Państwo na podsłuchu

Przewodnik Katolicki 26/2014 Przewodnik Katolicki 26/2014

Ta historia nie jest czarno-biała, nie ma w niej krystalicznych bohaterów, nie wszystko jest jasne i prawdopodobnie nigdy wszystkiego się na jej temat nie dowiemy. Pewne jest jednak, że Polska jest w najtrudniejszym kryzysie politycznym od 25 lat.

 

W większości cywilizowanych krajów świata gubernatorzy banków centralnych bronią się rękami i nogami przed naciskami ze strony polityków. Dochodzi między nimi do mniej lub bardziej gorących sporów, co jest, paradoksalnie, bardzo dobrym sygnałem dla inwestorów z zagranicy. Albowiem twardy, nieuginający się pod żądaniami ministrów szef banku centralnego to gwarancja zdrowej, rozsądnej polityki monetarnej, niezależnej od politycznych zawirowań. W przypadku osławionej kolacji Sienkiewicza i Belki obaj panowie naciskali na siebie nawzajem. Sienkiewicz chciał coś dla rządu, Belka chciał coś dla siebie (dymisja Rostowskiego) i dla NBP. Trudno wyobrazić sobie większy cios w wiarygodność prezesa NBP i w wizerunek Polski jako kraju stabilnego, o transparentnej polityce finansowej.

Równie skandaliczny jest kolejny dialog: między wspomnianym już Rostowskim (który już nie był ministrem) a szefem polskiej dyplomacji Radosławem Sikorskim. Znów ciężkie przekleństwa, znów język zupełnie niepasujący do obrazu dwóch oksfordzkich dżentelmenów „zatroskanych sprawami Polski”. I znów tłumaczenia, że rozmowa była „prywatna” (choć przecież opłacona służbową kartą kredytową), a zatem nie powinna być analizowana pod kątem „realnej” polityki. Problem w tym, że ktoś zajmujący tak kluczowe stanowisko jak Radosław Sikorski, ktoś doskonale znający możliwości wywiadów (nie tylko rosyjskiego) pozwala sobie na aroganckie stwierdzenia, uderzające w Stany Zjednoczone czy obrażające premiera Wielkiej Brytanii, wiedząc, że może być podsłuchiwany. Prezydent, premier, minister spraw zagranicznych czy minister obrony muszą uważać na to, co mówią, nawet wtedy, gdy rozmawiają sami ze sobą, goląc się rano przed lustrem w łazience. „Prywatność” w polityce jest, niestety, rzeczą względną. Zwłaszcza w dobie szybkich i, co tu dużo mówić, bezlitosnych mediów. Przypomnijmy tylko rozmowy telefoniczne premiera Włoch Silvio Berlusconiego z kobietami lekkich obyczajów, z taką lubością opisywane także przez te polskie gazety, które dziś oburzają się na metody działania „Wprost”. Czyż owe rozmowy nie były prywatne? Czy Berlusconi nie miał prawa do prywatności? Czy media, które wówczas „grillowały” szefa włoskiego rządu, nie „destabilizowały kraju”?

Notabene, jak przypomniała blogerka Kataryna, kilka lat temu minister Sikorski sam relacjonował partyjnym kolegom objętą klauzulą tajności rozmowę z prezydentem Lechem Kaczyńskim na temat tarczy antyrakietowej. „Nie przypominam sobie, żeby którekolwiek z mediów publikujących fragmenty tamtej rozmowy miały moralne dylematy, czy ją publikować” – pisze Kataryna. „Gdzie była polska racja stanu, gdy Sikorski chlapał na lewo i prawo, o czym rozmawiał z prezydentem? Treść tamtej rozmowy była dużo bardziej wrażliwa niż ujawnione dzisiaj knajpiane wywody, ale nie przypominam sobie żadnych dyskusji w mediach o tym, czy takie rozmowy powinno się publikować, nikt się też nie oburzał na Sikorskiego, że w takich sprawach był tak niedyskretny”.

Jeszcze jeden ważny element. Rozmowa Sikorskiego z Rostowskim miała miejsce w szczytowym okresie demonstracji na kijowskim Majdanie. Tuż przed ucieczką prezydenta Janukowycza z Ukrainy i na półtora miesiąca przed zajęciem przez Rosję Krymu. Jeśli w takim momencie minister spraw zagranicznych RP twierdzi, że sojusz z USA jest bezwartościowy i nie powinniśmy za bardzo zabiegać o względy Waszyngtonu, żeby sobie nie pogorszyć relacji m.in. z Niemcami, to znaczy, że nie rozumie, na czym polega polska racja stanu. I to niezależnie, czy nie rozumie tego „prywatnie” czy „służbowo”.

Potrzeba wstrząsu

Na koniec jedno z najistotniejszych pytań, na które wciąż nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Kto mianowicie stoi za nagraniami i czy przypadkiem nie chodzi tutaj o sprawną operację jakiegoś „obcego mocarstwa” – w domyśle Rosji – które dąży do całkowitego paraliżu polskich władz.

To, co dzisiaj dzieje się w Polsce, jest oczywiście na rękę Moskwie. Politycy Platformy i sprzyjający jej publicyści próbują zbudować następującą narrację: to jest atak Kremla na fundamenty państwa polskiego, kto zaś się do niego przyłącza, wchodzi w koalicję z naszymi wrogami. Zapewne tego rodzaju argumenty przekonają wielu zatwardziałych wyborców PO. Lena Kolarska-Bobińska, minister nauki, a do niedawna deputowana do Parlamentu Europejskiego, twierdzi, że to jawna próba „osłabienia pozycji Polski przed podziałem stanowisk w Brukseli”. Argument, bez wątpienia, trafny. Przedstawmy jednak inny scenariusz: „Wprost” nie ujawnia żadnych taśm, a nagrywający nadal mają możliwość szantażowania polskiego rządu, łącznie z premierem, domagając się konkretnych decyzji dotyczących procesu legislacyjnego czy prywatyzacji, a także, na przykład, wycofania się z walki o stanowisko komisarza ds. energii. Który ze scenariuszy jest lepszy dla Polski? Czy raczej: który jest mniej zły?

Polska potrzebuje natychmiastowego wstrząsu. Potrzebuje nowego rządu, być może także przyspieszonych wyborów. Jak najszybciej należy powstrzymać wyciek kolejnych taśm, znaleźć tych, którzy nielegalnie nagrywali urzędników państwowych, zreformować ABW i BOR. Zacząć rzeczywiście troszczyć się o państwo, a nie o własne interesy i stanowiska.

Polska potrzebuje natychmiastowego wstrząsu. Jak najszybciej należy zacząć rzeczywiście troszczyć się o państwo, a nie o własne interesy i stanowiska

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| PODSŁUCHY

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...