Ksiądz chodzi po kolędzie, czyli: co sądzimy o wizycie duszpasterskiej

Niedziela 1/2013 Niedziela 1/2013

Czas wizyt kolędowych księża opisują jako czas bardzo trudny, głównie ze względu na zmęczenie fizyczne i psychiczne. Księża nie mają wtedy urlopów w szkołach, gdzie katechizują, nie są też zwalniani ze swych obowiązków duszpasterskich. Bywa, że wracają do siebie, po całym dniu na nogach, między godziną 20 a 22.

 

Świeckim okiem

Najczęściej skarżymy się, że ksiądz wizytuje nas zbyt szybko, że traktuje spotkanie instrumentalnie. Ale też nie bardzo wiemy, jak się zachować, gdy zagaja rozmowę, próbuje się czegoś więcej o nas dowiedzieć. Irytuje nas zwyczajowe oglądanie zeszytów z religii i przepytywanie dzieci z prawd wiary.

– Uważam, że wizyta duszpasterska nie musi przebiegać w takim tempie, w ciągu kilku tygodni. Księża są zmęczeni, a ludzie zniesmaczeni. Podam własny przykład – opowiada „Niedzieli” pan Jan z Częstochowy. – Zawsze bierzemy z żoną w dniu kolędy urlop. Przygotowujemy się, bo to dla nas ważne spotkanie. Staramy się, by dzieci też były w domu. A ksiądz w marszowym tempie, niczym huragan, przechodzi przez mieszkanie. Modlitwa, pokropienie wodą i zapiski w kartotece. Szybko, nawet miło, z uśmiechem, ale po chwili już go nie ma. Ten moment, gdy notuje coś w kartotece, naprawdę nie wystarczy na zagajenie rozmowy. Źle ocenia takie zachowanie zdecydowana większość naszych znajomych. Proszę nie dziwić się potem ironicznym komentarzom, że chodzi tylko o tę nieszczęsną kopertę. Podoba mi się pomysł rozpisania wizyty na cały rok. I niech w kancelarii zapisują się na nią ci, co naprawdę chcą przyjąć w domu swojego duszpasterza.

– Moim zdaniem, młodzi księża powinni przechodzić u swoich starszych braci w kapłaństwie kurs kolędowy, czyli jakich granic nie wolno przekraczać – mówi pan Władysław z Sandomierza. – Na przykład, że starszego małżeństwa nie należy pytać, dlaczego nie ma dzieci, bo najpewniej po prostu nie mogło ich mieć, i to ich prywatny dramat. A pani po pięćdziesiątce nie zaczepiamy pytaniem, czy planuje jeszcze wyjść za mąż. Mnie, starszego pana, przepytywał kiedyś młodziutki ksiądz w tym stylu: „A gdzie pracuje? Jak mu się żyje? Dużo mu jeszcze do emerytury zostało?”. Nie wytrzymałem i palnąłem: Jemu to nie wiem, ile zostało, ale mnie ze trzy lata. Bardzo to ubawiło naszego wikarego… Potem, gdy poznaliśmy się bliżej, zwróciłem mu uwagę na tę nieładną formę zwracania się do ludzi. Był szczerze zdziwiony, ale podziękował.

Kolędowe problemy

Właściwie są dwa problemy powtarzane najczęściej przez świeckich i duchownych. Pierwszy dotyczy ofiar, czyli tzw. kopert, drugi – zmniejszającej się liczby osób przyjmujących księdza po kolędzie.

Ks. Roman Buliński z Bydgoszczy wyjaśnia, że mimo prowadzonej bardzo starannie akcji informującej o datach i godzinie wizyty duszpasterskiej, ok. 22 proc. rodzin nie przyjmuje księdza po kolędzie. – Procent ten utrzymuje się. Taki jest wybór tych rodzin. Szanujemy poglądy tych ludzi, bo to są ich przekonania. Mają do tego prawo. Dziwi jednak, że te rodziny po latach przychodzą do biura parafialnego i żądają posługi należnej wierzącym i praktykującym katolikom.

– Wymawianie się brakiem czasu nie ma sensu – przekonuje Agata z Wałbrzycha. – Wszyscy, którzy chodzą do kościoła, wiedzą, że można iść do zakrystii i umówić spotkanie w dogodnej dla siebie porze. Robię tak od wielu lat, bo nasza duża i szalenie zapracowana rodzina nie umie zgrać się w terminie ustalonym przez parafię. I nie ma z tym najmniejszego problemu. Moim zdaniem, zwiększa się liczba osób, którym z Kościołem nie po drodze – dużo więcej jest przecież rodzin rozwiedzionych, związków konkubenckich, wierzących niepraktykujących albo zmanipulowanych np. przez Ruch Palikota…

Księża, z którymi rozmawialiśmy na temat wizyty kolędowej, mocno podkreślają, że datek finansowy nie jest warunkiem odbycia kolędy. Wiadomo jednak – i tu zacytujemy dokumenty kościelne – że wierzący są zobowiązani do utrzymania swojego duszpasterza. Nikomu nie robimy więc łaski, wręczając swojemu duszpasterzowi datek. Dodajmy – zawsze dobrowolny.

– Na co dzień niewielu z nas martwi się rachunkami, jakie obciążają konto parafii, kosztami utrzymania kościoła. Nikt nie płaci księdzu za godziny siedzenia w zimnym konfesjonale, za wspólne modlitwy, za odwiedzanie chorych z Panem Jezusem. Samo się robi? Dlaczego więc tak narzekamy na tę jedną w roku kolędową kopertę? – pyta p. Irena.

Warto jednak zapytać, co się dzieje z pieniędzmi, jakie ksiądz otrzymuje podczas wizyty kolędowej. Określają to konkretne przepisy ustalane przez poszczególne diecezje. Część pieniędzy zostaje w parafii, część przekazywana jest do kurii na programy realizowane na poziomie ogólnodiecezjalnym, część zostaje do dyspozycji księdza. Bywa jednak i tak, i to nierzadko, że kapłan wszystkie pieniądze zebrane w czasie kolędy wkłada w renowację starego lub budowę nowego kościoła. Płaci z tych pieniędzy rachunki kościelne. Księża zakonnicy zobowiązani są oddać wszystkie datki swojemu przełożonemu. W niektórych diecezjach kuria zachęca, by proboszczowie z ambon informowali wiernych, na co przeznaczone będą pieniądze ze zbiórki kolędowej, a czasem duszpasterze proszą, by nie dawać kopert w domu, ale przynieść je do kościoła i wrzucić na tacę. Ma to spowodować zmianę sposobu postrzegania sensu wizyty duszpasterskiej – i zapewne tak się wkrótce stanie.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...