Edukacyjne tsunami czy tylko reforma?

Niedziela 35/2104 Niedziela 35/2104

W tym roku do I klasy poszły dzieci urodzone w 2007 r. i w pierwszej połowie roku 2008. W szkolnych ławkach zasiądzie więc znacznie więcej maluchów niż w poprzednich latach. Rodzice martwią się, że w przyszłości ich latoroślom trudniej będzie się dostać do dobrego liceum, a potem na studia. Niepokoją się też o niedoinwestowane szkoły, o konieczność tworzenia dużych klas, pytają o kompetencje nauczycieli i program nauczania, który rodzice z ratujmaluchy.pl nazywają tresurą. Reforma oświaty wprowadzająca 6-latki do I klasy zaczęła się w 2009 r. Są więc już pewne doświadczenia w tym względzie. Mają je dyrektorzy szkół, nauczyciele i rodzice. Jak oceniają reformę po kilku latach od jej wprowadzenia?

 

Ministerstwo wyjaśnia, że z oferty placówek doskonalenia nauczycieli skorzystało do tej pory ponad 66 tys. nauczycieli szkół podstawowych i ponad 64 tys. przedszkoli. Z oferty skorzystało również 2944 nauczycieli innych form wychowania przedszkolnego.

Agata Szczecińska przekonuje, że jeśli ktoś ma stosowne wykształcenie, pracuje z dziećmi i oczywiście jest nauczycielem dlatego, że chciał nim zostać, a nie z przypadku, to da sobie radę. – Przecież nauczyciele, którzy mają 10-15-letni staż w zawodzie, kończyli kierunek nauczanie wczesnoszkolne razem z nauczaniem przedszkolnym. Powinni mieć więc wystarczającą wiedzę psychologiczną, pozwalającą rozumieć i uczyć małe dzieci w każdym wieku.

Co o reformie sądzą rodzice

Pytamy tych rodziców, którzy posłali dzieci do szkoły o rok wcześniej. Zdania są podzielone – najczęściej jednak ze względu na warunki, w jakich dziecko się uczy. Zadowoleni są głównie rodzice, których stać było na czesne w szkołach prywatnych lub społecznych. Gorzej, gdy dzieci uczęszczają do szkół publicznych, choć i tutaj sytuacja wygląda rozmaicie. Dużo zależy od miejsca na mapie. Ale przede wszystkim od gotowości dziecka.

Marek Jarski posłał syna do szkoły wcześniej, ale dziś nie jest pewien słuszności swojej decyzji. – Jasiek we wrześniu pójdzie do II klasy, a w naszej osiedlowej szkole II i III klasy uczą się na dwie zmiany. Oboje z żoną pracujemy, więc dzieciak od godz. 8 do rozpoczęcia lekcji będzie przebywał w świetlicy. Przed wakacjami powiedziano nam, że w związku z dużą liczbą pierwszoklasistów w tym roku może być jeszcze gorzej. Myślę, że rząd patrzy na kraj z wysokości Warszawy, a nie małej miejscowości, gdzie jest tylko jedna szkoła, do której można posłać dziecko.

Anita Pryciak-Pyzalska, mama Ani, nie żałuje swojej decyzji sprzed roku, ale na wstępie zastrzega: – Wszystko zależy od dziecka. Akurat moja córka nie miała najmniejszych kłopotów, dlatego nie baliśmy się. Znam jednak rodziców, którzy odraczali naukę dziecka. Uznali, że choć intelektualnie by sobie poradziło, to jednak nie wysiedzi w ławce.

Jacek, pracownik administracji, postara się odroczyć młodszego syna: – Bywa, jak w naszym przypadku, że skutki wcześniejszego posłania dziecka do szkoły wychodzą w III klasie. Byliśmy przekonani, że Henio – nasz starszy syn – da sobie świetnie radę w szkole. Zaczął nam jednak marudzić w połowie minionego roku. Robił wszystko, żeby nie iść do szkoły, płakał, zamykał się w łazience. Nie zachowywał się tak wcześniej. Skierowano nas do poradni pedagogiczno-psychologicznej, gdzie usłyszeliśmy, że dziecko ma fobie.

Różnice, które podzielą

Wiadomo, że sytuacja inaczej wygląda w szkołach prywatnych czy społecznych, a inaczej np. w gminnych zespołach szkół. Inaczej w podstawówce w Warszawie, a inaczej w małym miasteczku na „ścianie wschodniej”, gdzie gmina dwa razy ogląda każdy grosz.

– Złym pomysłem było łączenie szkół w duże placówki, złem była likwidacja małych szkół. Oczywiście, niewątpliwie dzięki takim zabiegom zaoszczędzono jakieś pieniądze, ale oszczędności te już odbijają się czkawką i będą odbijać się jeszcze w dalekiej przyszłości, a przecież nie istnieje chyba wiele rzeczy ważniejszych dla państwa niż dobra edukacja młodych obywateli, którzy za 20 lat będą budować nasz kraj – mówi Agata Szczecińska z częstochowskiej szkoły społecznej nr 1.

Maciej, ojciec małego Tomka, najchętniej posłałby syna do innej szkoły, ale ta leży za daleko. – U nas jest zespół szkół – wyjaśnia – czyli: przedszkole, szkoła podstawowa i gimnazjum. Od września będzie więc: 8 pierwszych klas, 7 drugich, 8 trzecich, 6 czwartych, 6 piątych, 5 szóstych. Do tego gimnazjum: 5 pierwszych klas, 5 drugich i 4 trzecie... Koszmar.

Karolina Elbanowska: – To, co robiło MEN przez ostatnie lata, to jest pokaz ignorancji, bylejakości i braku szacunku dla małego człowieka. Dziś MEN wyskakuje, jak filip z konopi, ze standardami typu: klasy po 25 uczniów, w sytuacji, kiedy ładuje do szkół półtora rocznika dzieci, a rocznik 2008 jest najliczniejszy od kilkunastu lat. Przez szkołę przejdzie edukacyjne tsunami.

Nade wszystko zdrowy rozsądek

– Jeśli rodzice widzą, że ich dziecko absolutnie nie poradzi sobie w szkole, powinni iść do przychodni pedagogiczno-psychologicznej. Bez względu na to, ile dziecko ma lat. W naszym systemie można odroczyć nawet 7-latka – wyjaśnia Agata Szczecińska. Posłanie do szkoły malca, który jest nieprzygotowany do zmierzenia się ze szkolną rzeczywistością, uznaje ona za przestępstwo równe naruszeniu praw człowieka. Natomiast Jacek, ojciec Henia, jest zdania, że nie zawsze rodzice wiedzą lepiej. Jako że nie są pedagogami ani psychologami, często nie wiedzą, na co zwracać uwagę. – Moi krewni np., i nie tylko oni, ulegli takiemu stadnemu myśleniu, że jak znajomi posłali 6-latka do pierwszej klasy, to jeśli ich dziecko nie pójdzie do szkoły, ludzie powiedzą, że mają w domu tumana... – opowiada.

Karolina Elbanowska: – Ciężar edukacji w pierwszych klasach spoczął na rodzicach. Jeśli nie pracują z sześciolatkiem wieczorami w domu, to dziecko nie daje sobie rady. Rodziców kosztuje to dużo wysiłku, a dziecko pracuje ciężko, jakby na dwóch etatach, żeby przyswoić sobie materiał, który rok później sam wszedłby mu do głowy. Nasi eksperci mówią, że to nie jest nauka, tylko tresura. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich dzieci i wszystkich szkół, ale mamy takie zgłoszenia od rodziców z całego kraju.

To nie koniec walki o maluchy

Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców i ratujmaluchy.pl niemal do końca roku będą zbierać podpisy pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą „Rodzice chcą mieć wybór”, mającą zatrzymać samowolę rządzących. Liderzy ruchu tłumaczą, że to rodzice – a nie państwo – powinni mieć wybór, czy posłać dziecko do szkoły w wieku 6 czy 7 lat. Edukacja przedszkolna ma być prawem dziecka i obowiązkiem państwa, a nie odwrotnie. Rodzice mają mieć większy wpływ na program nauczania, a podręczniki powinni wybierać wraz z nauczycielami. – Widzimy ogromne zainteresowanie akcją, która wystartowała w połowie lipca, a już dziś w całej Polsce mamy ponad 130 koordynatorów oraz miejsc, gdzie można złożyć podpis. Bardzo prosimy rodziców małych dzieci i wszystkie osoby, które czują, jak bardzo sprawa jest poważna i istotna dla przyszłości całego społeczeństwa, o zaangażowanie i zbieranie podpisów – powiedziała „Niedzieli” Karolina Elbanowska.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...