coraz bardziej widoczna. I jest to proces postępujący. Ostatnie nawoływanie radykalnych zwolenników tej opcji do demonstracyjnego wychodzenia z kościoła w trakcie czytania – głęboko ewangelicznego w swej treści – wspólnego przesłania do narodów Polski i Rosji, które podpisali metropolita Cyryl i abp Michalik, jest tego najlepszym dowodem.

Nosowski: Gdy czasem w Kościele mówi się o kryzysie przywództwa, najczęściej w odpowiedzi słyszymy, że Kościół nie potrzebuje liderów…

Zięba: Kłopot w tym, że brakuje nie tylko przywództwa – lecz, co się z tym wiąże, brakuje także wizji Kościoła na dziś, na jutro i na pojutrze. Pomimo wielu nowych wyzwań, szans i zagrożeń nie istnieje szersza diagnoza sytuacji pastoralnej. Nawet jeśli jakieś koncepcje rodzą się w zakamarkach którejś kurii czy komisji episkopatu, to nie ma to społecznego znaczenia. Nie istnieje ewangeliczny, a zarazem łączący tradycję z nowoczesnością opis rzeczywistości – czyli coś, co przez lata dostarczał polskim katolikom Jan Paweł II, a wcześniej, w bardziej konserwatywnej formie, kardynał Wyszyński.

Ten brak wizji sprawia, po pierwsze, że za „światopogląd katolicki” zaczyna uchodzić coś, co nawet trudno nazwać wizją, bo jest to zaledwie zlepek spiskowych teorii, wsparty brakiem znajomości historii Kościoła i jego nauki społecznej oraz nieznajomością współczesnego świata. Po drugie, nie znajdując wspólnoty wizji, biskupi koncentrują się na łączącej ich trosce o dobro Kościoła jako instytucji (zwłaszcza że wiele zaległych spraw wciąż domaga się rozwiązania).

Dlatego tak wielkim problemem na dziś staje się eklezjologia – umiejętne kształtowanie i pokazywanie nadprzyrodzonego i duchowego wymiaru Kościoła, a także jego miłosiernego i mądrego oblicza o ponadczasowej aktualności, nie zaś wizerunku pazernej, anachronicznej instytucji, drapieżnie broniącej swoich wpływów. Taka „gęba” jest skutecznie dzisiaj przyprawiana Kościołowi przez wiele mediów. Po części dlatego, że żywią się one sensacją oraz bezkrytycznie wierzą w ideologię „obozu postępu”. Po części – znowu trzeba uderzyć się w piersi – bo incydentalne przejawy braku rozsądku ze strony ludzi Kościoła (np. dobór nierzetelnych współpracowników) lub niekiedy ich niemoralność dostarcza im tej sensacji.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...