Pytania, które powinniśmy sobie zadać, spierając się o gender

Znak 706/3/2014 Znak 706/3/2014

Obawiam się, że pytania o role społeczne kobiet i mężczyzn, powody, dla których decydujemy się na rodzicielstwo, o znaczenie i społeczną pozycję małżeństwa, związki jednopłciowe, sens wierności i trwania w monogamicznej relacji rodzą się dziś w niejednej katolickiej duszy. I nie dzieje się tak dlatego, że zostaliśmy zarażeni jakąś ideologią

 

Zarówno względy materialne decydujące o konieczności podjęcia pracy zarobkowej przez obydwu rodziców, jak i wspomniane już zjawiska emancypacyjne – wyzwalanie się z przypisanych statutów, ról społecznych, coraz większa indywidualizacja modeli życiowych, sprawiają, że model rodziny zmienia się także i w wymiarze sposobu realizacji postulatu „otwartości na życie”. Również i ten fundament tradycyjnej rodziny, która dawniej częściej niż dziś była wielopokoleniowa i wielodzietna, coraz bardziej chwieje się w posadach. W jakimś stopniu wynika to z braku dobrych, budujących wzorów takich rodzin, co dla społeczeństwa jest ogromnym deficytem. Dla wielu rodzin pozytywne przykłady małżeństw, które wychowały kilkoro dzieci, nie popadając przy tym we frustrację, byłoby sporym wsparciem. Silnie zapadła mi w pamięć wypowiedź jednej z osób, z którą rozmawiałam o przygotowaniu do małżeństwa. Powiedziała ona: „Moje przygotowanie do życia w rodzinie było zupełnie niewiarygodne. Kobieta, która mówiła o planowaniu poczęć, sama miała dziesięcioro dzieci i wyglądała na sfrustrowaną!”.

Badania pokazują, że zmniejszanie się liczby dzieci jest stałym trendem w społeczeństwach rozwijających się. Wbrew potocznym mniemaniom trend ten nie jest właściwy tylko krajom Unii Europejskiej, obserwować go możemy także w bardziej rozwiniętych krajach muzułmańskich. Zjawisko to tłumaczone jest różnorako. Raz podkreśla się rolę wzorców kulturowych, innym razem wzrost poziomu życia lub aspiracje rozwojowe kobiet. Równie ważna jest także pogłębiającą się świadomość, iż rodzicielstwo nie ogranicza się do poczęcia dziecka. „Otwartości na życie” coraz częściej towarzyszy świadomość „odpowiedzialności za życie”, przekonanie, że rodzicielstwo to przede wszystkim podjęcie zadań związanych z wychowaniem dziecka, stworzeniem warunków, w których będzie się ono mogło rozwijać w każdym z wymiarów. Z pewnością rodzina jest dziś postrzegana w sposób mniej biologiczny niż dawniej. Rodzina to nie tylko więzy krwi i pokrewieństwa, ale także relacje emocjonalne i osobowe: wzajemna troska, bliskość, oddanie, przywiązanie. Bywa, że świadomość tej „odpowiedzialności za życie” prowadzi do rezygnacji z powołania na świat kolejnego dziecka. Rezygnacja z licznego potomstwa nie zawsze jest efektem egoizmu, wbrew temu co zwykliśmy słyszeć.

Ostatnie dekady są w Kościele czasem pogłębiania świadomości, że dojrzała wiara musi szukać własnych odpowiedzi. Nie znaczy to oczywiście, że odpowiedzi te człowiek znajdować musi samodzielnie. Niezależnie jednak od dróg dojścia do nich, wiemy, że powinny to być odpowiedzi jak najbardziej osobiste. Różnicowanie się modeli rodziny może być znakiem coraz głębszej indywidualizacji sposobu rozumienia małżeństwa, które dla wielu ludzi staje się świadomym wyborem życiowego powołania, drogą bycia dla drugiego i bycia z drugim, a nie np. decyzją dyktowaną względami ekonomicznymi czy presją ze strony rodziny. Na zmiany te nie należy zatem patrzeć jednostronnie, dostrzegając w nich jedynie schyłek znanego modelu relacji między kobietą a mężczyzną. W dłuższej perspektywie mogą się one przyczynić do wzmocnienia samej instytucji małżeństwa, pod warunkiem że będziemy pamiętać, iż w małżeństwie na pierwszym miejscu musimy stawiać dobro osoby, a nie samej instytucji.

Z perspektywy prawa naturalnego

Z punktu widzenia duszpasterskiego i teologicznego samo różnicowanie się modeli rodziny nie musi być powodem do niepokoju jeśli u podstaw tych modeli leży wizja małżeństwa ugruntowanego – co wielokrotnie podkreśla Kościół w swych wypowiedział – na fundamencie natury. „Człowiek – podkreśla Benedykt XVI w przemówieniu do Kurii Rzymskiej z 21 grudnia 2012 r. – kwestionuje, że jego natura jest wcześniej ustanowiona przez jego cielesność, co cechuje istotę ludzką. Zaprzecza swojej własnej naturze i decyduje, że nie została mu ona dana jako wcześniej określona, ale że to on sam ma ją sobie stworzyć”. Czym jest ów „fundament natury”? I czy na pewno w każdej sytuacji potrafimy odróżnić to, co wynika z natury, od tego, co jest owocem kultury – procesu wychowania, obowiązujących w danym społeczeństwie ról i stereotypów płciowych, tradycji? Wprawdzie przeciwnicy gender nie negują poznawczej roli płci kulturowej, jednak podkreślają, że nie wyczerpuje ona całej prawdy o człowieku. „Wykluczenie z refleksji o człowieku biologicznych determinant płci, lub uznanie ich za mało istotne, wydaje się jednostronną i arbitralną decyzją zwolenników perspektywy gender. Decyzja ta, jak mniemam, fałszuje u samych podstaw obraz człowieka, uznając jego płeć nie tyle jako rzeczywistość wielowymiarową (…), lecz koncentruje uwagę na kulturowych jej aspektach, by w końcu uznać płeć jedynie za konstrukt społeczny” – pisze prymas Polski w cytowanym już liście do minister Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz. U podstaw tego stanowiska leży jednak przekonanie, że po pierwsze, nie tylko potrafimy oddzielić różnice naturalne od różnic kulturowych, ale i po drugie, określić praktyczne konsekwencje wynikające z tychże różnic. Czy rzeczywiście jest to możliwe?

Ideę naturalnych fundamentów rodziny głoszą dziś socjobiologowie i psychologowie ewolucyjni. Zapominamy jednak często o tym, że również i nauka, w momencie kiedy porzuca perspektywę opisu i wchodzi na poziom meta, związany czy to z określaniem założeń badań, czy też interpretacją ich wyników bądź ich praktyczną aplikacją, również może ulegać poznawczym błędom. Jednym z nich jest np. błąd neuroseksizmu, na który zwróciła uwagę neurobiolożka Cordelia Fine. W pracy Delusions of Gender opisała zjawisko wykorzystywania i zawłaszczania badań neurobiologicznych na rzecz poparcia seksistowskich stereotypów o możliwościach i talentach intelektualnych kobiet i mężczyzn. „Niestety neuroseksizm nie jest ograniczony do seksistowskich interpretacji badań naukowych przez laików i dziennikarzy, ale obejmuje również dyskryminacyjne (i często również bezzasadne i nienaukowe) założenia i metodologie stworzone przez samych badaczy i badaczki” – pisze Maria M. Pawłowska w raporcie przygotowanym dla Instytutu Spraw Publicznych Kobiece i męskie mózgi czyli neuroseksizm w akcji i jego społeczne konsekwencje (Warszawa 2013). Nieraz odwołaniem do natury uzasadniamy przekonania, które mają podłoże kulturowe.

Wprawdzie to natura sprawiła, że jedynie kobieta zdolna jest do poczęcia i urodzenia dziecka, a następnie do karmienia go w pierwszych miesiącach życia, jednak czas potrzebny na spokojny przebieg wynikających z natury procesów odpowiada z grubsza okresowi urlopu macierzyńskiego. Nawet te matki, które w pierwszych miesiącach karmią swe dzieci wyłącznie piersią, po upływie pierwszego półrocza decydują się na włączanie do jego diety innych pokarmów, co zresztą jest odpowiedzią na naturalne potrzeby rozwojowe dziecka. Powrót kobiet do aktywności zawodowej nie jest więc sprzeczny z naturą, w każdym razie nie z naturą rozumianą w sposób dosłowny, biologiczny. Wiele kobiet w okresie reprodukcyjnym toczy wewnętrzną walkę pomiędzy naturalnym pragnieniem poczęcia, urodzenia i wychowania dziecka, a równie naturalnym pragnieniem własnego rozwoju, również w wymiarze zawodowym. Dylematy, które przeżywają przy tym rodzice, mają przede wszystkim charakter etyczny i egzystencjalny. Dlatego to właśnie etycznej stronie rodzicielstwa należałoby poświęcić większą uwagę.

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| GENDER

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...