Wojtyła pozwalał dojrzewać

Przewodnik Katolicki 40/2015 Przewodnik Katolicki 40/2015

Małżeństwo to związek nierozerwalny. Większość katolików przyjmuje tę prawdę, ale wielu zadaje również pytanie: a jeśli się nie układa, jakie z tego dobro, że na siłę będziemy razem?

 

Tajemnica „początku”

Wojtyła odnajduje związek między tęsknotą za miłością pisaną małą i wielką literą w biblijnym opowiadaniu o jedności małżeńskiej. Jezus w rozmowie z faryzeuszami, uzasadniając dlaczego nie można oddalać żony za pomocą listu rozwodowego, powiedział: „na początku tak nie było”. Pierwsza myśl odsyła nas do momentu stworzenia. Bóg połączył Adama i Ewę, aby stanowili jedno ciało. Wydaje się, że Jezus wskazuje jedynie na chronologię wydarzeń, tzn. że na początku prawo było takie, że małżeństwo jest nierozerwalne. Potem dopiero Mojżesz wprowadził modyfikację prawa ze względu na zatwardziałość serc. To prawda, Wojtyła argumentuje jednak, że „początek” to nie tylko sprawa tego, co było pierwsze w czasie, pierwsze w historii. „Początek” zamysłu tego, czym ma być małżeństwo było przecież wcześniej, zanim powstał człowiek. Znajdowało się w sercu Boga. Bóg chciał podzielić się sobą, tym, co dla Niego samego jest najcenniejsze. Stwarzając więc człowieka, kobietę i mężczyznę, wpisał w jego serce ten sam „początek”, który był w Nim. Bóg i człowiek noszą w sobie tę samą tajemnicę miłości. To źródło w człowieku nieustannie się odzywa. Człowiek nie potrafi siebie zrozumieć bez dotarcia do tego źródła.

Chrystus ukrzyżowany

Ostatnim etapem zrozumienia tego, za czym człowiek tęskni jest według Jana Pawła II konkretny obraz. Święty papież wiedział, że Bóg nie pozostawił człowieka w niejasności poszukiwania źródła swojej tęsknoty. Dlatego w Tryptyku rzymskim czytamy, że „«Na początku było Słowo i wszystko przez Nie się stało»./ Tajemnica początku rodzi się wraz ze Słowem, wyłania się ze Słowa”. Pełnym obrazem tego, za czym człowiek tęskni jest więc Chrystus, Słowo miłości Boga do człowieka; miłości, która nie zna żadnych granic i dlatego pozostaje wierna aż po krzyż. Jeśli człowiek tęskni za miłością Boga i drugiego człowieka, to ostatecznie oczekuje, że będzie ona na obraz ukrzyżowanego Chrystusa. Tak, a nie inaczej kocha Bóg. Tak, a nie inaczej chciałby być kochany człowiek. Tak, a nie inaczej człowiek pragnie kochać innych, nawet jeśli się boi, a nawet cierpi.

Kochać jak Chrystus

W ten sposób dotarliśmy do kluczowej odpowiedzi na pytanie o dobro, jakie płynie z wierności małżeńskiej. Przypomnę, że pytamy o to dobro w kontekście małżonków, którzy chcą się rozstać. Czują ogromny ciężar bycia razem. W adhortacji apostolskiej Familiaris Consortio, która powstała po synodzie o rodzinie sprzed 25 lat, Jan Paweł II napisał, że „Duch, którego Pan użycza [sakramentalnym małżonkom], uzdalnia mężczyznę i kobietę do miłowania się tak, jak Chrystus nas umiłował”. Sakrament małżeństwa jest więc w istocie łaską bycia podobnym do Chrystusa wobec współmałżonka. Tylko tak patrząc na miłość, można szczerze wyznać: „i nie opuszczę cię aż do śmierci”. Dlatego na innym miejscu papież dodał: „Chrystus odnawia pierwotny zamysł, który Stworzyciel wpisał w serce mężczyzny i kobiety, a w sakramencie małżeństwa daje «serce nowe» tak, że małżonkowie nie tylko mogą przezwyciężyć «zatwardziałość serc», ale równocześnie i nade wszystko dzielić pełną i ostateczną miłość Chrystusa”.

Dobro z wierności

Papież zaskoczył mnie tytułem, który nadał jednemu z podrozdziałów Familiaris Consortio: „Obrzęd ślubu i ewangelizacja ochrzczonych niewierzących”. Odważnie nazwał jednak prawdę po imieniu. Można przecież być ochrzczonym, a nawet mieć kościelny ślub i nadal nie rozumieć i nie czerpać w pełni z łaski sakramentu małżeństwa. I nie chodzi tutaj tylko o wierność Bogu i małżonkowi, ale także o wierność samemu sobie, swojej ludzkiej godności. Kto zdradza męża lub żonę, a tym bardziej, kiedy chce go opuścić ze względu na trudności i cierpienie, powinien spojrzeć na krzyż, w którym z wiarą może odnaleźć swoją własną twarz. Twarz chwilami bolesną albo zwyczajnie zmęczoną, ale jednocześnie wierną tej tęsknocie za miłością prawdziwą, którą Bóg wpisał w jego serce. To jest dobro, którego nie można w sobie zanegować, a jego wołania nie da się zagłuszyć z jakiegokolwiek powodu i sytuacji życiowej.

Pedagogika wzrostu wiary

Obawiam się, że odpowiedź z Familiaris Consortio brzmi górnolotnie i chwilami mało realnie. Jan Paweł II miał jednak świadomość, że w taki sposób na małżeństwo mogą spoglądać jedynie małżonkowie wierzący. W tej samej adhortacji wyraźnie podkreśla: „Decyzja zaangażowania przez nieodwołalną zgodę małżeńską całego życia w nierozerwalnej miłości i wierności bezwarunkowej, zakłada w rzeczywistości, nawet jeśli w sposób nie całkiem uświadomiony, postawę głębokiego posłuszeństwa woli Bożej, ta zaś postawa nie jest możliwa bez Jego łaski [bez sakramentu]”.

Wydaje się więc, że to, co mógłby podpowiedzieć święty papież ojcom synodu o rodzinie, który obecnie ma miejsce w Rzymie, to najpierw konieczność odbudowania wiary małżonków, aby móc także stawiać im wysokie wymagania etyczne. Trzeba wielkiej cierpliwości i delikatności – wielokrotnie podkreśla autor przywoływanego dokumentu – aby skutecznie prowadzić małżonków do odkrywania głębokiego piękna i sensu miłości ukrzyżowanej. „Dlatego też konieczny jest pedagogiczny proces wzrostu – pisze papież – w którym poszczególni wierni, rodziny i ludy, a nawet sama cywilizacja, będą prowadzeni cierpliwie dalej, od tego, co już przejęli z Tajemnicy Chrystusa — dochodząc do coraz bogatszego poznania i pełniejszego włączenia tej Tajemnicy w ich życie”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...