Słabość do euro

Niedziela 9/2013 Niedziela 9/2013

O (nie)wielkich funduszach unijnych i bierności europejskiej polityki polskiego rządu z dr. Piotrem Naimskim rozmawia Wiesława Lewandowska

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Premier Donald Tusk niedawno przeżył „najszczęśliwszy dzień w swoim życiu”, a Polska – jak obwieścił z dumą – odniosła w Brukseli wielki sukces, bo stała się największym beneficjentem nowego budżetu europejskiego, co – należy domniemywać – jest oczywiście wynikiem negocjacyjnych umiejętności polskiego rządu... Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z negocjacyjnym cudem?

DR PIOTR NAIMSKI: – Analizując wyniki unijnych negocjacji budżetowych, powinniśmy jednak mówić przede wszystkim o tym, co w oczywisty sposób Polsce się należy z racji członkostwa w UE. Budżet unijny nie jest dzielony wyłącznie na podstawie zdolności negocjacyjnej przedstawicieli poszczególnych państw, lecz proporcjonalnie do ich wielkości i liczby obywateli i stopnia rozwoju poszczególnych rejonów w UE. Twarde negocjacje mogły się więc toczyć nie na poziomie dziesiątek i setek miliardów, lecz negocjatorzy mogli walczyć o kilkanaście lub kilka miliardów.

– Dlatego otrzymujemy nieco więcej niż się spodziewaliśmy?

– Dostaliśmy mniej! Dla Polski w tym uzgodnionym obecnie budżecie przeznacza się 105,8 mld euro na 7 lat. Warto jednakowoż zestawić tę sumę z propozycją Komisji Europejskiej z początku negocjacji, która wynosiła 111,5 mld euro i wynikała z szacunkowego przeliczenia tego, co Polska dostała w poprzedniej perspektywie budżetowej (102 mld euro) z uwzględnieniem inflacji. A zatem praktycznie biorąc, dostaliśmy o 6 mld euro mniej.

– I jest to efekt wymuszonych kryzysem cięć budżetu europejskiego, a nie porażka polskich negocjatorów?

– Do pewnego stopnia tak jest, bo budżet europejski na lata 2013-20 jest mniejszy niż poprzedni, co proporcjonalnie odbija się także na polskiej jego części, przede wszystkim tej przeznaczonej dla rolnictwa. Z tak pomniejszonym o pieniądze dla rolnictwa budżetem premier Donald Tusk wrócił z Brukseli i ogłosił sukces.

– Dlaczego akurat rolnictwo padło ofiarą cięć? Można mówić, że i tym razem polski rząd nie dość twardo walczył w Brukseli o pieniądze na Wspólną Politykę Rolną?

– Z tym jest problem od początku naszego członkostwa w UE, gdy polscy rolnicy otrzymali mniejsze dopłaty niż ich koledzy ze starych państw unijnych. Do roku 2012 miało nastąpić wyrównanie dopłat bezpośrednich, ale nie nastąpiło, mimo jasnego zapisu traktatowego. Dlatego ta kwestia powinna być bardziej stanowczo podnoszona przez polski rząd, jednak w tej sprawie premier Tusk łatwo zgodził się na porażkę.

– Europejscy komentatorzy do trójki wygranych w tych negocjacjach zaliczają właśnie premiera Donalda Tuska, obok kanclerz Angeli Merkel i premiera Davida Camerona.

– Niewątpliwy sukces odniósł premier Wielkiej Brytanii, dlatego że postulował ścięcie budżetu europejskiego, co nastąpiło, choć nie w proponowanej przez niego skali. Premier Cameron obronił także tzw. brytyjski rabat. Kanclerz Merkel także mogła być zadowolona z wyników tych negocjacji, bo w istocie Niemcy, jako główny płatnik netto, przez zmniejszenie budżetu zyskały zmniejszenie swych wpłat. Te negocjacje skończyły się takim wynikiem, który wszyscy mogą ogłosić jako jakiś swój sukces.

– A premier Tusk odniósł sukces największy, bo teraz może mówić, że wytargował nawet więcej niż obiecaną w kampanii wyborczej gigantyczną sumę 300 mld zł!

– Donald Tusk uprawia żonglerkę liczbami. Spokojnie wszystko podliczając, wcale nie uzyskał więcej. Trzeba mianowicie uwzględnić składkę członkowską, która dla Polski na rok 2013 wynosi ok. 16 mld zł, a w następnych latach będzie rosła do prawie 20 mld zł rocznie. Gdy więc podzielimy te uzyskane teraz 440 mld zł, to na poszczególne lata wypadnie średnio ok. 40 mld zł netto realnego przepływu z kasy UE. Trzeba ponadto pamiętać, że pieniądze unijne są na terenie Polski wykorzystywane w dużej mierze przez firmy pochodzące z krajów głównych płatników netto, a więc do nich też wracają... A przede wszystkim warto sobie uzmysłowić i to, że polski budżet na rok 2013 wynosi ok. 300 mld zł z deficytem 35,5 mld zł. Zatem te ok. 40 mld zł to mniej więcej tyle, ile wynosi roczny deficyt budżetu państwa polskiego.

– Nie powinniśmy więc przesadnie upajać się „zalewem” europejskich pieniędzy?

– Zdecydowanie nie powinniśmy. Pieniądze z UE, choć ważne, nie są znaczącą częścią polskiego budżetu. Z drugiej strony roczna wartość PKB w Polsce to ok. 1550 mld zł, zatem dotacje netto z UE stanowią poniżej 3 proc. PKB. Siła tych dodatkowych pieniędzy może leżeć w ich punktowym, racjonalnym wykorzystaniu. Powinny być mądrze wydane na konkretne cele inwestycyjne i rozwojowe, a z tym rząd Tuska ma duże kłopoty. Nie powinniśmy się też do nich zanadto przyzwyczajać – bo, jak wskazują dziś niemal wszyscy eksperci i analitycy – może się okazać, że ten budżet wieloletni jest ostatnim budżetem uwzględniającym konieczność solidarnych dopłat dla regionów słabiej rozwiniętych.

– Jaki stąd wniosek dla Polski?

– Trzeba być przygotowanym na życie bez tych pieniędzy. Inwestycje będą musiały być podejmowane bez oglądania się na unijne wsparcie. Finansowa kroplówka z zewnątrz wielu decydentów uzależniła psychicznie.

– I rozleniwiła ich?

– Tak. Musimy myśleć o tym, jak prowadzić politykę rozwojową, rozbudowywać infrastrukturę w szczególności, bez pieniędzy unijnych. Zakorzenił się już w Polsce groźny nawyk, że o nowych inwestycjach mówi się wyłącznie w kontekście dopłat unijnych. Jeżeli nie ma szansy na dofinansowanie, to się ich nie podejmuje. To jest złe przyzwyczajenie urzędników i menadżerów, które będzie naprawdę trudne do przezwyciężenia. Skandalem jest to, że nie jesteśmy w stanie wypracować konkretnych projektów i zorganizować procesu inwestycyjnego, aby w pełni wykorzystać europejskie pieniądze. Trzeba też brać pod uwagę także i bardziej czarny scenariusz – nie ma żadnej pewności, czy obecnie uchwalony budżet będzie w całości zrealizowany przez płatnika, czyli UE.

– Jest to dość prawdopodobne?

– Tak. Już na poziomie budżetu rocznego z zeszłego roku okazało się, że UE ma 10 mld euro deficytu. Kryzys gospodarczy w strefie euro może być zagrożeniem dla realizacji przyszłego budżetu. Może się po prostu okazać, że tych pieniędzy nie będzie, albo będzie ich znacznie mniej.

– I po prostu skończy się ta Unia, która teraz jeszcze, co pokazują wyniki szczytu budżetowego, próbuje zachować zasadę solidarności...

– Zastanawiając się dziś nad przyszłością Unii Europejskiej, trzeba by wyraźnie oddzielić negocjacje w sprawie budżetu od negocjacji i rozmów w sprawie zmian instytucjonalnych i jej przyszłego kształtu, które są znacznie ważniejsze. Te właśnie sprawy premier Tusk chce pomieszać, aby w debacie o sprawach europejskich w Sejmie zdyskontować swój budżetowy „sukces”. Wszystko to w celu stworzenia „przyjaznej atmosfery” dla debaty nad ratyfikacją paktu fiskalnego. Sprawa jest bardzo poważna, bo ewentualne przystąpienie Polski do tego paktu nastąpi już w kontekście bardzo istotnych zmian instytucjonalnych UE.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...