Wrzuć na luz!

W drodze 12/2013 W drodze 12/2013

Wiele osób musi ciężko pracować, by utrzymać siebie i swoją rodzinę i wolny czas staje się luksusem. Refleksja nad tym, na co poświęcam czas, jest zawsze korzystna, bo dzięki niej możemy spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy.

 

WOJCIECH DUDZIK OP: Czy pani zawsze wszystko ma zaplanowane? Jak to na przykład wyglądało dzisiaj?

LucynA Słup: Dzisiaj akurat wszystko zaplanowałam dość szczegółowo, bo dużo się działo. Rano pracowałam w domu, potem poszłam na ważne spotkanie, wstąpiłam też do kościoła na adorację, a po naszej rozmowie znowu wracam do pracy.

I pani sobie to wszystko zapisuje w kalendarzu?

Tak, choć nie wszystko da się zaplanować co do minuty. Zadaję sobie pytanie o to, co jest naprawdę ważne w danym dniu, z czego nie mogę zrezygnować, a co mogę odpuścić. Zbyt drobiazgowe zapisywanie planu dnia może zniewalać i ograniczać. Nie można przewidzieć wszystkiego. Czasami trzeba umieć powiedzieć „nie” i na przykład wyjść z przedłużającego się i nudnego spotkania, po to by nie spóźnić się na coś o wiele ważniejszego.

Skąd się wziął pomysł na prowadzone przez panią warsztaty zarządzania czasem?

Wiele lat temu szukałam sposobu na to, by do mojego życia wprowadzić więcej ładu. Oboje z mężem czuliśmy się rozdarci z powodu licznych zajęć, wśród których nie zawsze potrafiliśmy wskazać te najważniejsze, porządkujące resztę. Wiązało się to też z wewnętrznym chaosem, bo przecież działanie jest zawsze funkcją tego, co mamy w środku. Zainteresowanie warsztatami zarządzania czasem zrodziło się więc z potrzeby uporządkowania własnego życia. To porządkowanie rozpoczęło się wraz z moim nawróceniem, za którym poszła świadoma formacja religijna, najpierw w czasach studenckich we wspólnocie charyzmatycznej w duszpasterstwie oo. dominikanów w Krakowie, a potem poprzez ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli. Celem ćwiczeń św. Ignacego jest uporządkowanie życia według woli Bożej. Nie każdemu ta propozycja musi odpowiadać, ale zarówno dla mnie, jak i dla mojego męża spotkanie z rekolekcjami ignacjańskimi było bardzo ważne. Warsztaty zarządzania sobą w czasie stały się dla nas kolejnym etapem drogi nawrócenia.

Ciekawa mieszanka dominikańsko-jezuicka.

Podczas tygodniowych rekolekcji u jezuitów, które przeżywałam w milczeniu i z towarzyszeniem duchowym, odkryłam, że pewne ważne sprawy w moim życiu zaczynają się układać. Po powrocie do domu brakowało mi jednak przełożenia tych odkryć i olśnień na życie codzienne. Pytałam siebie, jak to pogodzić z obowiązkami, z wymogami kalendarza. Warsztaty, które przeżyłam, stały się takim łącznikiem między wyżynami rekolekcji a prozą codzienności, przełożeniem ważnych, choć nieco ogólnych spraw na konkretne wybory i działania.

Aż z czasem państwo sami zaczęli prowadzić podobne warsztaty. Kto najczęściej w nich uczestniczy?

Różne osoby, najczęściej wierzące, które chciałyby wprowadzić więcej porządku w swoim życiu.

Czy po takich warsztatach dokonują się w uczestnikach jakieś spektakularne zmiany, coś w rodzaju nawrócenia?

Kiedyś jedna z osób konsekrowanych dziękowała nam za uratowanie powołania, ktoś inny, żyjący w rodzinie, zdecydował się na wprowadzenie ważnych zmian w swoim stosunku do żony i dzieci. Wiele razy uczestnicy byli zaskoczeni, że na to, co robią, można spojrzeć w inny sposób. Dotyczy to zwłaszcza jednego z ważnych elementów warsztatów, którym jest określenie tego, co jest w życiu danej osoby najważniejsze, czyli tzw. misji osobistej. Zdarzało się, że uczestnicy po wykonaniu tego ćwiczenia byli oszołomieni, gdyż nigdy wcześniej nie zastanawiali się tak uczciwie i do końca nad tym, co jest dla nich najważniejsze. Codzienne obowiązki sprawiają, że rzadko pozwalamy sobie na głębszą refleksję dotyczącą naszej codzienności. Żyjemy na ogół krótkoterminowo. Pytanie: „O co mi chodzi w życiu?”, może być bliskie komuś, kto prowadzi głębokie życie wewnętrzne, ma czas i warunki, by świadomie przeżywać siebie, ale większość zapracowanych i zabieganych osób nie robi tego. Żeby się z takim pytaniem zmierzyć, trzeba się zatrzymać.

Czy w tym pytaniu chodzi o to, co jest teraz ważne, czy raczej o to, co powinno się według mnie takie stać?

Ćwiczenie polegające na „odkrywaniu misji” ma charakter projekcyjny. Chodzi o to, by wyobrazić sobie siebie pod koniec życia i odpowiedzieć na pytanie, co chciałbym po sobie zostawić, jaki ślad zapisać w ludzkich sercach. Takie ćwiczenie opisuje w swojej książce zatytułowanej Siedem nawyków skutecznego działania Stephen Covey, zmarły niedawno amerykański specjalista z zakresu zarządzania, który postulował, by zarządzanie oprzeć na trwałych, uniwersalnych zasadach, zbieżnych z zasadami prawa naturalnego. Bo to prawda – możemy te zasady w życiu ignorować, ale one działają niezależnie od tego, czy ich przestrzegamy, czy też nie.

Przyznam, że dla mnie hasło „zarządzanie czasem” brzmi trochę jak „nauka oddychania”. Czy trzeba do tego aż specjalnych warsztatów? Przecież każdy z nas lepiej lub gorzej jakoś ten swój czas przeżywa i nim zarządza od rana do wieczora. Co takiego mogą wnieść w moje życie proponowane przez państwa ćwiczenia?

Chodzi nie tyle o zarządzanie czasem (bo czas płynie niezależnie od naszego zarządzania nim), ale o zarządzanie sobą w czasie – swoją aktywnością, motywacją itp. Możemy się nauczyć umiejętnie korzystać z czasu i osiągać w nim konkretne cele. Nie chodzi więc jedynie o to, by odkryć, co jest dla nas najważniejsze, lecz również o to, by to, co odkryliśmy, wcielać w życie poprzez planowanie.

Myślę, że dla chrześcijan pojawia się w tym momencie pytanie o zakres naszej współpracy z Bożą łaską. Mamy tutaj do czynienia z dwiema skrajnościami: albo robię tak, jakby wszystko ode mnie zależało, albo nie robię nic, bo i tak wszystko zależy od Pana Boga. Gdzieś między tymi skrajnościami jest droga środka, której wszyscy musimy się nauczyć. Jest to „odpowiedź na łaskę i aktywna współpraca z Duchem Świętym”. W Księdze Mądrości Syracha czytamy, że Pan Bóg „na początku stworzył człowieka i zostawił go własnej mocy rozstrzygania” (15,14). Mamy więc dokonywać wyborów i decydować – takie jest nasze ludzkie i chrześcijańskie powołanie. Chodzi jednak o to, by moja twórcza aktywność i branie życia we własne ręce było równoważone przez życie łaską, przez modlitwę. Modlitwa stawia mnie w prawdzie o mojej zależności od Boga. Gdy wszystko chcę planować i trzymać pod kontrolą, to mogę nie dać się poprowadzić Duchowi Świętemu.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| PRACA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...