Wyrwane zęby kontroli

Niedziela 32/2013 Niedziela 32/2013

O postępującym minimalizowaniu znaczenia Najwyższej Izby Kontroli z Januszem Wojciechowskim rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– W jaki konkretnie sposób?

– Chodzi o to, że specyfika tego rodzaju pracy wymaga pewności i ciągłości kadrowej. Gdy ja przyszedłem do NIK i zastałem tam kadrę dyrektorską pozostawioną przez Lecha Kaczyńskiego, to nie miałem możliwości, nawet gdybym bardzo chciał – choć, oczywiście, nie chciałem – bezzasadnego zwalniania lub wymieniania pracowników, nie było mowy o jakimkolwiek pomiataniu ludźmi. Owszem, były pewne zmiany reorganizacyjne, lecz dotyczyły raczej departamentów wspomagających. Generalnie, ludzie pracujący w NIK nie mieli poczucia tymczasowości, mogli się skupić na kontrolach, a nie na zastanawianiu się, co ich czeka w przyszłości. Wbrew pozorom kadencyjność dyrektorów nie wzmacnia, lecz osłabia kondycję Izby.

– NIK kiedyś była synonimem grozy, a dziś ludzie ledwie wiedzą o jej istnieniu... Kto w ogóle boi się dziś NIK?

– NIK powinni się bać nie zwykli ludzie, obywatele, których Izba nie kontroluje, lecz ministrowie, marszałkowie województw, burmistrzowie, prezydenci, wójtowie. Oczywiście, tylko jeśli mają coś na sumieniu... Jak dotąd NIK nie była i mam nadzieję, że nie będzie narzędziem walki politycznej. Wszyscy – zarówno urzędnicy, jak i zwykli obywatele – powinni wiedzieć, że Izba jest instytucją poważną i rzetelną, że dobrze służy dobru wspólnemu. Dlatego, będąc prezesem NIK, wielką wagę przywiązywałem do dobrej współpracy z mediami, bo gdy wyniki kontroli budzą zainteresowanie opinii publicznej, to większa jest na nie reakcja ze strony odpowiedzialnych władz. Łatwiej następuje likwidacja stwierdzonych patologii.

– Czy w obecnej sytuacji można się obawiać upartyjnienia, upolitycznienia NIK?

– Jeśli przyszły prezes desygnowany przez partię rządzącą i mocno z nią powiązany z góry zapowiada, że nic od niego nie będzie zależało, to ja się boję takiego prezesa i martwię się o skuteczność sprawowanej przez NIK państwowej kontroli. Bo albo to będzie prezes niedołęga, albo prezes, który zamierza prowadzić jakąś chytrą grę, a swoją deklarowaną niemocą zasłania właśnie zamiar upolitycznienia Izby. Mam nadzieję, że to tylko takie początkowe lapsusy i że Krzysztof Kwiatkowski „ogarnie się” jako prezes NIK.

– Za dwa lata partia rządząca może się zmienić, a prezes NIK może dopiero wtedy pokaże swą moc...

– Może ją pokazać, zwłaszcza że nowy prezes z nadania PO będzie kierował NIK aż do 2019 r. Generalnie biorąc, zawsze zdrowsza jest właśnie taka sytuacja, gdy szef państwowej instytucji kontrolnej nie jest kolegą tych, którzy rządzą. Jednakowoż kontrole bardzo często sięgają kilku lat wstecz, a więc to, co dzisiaj rząd robi, może wychodzić albo może zostać „zamiecione pod dywan” w kontrolach przeprowadzanych za trzy, cztery lata. Gdy dziś bada się np. zakupy sprzętu medycznego w szpitalach, to sięga się wstecz do lat 2007-2008 r. Tak więc zawsze możliwe jest pewne pole politycznego manewru; pewne sprawy można wyciągać, a pewne chować.

– Gdy PiS przejmie władzę, to zapewne zamierza natychmiast naprawić i uaktywnić NIK? W jaki sposób?

– Ja będę gorąco namawiał do tego, żeby przywrócić poprzednią procedurę kontrolną, a przede wszystkim, żeby skasować przepis, który poddaje NIK kontroli prywatnej firmy audytorskiej. Izba musi odzyskać siłę i pewność działania. Trzeba jej po prostu wstawić nowe zęby.

– Państwowa instytucja kontrolna jest obecnie kontrolowana przez prywatną firmę?

– Tak! To skandal, że najwyższy organ kontroli państwowej podlega właśnie takiej kontroli. Wszystkie instytucje państwowe są kontrolowane przez NIK, a NIK jest kontrolowana przez wyłanianą w przetargu prywatną firmę audytorską. To absurd i jeszcze jeden przykład deprecjonowania tej ważnej instytucji. A ponadto nie można przecież wykluczyć, że taka prywatna kontrola audytorska może generować rozmaite konflikty; może dochodzić np. do szantażu, wpływania na wyniki kontroli.

– Jak kontrolować NIK? Nie można przecież powiedzieć: kontrolerze, kontroluj się sam!

– Trzeba by okazać to minimum zaufania wobec instytucji państwowych, bo budżet NIK nie jest przecież ogromny i wystarczyłoby, aby rozliczała go komisja sejmowa. NIK powinna przedstawić Sejmowi sprawozdanie z wykonania swego budżetu, a posłowie mogliby już z tym zrobić wszystko, co uznają za stosowne... Istnieje przecież sejmowa komisja do spraw kontroli państwowej, której posłowie mają dostęp do wszystkich dokumentów, mogą je dowolnie skontrolować. A gdy chodzi o uzdrowienie NIK, to najprościej byłoby przywrócić ustawę Lecha Kaczyńskiego. Lepsze jest wrogiem dobrego, a to, co ostatnio zrobiono z NIK, nie tylko nie jest lepsze, ale wręcz szkodzi państwowej kontroli.

– Czego będzie Pan życzył nowemu prezesowi NIK?

– Tego, o czym już wspomniałem – żeby zawiódł Donalda Tuska. Żeby kontrolował obiektywnie i bez strachu, żeby mówił Polakom prawdę o tym, jak funkcjonuje ich państwo. Będzie mu, jako nominatowi i prominentnemu politykowi PO, bardzo trudno, ale to nie jest niemożliwe. Jeśli Krzysztof Kwiatkowski zechce kiedyś ode mnie jakiejś rady z perspektywy mojej wiedzy i doświadczenia, nie odmówię mu jej, bo chciałbym, żeby kontrola państwowa dobrze służyła Polsce, niezależnie od tego, kto jest prezesem Najwyższej Izby Kontroli.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| NIK

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...