Komercyjny nie znaczy zły

Więź 1/2013 Więź 1/2013

Sam najbardziej lubię oglądać amerykańskie seriale, bo to dobre kino gatunkowe. Kina autorskiego nie oglądam. I nie uważam, bym sam robił filmy w pełni autorskie. Myślę, że dzisiaj każda sztuka powinna być popkulturowa. Bo właśnie taka jest kultura, w której żyjemy i pracujemy. W swojej twórczości chcę mówić takim językiem, jakim rozmawiają ludzie – bo jeśli twórca chce rozmawiać z ludźmi, musi się to odbywać w ich języku.

 

Dorota Kołodziejczyk: Punktem wyjścia Ufo. Kontaktu  – Pańskiego najnowszego spektaklu – jest coś, co przyciąga do kin miliony widzów, ma milionową liczbę kliknięć i odsłon w internecie. Ale przecież nie Ufo jest jego najważniejszym tematem…

Iwan Wyrypajew: Pomyślałem, że kiedy ludzie usłyszą, że jest to spektakl o spotkaniu człowieka  z kosmitami, od razu będą chcieli go zobaczyć.

Kołodziejczyk: Tlenowi – filmowi, zrealizowanemu według Pańskiego dramatu, wystawionemu zresztą w kilku polskich teatrach – nadał Pan formę teledysku. Tak właśnie oglądałam Tlen i słuchałam go. Tlen składa się z  dziesięciu części nawiązujących do Dekalogu, z których każda jest właściwie odrębnym teledyskiem. Czy to też był sposób na przyciągnięcie szerokiej publiczności?

Wyrypajew: Domyślam się, że chce Pani, abym zadeklarował, że jestem reżyserem pracującym w kulturze popularnej. Chciałbym, żeby tak było i mam nadzieję, że do pewnego stopnia tak jest. Tylko kłopot w tym, że moje filmy nie otrzymują wystarczającego budżetu. No i na moich filmach się nie zarabia, są niedochodowe.

Kołodziejczyk: Chciałby Pan robić kino komercyjne, które przynosi duże zyski?

Wyrypajew: Oczywiście! A w ogóle, co to znaczy kino komercyjne? Weźmy Avatara – to film przede wszystkim genialny, a przecież komercyjny. James Cameron może sobie na taki film pozwolić.  Komercyjny wcale nie znaczy zły. Czasami jest wręcz przeciwnie – komercyjny film czy spektakl to taki, który odniósł sukces. A to znaczy, że jest potrzebny.

Kołodziejczyk: Gdyby miał Pan możliwość, zrobiłby Pan tego rodzaju film?

Wyrypajew: Nie wiem, czy dałbym radę. Chyba nie jestem w stanie zrobić takiego filmu jak Avatar. Do zrealizowania go trzeba mieć szczególny talent. Ja mam bardziej kameralny.

Kołodziejczyk: Przez lata krytycy zaliczali Pański teatr do offu. Założył Pan w Moskwie dwa eksperymentalne teatry. Jaka sztuka naprawdę Pana interesuje: awangardowa czy popularna?

Wyrypajew: Nie dzielę sztuki w ten sposób. Sam najbardziej lubię oglądać amerykańskie seriale, bo to dobre kino gatunkowe. Kina autorskiego nie oglądam. I nie uważam, bym sam robił filmy w pełni autorskie. Myślę, że dzisiaj każda sztuka powinna być popkulturowa. Bo właśnie taka jest kultura, w której żyjemy i pracujemy. W swojej twórczości chcę mówić takim językiem, jakim rozmawiają ludzie – bo jeśli twórca chce rozmawiać z ludźmi, musi się to odbywać w ich języku.

Kołodziejczyk: A co z kulturą wysoką, która budowała pewien wzorzec, stawiała wymagania, do których należy dorosnąć czy wysilić się, aby im sprostać?

Wyrypajew: Teraz nie ma czegoś takiego jak kultura wysoka. Gdzie mielibyśmy jej szukać?

Kołodziejczyk: Może w Muzeum Narodowym?

Wyrypajew: Ale my dziś nie możemy malować tak jak Renoir czy Leonardo da Vinci. To byłaby po prostu grafomania. Nie mogę pisać jak Gogol, bo to też byłaby grafomania. Mogę za to pisać w tym języku, w którym żyję. Myślę, że człowiek i kultura są ze sobą zespoleni, tworzą wynikającą z siebie i na siebie wpływającą jedność. Wszystko może być popularne, nawet koncerty muzyki klasycznej. Wtedy bilety są bardzo drogie i na widowni zasiada burżuazyjny świat ubrany w odświętne stroje.

Kołodziejczyk: Czyli dziś postulowanie świata bez dyktatu kultury popularnej jest nie tylko niemożliwe i nieracjonalne?

Wyrypajew: Świat bez kultury popularnej oznacza także świat bez Mozarta. Ta muzyka to pop jego czasów.

Kołodziejczyk: Ale dzisiaj kulturę popularną uważamy za gorszą.                                                                                                                               

Wyrypajew: W czasach Mozarta tworzono cieszące się wielką popularnością opery buffo, komponował  je również Mozart, czym zyskał  poklask. Dziś też powstają dobre seriale oraz telewizyjne show. Ale powstają również takie, których głównym, a może i jedynym celem jest przyciągnięcie jak największej liczby widzów, bo od tej liczby właśnie zależy, ile uda się sprzedać czasu antenowego reklamodawcom. Tu nie jest ważne, co przygotować dla tych widzów, liczy się tylko to, żeby byli przed ekranem. Oczywiście większość ludzi nie lubi, gdy ktoś przymusza ich do myślenia, dlatego producenci robią takie programy, by sprzedać majonez. Ale tuż obok mamy kulturę rap, Stinga, The Rolling Stones, Placido Domingo. A w teatrze mamy Krzysztofa Warlikowskiego – jego teatr  jest bardzo popularny i komercyjny, nie jest łatwo kupić bilety na jego spektakle.

Według mnie popularne jest to, co jest potrzebne. Jednak popularność nie zawsze oznacza zysk. Na spektaklach Ufo. Kontakt jest pełna widownia, nie oznacza to jednak sukcesu komercyjnego. Moje spektakle i filmy można nazwać popularnymi, ale na pewno nie komercyjnymi. Cieszę się, bo chociaż czasami zdarza mi się zrobić nieudany spektakl – właściwie mam ich więcej niż tych udanych – to jednak wszystkie bilety na moje przedstawienia zwykle są wysprzedane i dyrekcja teatru jest zadowolona. Oczywiście, dla mnie to też jest ważne, że ludzie chcą oglądać to, co robię.  Nie chciałbym robić spektakli, na które nikt nie przychodzi. Kiedy robiłem Tlen, chciałem, aby to był produkt popkulturowy. Oczywiście, Tlen taki nie jest. Jest trudnym i przez to niedochodowym filmem. Ale ja marzyłem, że będzie popularny.

Kołodziejczyk: Nie wyszło, choć Tlen operuje językiem popkultury.

Wyrypajew: Bardzo lubię popkulturę. Bo pop znaczy: fajne, dostępne. Uważam, że teraz najważniejsze rzeczy dzieją się właśnie w popkulturze – choćby takie filmy jak Bond,  a w muzyce – Radiohead. Tak zresztą zawsze było, czego dowodem jest The Beatles czy wspomniany wcześniej Mozart.

Kołodziejczyk: Ale jednak w warszawskim Teatrze Studio  przygotowuje Pan Ożenek Mikołaja Gogola. Klasykę teatralną, klasykę literatury, czyli nie pop.

Wyrypajew: W swoich czasach Ożenek należał do kultury popularnej, teraz rzeczywiście już nie. Mój Ożenek będzie konwencjonalny, w kostiumach. Chcę, żeby ludzie przyszli na Gogola, a nie na Wyrypajewa. Chcę, żeby usłyszeli i zobaczyli Gogola.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| WYRYPAJEW

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...