Kryzys współczesnej rodziny

Wychowawca 7/2014 Wychowawca 7/2014

W wychowywaniu dzieci nie ma drogi na skróty. Trzeba ją przejść od początku do końca z pełną świadomością i całkowitym zaangażowaniem.

 

Od schyłku XX wieku coraz więcej mówi się o kryzysie rodziny i związanym z nim kryzysie wychowania, obserwowanym w społeczeństwach cywilizacji zachodniej. Badacze zjawisk społecznych biją na alarm i ostrzegają przed groźnymi konsekwencjami tego niepokojącego zjawiska. Ale są i tacy przedstawiciele świata nauki, którzy uważają, że proces ten jest nie tylko nieuchronny, ale i korzystny z punktu widzenia całej ludzkości. Według nich ponowoczesne społeczeństwa potrzebują nowej formuły organizacji życia rodzinnego, gdyż stara – oparta na uniwersalnych wartościach oraz tradycyjnej rodzinie – bezpowrotnie straciła rację bytu.

Wobec powyższego współcześni rodzice nie mogą (i nawet nie powinni) szukać oparcia w tradycji, w rodzicielskich doświadczeniach swoich matek, ojców, ciotek, babć czy dziadków, gdyż w ponowoczesnych społeczeństwach tradycja uważana jest za zbędny balast, niepotrzebny lamus martwych idei, przestarzałych teorii, przesądów i zabobonów. Z drugiej strony, odcinające się od przeszłości dorosłe dzieci najczęściej kwestionują dziś metody wychowawcze własnych rodziców, w ich błędach wychowawczych dopatrując się przyczyny wielu swoich życiowych kompleksów, niepowodzeń i nieszczęść.

Jeśli więc ani tradycja, ani wiedza oraz doświadczenie poprzednich pokoleń, ani nawet własne wspomnienia z domu rodzinnego nie mogą być wsparciem i drogowskazem dla młodych matek i ojców, to któż im może pomóc? Współcześni rodzice mogą korzystać z porad licznej rzeszy ekspertów do spraw pielęgnacji i wychowania oraz z ich wiedzy zawartej w poradnikach, od których uginają się półki księgarń. Jednak mimo tej pomocy wielu rodziców czuje się zgubionych w gąszczu coraz to nowych, często sprzecznych ze sobą, idei wychowawczych prezentowanych przez autorów poradników i fachowców od wychowania.

Wielu twórców nowoczesnych koncepcji wychowawczych stawia rodzicom coraz większe wymagania, jednocześnie odbierając im większość praw i przywilejów na korzyść dziecka. Od zdezorientowanych rodziców wymagają całkowitego podporządkowania się „dobru” dziecka, nie dając im w zamian nic poza nieustannym poczuciem winy, że nie są dla swoich pociech wystarczająco dobrymi rodzicami. W myśl ich zaleceń dziecko nie tylko powinno mieć zapewnione prawidłowe warunki rozwoju, dużą swobodę oraz bezwarunkową akceptację rodziców. Musi być jeszcze szczęśliwie – zawsze i na każdym etapie swojego życia. Wobec tego każda łza uroniona przez dziecko, każdy głośniejszy płacz lub krzyk protestu jest świadectwem krzywdy wyrządzanej bezbronnemu dziecku i jednocześnie porażką współczesnego rodzica. To sprawia, że rodzice na każdym kroku ustępują swym pociechom, żeby tylko zapobiec wybuchom ich płaczu czy złości. A dzieci wychowywane w ten sposób stają się szybko ekspertami od manipulacji i już w wieku niemowlęcym rządzą z wielką wprawą całym domem. Natomiast zdominowani przez milusińskich dorośli, zastraszeni i zdesperowani, czują się bardzo niepewnie w roli wychowawców. Ulegając presji ekspertów i starając się sprostać ich niebotycznym wymaganiom, przestają wierzyć zarówno w sens, jak i możliwość wychowania.

Z coraz większym zdumieniem obserwuję obecnie rodziców, którzy okazują się zupełnie bezradni wobec problemów, jakie stawia przed nimi rodzicielstwo. Widzę ludzi młodych, w średnim wieku i starszych (dziadkowie), którzy oddali władzę w rodzinie w ręce swoich dzieci czy wnuków, wycofali się (w skrajnych przypadkach całkowicie) z roli rodzicielskiej i wychowawczej. Sytuacja taka destabilizuje kruchą równowagę w rodzinie, jest niewyczerpanym źródłem coraz to nowych problemów i zagrożeń. W domu, w którym rządzą dzieci, dorośli sprawiają wrażenie słabych psychicznie, bezradnych, zagubionych, choć w pracy mogą być kompetentnymi menadżerami, odpowiedzialnymi kierownikami, przebojowymi biznesmenami. Coraz bardziej upadają na duchu, czują się niekompetentni, niepewni w swych rodzicielskich rolach. Ich własne potrzeby nie są zaspokajane, a ich prawa nie mogą być w ogóle brane pod uwagę (niezmiernie rzadko słyszy się i mówi o „prawach rodzicielskich”, najczęściej zaś o „prawach dziecka”).

Odrzucając wychowanie tradycyjne, często (niesłusznie) utożsamiane z wychowaniem totalitarnym (tresurą i urabianiem dziecka), rodzice wpadają pod silny wpływ koncepcji pajdocentrycznych, które stawiają dziecko w samym centrum świata dorosłych, dając mu niczym nieskrępowaną swobodę oraz władzę nad dorosłymi.

Twórcy pajdocentrycznych koncepcji wychowawczych zakładali z góry, że dziecko wychowywane w myśl ich koncepcji, to znaczy wolne od władzy rodziców, wszelkiego przymusu, barier i ograniczeń, wspierane przez rodziców i wychowawców w procesie nieskrępowanego rozwoju, będzie mogło stać się w pełni sobą, czyli całkowicie autentyczną i suwerenną jednostką. Wystarczy jedynie, aby dorośli porzucili wszelkie roszczenia wychowawcze wobec dzieci, dali im swobodę i możność samodzielnego decydowania o sobie, a dzieci same z siebie rozwiną swoją wrodzoną dobrą naturę. Spolegliwi, wrażliwi na dobro dziecka, wspierający i pozbawieni agresji rodzice (wychowawcy) mieli więc sprawić, że dzieci, którym będą oni „towarzyszyć” w rozwoju, wykażą się automatycznie takimi cechami, jak: wrażliwość, poszanowanie drugiego człowieka, umiejętność współdziałania, empatia, samodzielność, samosterowność, kreatywność, spontaniczność, brak agresji.

Zderzenie owych koncepcji z twardą rzeczywistością życia społecznego wykazało ich bezpodstawny optymizm oraz kruchość teoretycznych podstaw. Okazało się, że wychowanie pajdocentryczne w połączeniu ze specyficznymi cechami wrodzonymi niektórych dzieci może wywoływać nieprzewidziane i niekorzystne skutki zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców.

Dzieci wychowywane w myśl idei pajdocentrycznych są często kapryśne, rozdrażnione, aroganckie, roszczeniowo nastawione do swojego otoczenia. Czują się bezkarne i w sumie są bezkarne. Uczone są nadmiernego egoizmu, braku poszanowania dla innych. Wiele wymagają od swojego otoczenia, ale niczego od siebie. Dostają od dorosłych wszystko, czego tylko zażądają, ale mimo to (a może właśnie dlatego) nie są szczęśliwe.

Skrajny pajdocentryzm może sprawić, że dzieci rządzą w domu uległymi, słabymi dorosłymi, terroryzując całą rodzinę. W szkole bezstresowo wychowywane dzieci często przejawiają zachowania agresywne względem rówieśników i nauczycieli. Agresja oraz brak wewnętrznych hamulców moralnych i społecznych powoduje, że jedno bezstresowo wychowane dziecko może dokonać rozkładu całej rodziny, a dwójka „samoregulujących się”, „kreatywnych” uczniów potrafi zdemoralizować lub zastraszyć całą klasę, łącznie z nauczycielem.

Ktoś mądry powiedział: „Nie istnieje droga na skróty do miejsca, do którego dojść warto”. W wychowywaniu dzieci również nie ma drogi na skróty. Trzeba ją przejść od początku do końca (choć proces ten tak naprawdę nigdy się nie kończy) z pełną świadomością i całkowitym zaangażowaniem. Nie jest to łatwa droga. Pozornie najłatwiej jest przecież nic nie robić: nie ograniczać, nie wymagać, nie egzekwować, nie dyscyplinować, tylko otoczyć dziecko szczelnym kloszem rodzicielskiej opieki, stwarzając mu sprzyjające warunki rozwoju. I czekać, aż wyrośnie egocentryczna, arogancka, nastawiona roszczeniowo do świata osoba, która nie będzie potrafiła dojrzale i odpowiedzialnie żyć ani rozwijać się w realnym, pełnym wyzwań, wymagań, ograniczeń i stresów świecie.

Nie warto iść drogą na skróty, bo jest to droga donikąd. A istoty, które błąkają się bezdrożami świata, bez barier i bez granic, w poszukiwaniu nieskrępowanego rozwoju własnej osobowości, są zazwyczaj głęboko nieszczęśliwymi, zaniedbanymi emocjonalnie i duchowo „dziećmi”, które nawet nie próbują udawać, że są dorosłe.

Małgorzata Nowotka – absolwentka pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...