Matka, a może drzewo

La Salette. Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 6/2013 La Salette. Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 6/2013

Takie pierwsze skojarzenie pojawiło się w mojej głowie, gdy ks. Paweł zadzwonił z prośbą o zabranie głosu na temat macierzyństwa. Bowiem dzisiaj, gdy moje dzieci są już duże, z całą pewnością mogę stwierdzieć że moje macierzyństwo to owoc drzewa wiary. Nie jestem silną „matką Polką”, ani bezmyślnym „dzieciorobem” jak nazwała mnie pewna bliska mi osoba.

 

Jeden los padł na nas

W 1989 r. otrzymaliśmy zaproszenie do Rzymu na spotkanie z Janem Pawłem II na początku listopada. Poleciał z nami sześciotygodniowy malec na spotkanie, które miało zmienić bieg naszego życia. W tych dniach runął mur berliński, a kardynał Tadeusz Kondrusiewicz z Białorusi prosił papieża o pomoc duszpasterską dla  odradzającego się tam Kościoła katolickiego. Do małżeństw z Polski padło pytanie, czy ktoś jest gotowy darować życie Kościołowi na Białorusi i jechać wraz z księdzem na implantatio Ecclesis (zaszczepianie Kościoła)? Zgłosiło się aż dziewięć par, wylosowano dwie. Jeden los padł na nas. Późnym wieczorem tego dnia przyjął nas i dwóch księży w swojej bibliotece Jan Paweł II. Mówił do nas z wielką serdecznością i troską, gdyż posyłał nas na misję w kraju postsowieckim. Nasze przygotowania do wyjazdu trwały osiem miesięcy. Najtrudniej było nam powiedzieć rodzicom o porzuceniu pracy i wyjeździe z dziećmi na wschód. Rozstawaliśmy się, czując ich smutek i żal, jednak uważaliśmy nasze posłanie za swój obowiązek.



Trzy lata na Białorusi

Przekraczając granicę miałam tylko jedno pragnienie, aby służby celne nie zabrały mi puszki mleka, które wzięłam na wszelki wypadek. Dzieci były podniecone jazdą długim pociągiem i wszystkimi nowościami, które bardzo im się podobały. Historię tych trzech lat opowiem innym razem, bo dzisiaj piszę nie o misji, tylko o macierzyństwie. Bałam się radiacji, która była ciągle wysoka, a ja spodziewałam się kolejnego dziecka. Wróciliśmy do Polski wiosną, abym w swoim mieście urodziła nasze kolejne dziecko. Chyba wtedy byłam najbardziej słaba i bezbronna. Trzymałam się modlitwy i wspominałam chwile, gdy Bóg był mi pomocą. Zostałam w szpitalu sama ze swoim strachem, mąż mógł odprowadzić mnie jedynie do windy. Właśnie wtedy odczułam jak w swoim jestestwie człowiek jest sam, kosmicznie sam, ze swoim bólem, lękiem, jak bardzo potrzebuje drugiego człowieka. Czułam się tak właśnie i mówiłam „nie ma człowieka”. Rytmicznie chodziłam po sali przedporodowej, w ciągu dwóch wieczornych godzin nie weszła do nas czekających na rozwiązanie żadna położna. Pięć minut przed 21 pojawiła się dyżurna, spojrzała na mnie i powiedziała szybko na fotel!  O 21 punktualnie kwilił mój synek a ja razem z nim płakałam ze szczęścia! Dzisiaj kiedy to piszę, też płaczę nad sobą i nad każdym człowiekiem opuszczonym, starym, zapomnianym dzieckiem, dorosłym który nie jest już przydatny i myślę że to jest właśnie prawdziwe nieszczęście.


Dwa lata przed urodzeniem szóstego dziecka rozpoczęłam studia doktoranckie, ciągnęło mnie do nauki, do tworzenia. Kiedy po siedmiomiesięcznej przerwie pojawiłam się z nowo narodzonym dzieckiem pani w dziekanacie poinformowała mnie, że zostałam skreślona z listy studentów. Sprawiło mi to przykrość, lecz nie miałam już w sobie dość siły, aby walczyć. Zajmowały mnie dzieci, będące na różnych etapach rozwojowych, a ja każde dziecko traktowałam jak jedynaka, niepowtarzalną osobę z odrębnymi upodobaniami i talentami. Szukałam w każdym tego, co jest mu właściwe i unikalne. I dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że to było słuszne, bowiem każde z nich rozwinęło swoje talenty, ukształtowało indywidualność. Nie są „tłumem” dzieci w rodzinie, lecz każde jest traktowane z godnością i szacunkiem jako niepowtarzalne i jedyne. Tego nauczyłam się od Jana Pawła II.Pod koniec trzeciego roku pobytu na Białorusi zaczęło się komplikować moje zdrowie, ponieważ kolejne dziecko, które nosiłam stanowiło poważne obciążenie dla mojego organizmu. Wróciliśmy do Polski, zmieniłam lekarza i szpital, a w początkach lat 90−ych w świadomości społecznej rozpoczął się proces humanizacji narodzin. Dzięki temu doświadczyłam macierzyństwa „królewskiego”. Otoczyli mnie wspaniali, pełni troski lekarze i położne, po raz pierwszy przeżyliśmy jako rodzice misterium narodzin wspólnie. Po latach upokorzeń i wzgardy po raz pierwszy jako matka tylu dzieci doświadczyłam szacunku i godności osoby ludzkiej. Bogu niech będą za to dzięki.



Ponowne pakowanie walizek

W roku 1994 w Rzymie ponownie padło pytanie skierowane wprost do nas: czy jesteście gotowi jechać do Izraela do arabskiej parafii w Jaffie. W moim łonie jak na dojrzałym drzewie kształtowało się właśnie ciałko naszego ósmego dziecka. Kolejne wyzwanie? „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” – towarzyszyły mi słowa św. Pawła. Jeśli ty, Panie, tego chcesz, to ja biorę się za pakowanie walizek. I polecieliśmy z ósemką dzieci i dwoma wózkami do kraju Biblii, kraju Żydów i Arabów, i wielu, wielu różnych narodowości. Mieszaniny języków, kolorów, zapachów, racji i wojen. Po wielu perypetiach udało nam się wynająć mieszkanie w małej dzielnicy Żydów religijnych, z czterema synagogami na rogach. Mąż wyruszył do pracy, a ja z imponującą gromadką dzieci organizowałam życie rodzinne. Muszę przyznać z przyjemnością, że właśnie tam, w tym nieznanym kraju, odczuwałam szacunek i respekt. Nikt z powodu wielodzietności nie drwił, nie marginalizował, nie traktował dwuznacznie, jak tego wielokrotnie i na różne sposoby doświadczałam w mojej ojczyźnie.

Ludy, które zamieszkują Izrael, a szczególnie Żydzi, mają wielki szacunek dla życia. Odczuwaliśmy to na każdym kroku. Na przykład pytali męża: masz dzieci? Tak. Niech imię Najwyższego będzie błogosławione. A masz pracę? Tak. Niech imię Najwyższego będzie błogosławione. A chodzisz do kościoła? Tak. Niech imię Najwyższego będzie błogosławione. Mieszkaliśmy w tej dzielnicy dwa lata, przed każdym Szabatem inna kobieta przynosiła nam półmisek najprzedniejszego jedzenia szabatowego. Poznaliśmy wspaniałe smaki kuchni jemeńskiej, perskiej, tunezyjskiej, syryjskiej. Wiele miesięcy później, kiedy nauczyłam się języka hebrajskiego, pytałam te kobiety, dlaczego przynoszą nam takie wspaniale jedzenie? Odpowiadały z uśmiechem, że one też były cudzoziemkami. W ten sposób uświadamiały mi, jak bardzo ich życie jest przesycone Biblią. Pomyślałam ze wstydem, że mnie nigdy nie interesowało, czy w mojej kamienicy mieszkają jacyś cudzoziemcy. A przecież życie cudzoziemca jest bardzo trudne. Doświadcza tego obecnie pokolenie wielu polskich rodzin i nie tylko…
Pracowałam jako psycholog w parafii i poza nią, z imigrantami z naszej ojczyzny, z Żydami, którzy z Polski musieli wyjechać lub byli Ocalonymi. Byłam szanowaną matką, co dodawało mi skrzydeł, aby dać z siebie więcej i więcej. Więc dostałam w prezencie jeszcze jedno dziecko, chociaż myślałam, jak Sara, że to już za późno, ale Bóg dał mi poznać twarze wszystkich naszych dzieci.



Nowe pokolenia

Po jedenastu latach wróciliśmy do rodzinnego miasta. Moje drzewo wiary, kształtowane przez Słowo Boga, które tam się wcieliło zaczęło doświadczać nowych wydarzeń. Odchodzenia dzieci do własnego życia, które Bóg im daje. To tak, jakby z drzewa coś ubywało, a zarazem przybywało. Pojawiają się nowe owoce – wnuki, synowe, zięciowie. Tak sobie myślę, siedząc pod drzewem mojej wiary, którą dostałam gratis i która kształtowała się w ciągu życia, że dobre było to ryzyko dawania życia. Powiem jak Bóg trzeciego dnia, dwakroć było dobre! To była najlepsza decyzja w moim życiu. No cóż, miałam pisać o macierzyństwie, ale nie mogę tego doświadczenia oddzielić od wiary, bez której nie byłabym żoną i matką (dawno uciekłabym od trudów wspólnego życia przy trudnym charakterze i moim i męża) i oddzielić moich dzieci od ojca, który niósł na sobie wszystkie trudy ojcostwa bez szemrania. Chcę jeszcze dodać, że nie ma w moim macierzyństwie egzaltacji neofitki, jest coś z drzewa, które wydaje różne owoce, potem obumiera i pada, ale na nim wyrastają nowe pokolenia. Bóg wszystko przewidzi. Tu mój uśmiech kieruję do ciebie – odwagi! Mogę za Maryją powtórzyć słowa Magnificatu: „On okazał moc ramienia swego”, bo Jego Słowo nie wraca bezowocnie.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...