Wierność powołaniu

Przewodnik Katolicki 20/2013 Przewodnik Katolicki 20/2013

O dojrzewaniu powołania i drodze do kapłaństwa z Jego Eminencją kard. Zenonem Grocholewskim, w 50. rocznicę święceń kapłańskich rozmawia ks. Przemysław Węgrzyn redaktor naczelny

 

Pełni Ksiądz Kardynał funkcję prefekta Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego. To bardzo odpowiedzialne zadanie. I bardzo trudne w dzisiejszych czasach.

– Największą naszą  troską, jest to, by nasze uczelnie i szkoły, których na świecie mamy bardzo dużo, utrzymywały wysoki poziom i zachowywały własną tożsamość. Chodzi przede wszystkim o sposób integralnego formowania młodego pokolenia. Mamy w świecie ponad 1500 wyższych uczelni oraz  ponad 200 tys. szkół katolickich. To daje ponad 50 mln uczniów. Nasze uczelnie znajdują się nawet w krajach, w których katolików jest bardzo mało. Dla przykładu przytoczę Tajlandię, którą odwiedziłem dwa razy. Liczba katolików w  tym kraju wynosi ok. 300 tys., tzn. 0,5 proc. ludności, a uczniów w szkołach katolickich jest tam ponad 450 tys. W Tajlandii mówi się, że katolicy mają najlepsze szkoły i najlepsze szpitale. Mamy zatem ogromny potencjał do wykorzystania, by wychowywać w duchu wartości chrześcijańskich. Musimy wszyscy pamiętać o tym, że szkoły katolickie są włączone w misję nauczania Kościoła.

W czasie swojej posługi kapłańskiej uczestniczył Ksiądz Kardynał w dwóch konklawe. Czym one się różniły? Jak przyjęła Wasza Eminencja wybór Benedykta XVI, a jak wybór Franciszka?

– Mówiąc szczerze, obydwa konklawe nie różniły się prawie niczym. Bardziej jednak przeżyłem to pierwsze, bo było ono pewną nowością dla mnie. Byłem bardzo dumny z tego rodzaju wyborów. Nikt nie przemawiał, nie przedstawiał swojego programu. Nikt nie agitował za kimś ani przeciwko komuś. Piękno tych wyborów polegało przede wszystkim na ich charakterze modlitewnym. To była swego rodzaju liturgia przepełniona prośbą o światło Ducha Świętego. Najpiękniejsze było samo oddanie głosu, gdy każdy po kolei podchodził pod wielki fresk Sądu Ostatecznego Michała Anioła, trzymając kartkę z nazwiskiem i głośno przysięgał, że bierze Chrystusa, który go będzie sądził, na świadka, że oddaje głos na tego, którego uważa, że powinien być wybrany. Bardzo mi się to podobało, bo wiązało się z wielkim zaangażowaniem własnego sumienia. Z entuzjazmem przyjąłem i papieża Benedykta, i papieża Franciszka. Bardziej oczywiście znałem kard. Ratzingera, ponieważ współpracowałem z nim wiele lat. Na jego prośbę bowiem byłem także członkiem Kongregacji Doktryny Wiary, której on przewodniczył, a więc wielokrotnie się spotykaliśmy, by studiować i omawiać trudne problemy. To było dużym ułatwieniem dla mnie w późniejszych kontaktach z papieżem. Obecnego papieża osobiście znałem mniej, choć słyszalem o nim sporo. Spotykałem go w Rzymie, spotkaliśmy się także w Buenos Aires, w związku z moim pobytem na tamtejszym uniwersytecie katolickim. Rozmawiałem z nim również podczas konferencji, które poprzedzały konklawe. Patrzę zawsze na papieża z szacunkiem, bo jest on Namiestnikiem Chrystusa na ziemi, i wierzę, że każdy z nich wnosi swój specyficzny wkład w dzieło ewangelizacji Kościoła i świata.

Z perspektywy tych ostatnich 50 lat, jaki moment życia kapłańskiego wyrył się w pamięci Księdza Kardynała najmocniej?

– Bardzo mocno przeżyłem pierwsze lata kapłaństwa. To był wyjątkowy czas pracy z dziećmi i młodzieżą. Bardzo lubiłem uczyć. Cieszył mnie każdy nowy człowiek, którego przyciągnąłem do Kościoła. Dlatego początkowo nie chciałem wyjeżdżać na studia. Mocnym przeżyciem była też propozycja pracy w Watykanie. Co prawda na początku broniłem się przed nią i odmówiłem pracy w Rocie Rzymskiej i początkowo także w Sygnaturze Apostolskiej, bo chciałem wrócić do Polski. Potrzebowałem czasu, by uświadomić sobie, że ta praca w urzędach watykańskich też jest pracą duszpasterską, chociaż daje mniej bezpośrednich satysfakcji osobistych niż ta w parafii. Najtrudniejszym momentem w moim kapłaństwie była chwila, kiedy podczas studiów w Wiecznym Mieście kończył się rok akademicki. Wszyscy studenci wyjeżdżali wtedy do swoich krajów, a my nie mogliśmy pojechać do Polski. Czułem się wtedy trochę jak na wygnaniu. By przeżyć wakacje, nie mając na to funduszy, starałem się o stypendia na kursy językowe we Francji i w Niemczech i wykorzystywałem ten czas na pogłębianie znajomości języków. To oczywiście było bardzo pożyteczne, niemniej jednak świadomość, że nie mam innego wyjścia, była przykra. Zaś najprzyjemniejszymi chwilami były te, kiedy ma się świadomość, że Bóg coś przeze mnie zrobił dobrego w życiu innych ludzi. Byłem zawsze szczęśliwy, mogąc być świadkiem miłości Bożej.

Pół wieku kapłaństwa to ogromny bagaż doświadczeń. Jak we współczesnym świecie pozostać wiernym powołaniu?

– Najpierw należy zdać sobie sprawę, że kapłaństwo jest wielką przygodą życiową, którą Pan Bóg nam pozwala przeżyć. Nie ma bowiem wspanialszej pracy, jak ubogacać ludzi największym dobrem – Bogiem. By pozostać wiernym powołaniu, trzeba mieć świadomość, że niczego nie możemy uczynić bez Chrystusa. Toteż pierwszym zadaniem kapłana jest modlitwa. Ona warunkuje owocność kapłańskiej posługi. Radość kapłaństwa przeżywa się, jedynie trwając w łączności z Chrystusem. Jak wytrwać w powołaniu?  Być w stałym kontakcie z Chrystusem, w którego kapłaństwie uczestniczymy, nawracając się i dążąc do świętości poprzez swoją specyficzną posługę.           

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...