Dziennikarstwo sportowe – lubię to!

Droga 15-16/2014 Droga 15-16/2014

Pasji można mu pozazdrościć. Choć nie trenuje żadnej dyscypliny, a z wykształcenia jest aktorem, na sporcie zna się jak mało kto. O nietypowej drodze do kariery z red. Przemysławem Babiarzem, dziennikarzem sportowym, rozmawia Kajetan Rajski.

 

Panie Redaktorze, skąd wzięło się u Pana zainteresowanie sportem?

Sportem interesowałem się już od najmłodszych lat. Za wszystkim stał mój tata, który zabierał mnie jako kilkuletniego chłopca na rowery, uczył mnie również pływania. Oczywiście często razem wychodziliśmy grać w piłkę. Wspólnie oglądaliśmy transmisje sportowe w telewizji, można powiedzieć, że to właśnie wtedy zdobywałem pierwsze doświadczenia w komentowaniu zawodów lekkoatletycznych. Miałem oczywiście wtedy – jak wielu chłopców w tym wieku – ambicje i marzenia dokonania jakichś wielkich wyczynów sportowych.

Trenował Pan sport?

Nie, nie trenowałem wyczynowo żadnej dyscypliny sportowej. W mojej szkole podstawowej i w szkole średniej były oczywiście SKS-y, do których należałem. Uczestniczyłem z pasją we wszystkich zajęciach z wychowania fizycznego, w mojej szkole był duży nacisk na siatkówkę. Niestety, w moim rodzinnym Przemyślu nie było sekcji męskiej tej dyscypliny, co uniemożliwiło mi rozwijanie się w tym kierunku. Zgodnie z panującą wówczas modą, mając piętnaście lat, ćwiczyłem też karate. Moją największą pasją jednak, zarówno w uprawianiu sportu, jak i późniejszym jego komentowaniu, była lekkoatletyka, a zatem biegałem sprinty, skakałem w dal.

Jak to się stało, że został Pan dziennikarzem sportowym?

W liceum raczej nic nie zapowiadało takiej mojej przyszłości. Choć byłem w klasie matematyczno-fizycznej, to moje zainteresowania były raczej artystyczno-literackie. Od zawsze jednak pasjonowałem się sportem, miałem zdolność do zapamiętywania nazwisk i liczb, co w komentowaniu lekkoatletyki szczególnie się przydaje. Zdałem na studia teatrologiczne, później dostałem się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Przez trzy lata pracowałem w teatrze, a w lutym 1992 r. w telewizji pojawiły się ogłoszenia informujące o naborze na dziennikarzy sportowych. Rodzina namówiła mnie, bym wysłał aplikację. Zostałem wstępnie zakwalifikowany, pojechałem zatem na egzaminy. Wcześniejsze wykształcenie aktorskie bardzo mi pomogło! Łatwość bycia przed kamerą, brak zdenerwowania, umiejętność „grania emocjami”, a oprócz tego wiedza o sporcie i poprawność językowa – to wszystko zadecydowało o tym, że spośród wielu kandydatów znalazłem się w dziesiątce tych, którzy mieli uczestniczyć w kursie na dziennikarza sportowego. Szkolenie to trwało dwa tygodnie, jednym z prowadzących zajęcia był znany dziennikarz Włodzimierz Szaranowicz. Później zacząłem już pracę przy wielkich wydarzeniach sportowych, swój szczególny debiut miałem podczas igrzysk w Barcelonie w 1992 r. Byłem jednym z prowadzących studio olimpijskie w Warszawie, komentowałem sportowe zmagania. Później otrzymałem etat w Telewizji Polskiej.

Komentował Pan mnóstwo wydarzeń sportowych. Czy byłby Pan w stanie wymienić choć kilka tych szczególnie ważnych?

Niewątpliwie jedne z najważniejszych, a zarazem najbardziej wzruszające były igrzyska w Atenach w 2004 r. Komentowałem wówczas pływanie wraz z Janem Wiederkiem. Wtedy to właśnie Otylia Jędrzejczak zdobyła trzy medale – złoty na dystansie 200 metrów motylkiem, oraz dwa srebrne na dystansach 100 metrów motylkiem i 400 metrów stylem dowolnym. W tym roku z kolei miałem możliwość komentowania biegu narciarskiego na 10 kilometrów podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi, kiedy to Justyna Kowalczyk zdobyła złoty medal, mając złamaną kość śródstopia.

A czy obecnie uprawia Pan jakiś sport?

Staram się regularnie biegać. Mam w domu zamontowany drążek, na którym codziennie się podciągam. Chcę być w dobrej formie.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...