Czego Jaś się nie nauczy...

Wychowawca 12/2015 Wychowawca 12/2015

Polska szkoła nie jest jeszcze na tak zaawansowanym etapie rozkładu, jak szkolnictwo Stanów Zjednoczonych, jednak i u nas wartość wiedzy w społeczeństwie jest niska i szybko spada

 

Czego dziś Jaś nie nauczy się w szkole, by w przyszłości jako Jan odczuwać poważne tego braki?

Dzisiaj należy rozważać nie przysłowiowe lenistwo Jasia, ale edukacyjne skutki uczęszczania do zreformowanej polskiej szkoły. Zakładając, że nasz Jaś jest uczniem pilnym i dość zdolnym, czy możemy być spokojni o prawidłowy rozwój intelektualny i zawodową przyszłość Jana?

Jako materiał do przemyśleń posłuży nam zasadniczy dokument programowy Ministra Edukacji Narodowej – Podstawa programowa wychowania przedszkolnego i kształcenia ogólnego – zredagowany dla przedszkoli i poszczególnych typów szkół. Na podstawie tego dokumentu powstają autorskie programy przedmiotów szkolnych, tworzone są sprawdziany i egzaminy oraz systemy oceniania uczniów. To potężne kilkusetstronicowe opracowanie, wyznaczające od kilku lat nową drogę kształcenia naszej młodzieży, nigdy nie było poddawane całościowej analizie.

Po opracowaniu w roku 2008 nowej Podstawy programowej przetoczyły się przez kraj protesty, wsparte głodówkami, w sprawie ograniczeń w nauczaniu historii. Krytykowano też  brak określonego kanonu lektur szkolnych. Wiele osób przejawiało czujność wobec deficytu treści narodowych i kulturowych w szkolnym nauczaniu. Słusznie. Problem jest jednak jeszcze głębszy i znacznie rozleglejszy niż się wydaje. Aktualna Podstawa programowa odzwierciedla europejskie trendy, wyrażając brak jakiegokolwiek zainteresowania treściami programowymi. Dobierane są one na ogół przez nauczyciela jedynie jako materiał ćwiczebny do zaplanowanych zadań.

Pedagogika okładki i pedagogika zawartości

Wstęp do Podstawy programowej niczym preambuła w sejmowej ustawie wskazywać powinien na cele i intencje autorów. Usypia on na wstępie naszą czujność deklaracjami, które mogłyby świadczyć o wspieraniu przez szkołę wszechstronnego rozwoju ucznia: „Celem edukacji wczesnoszkolnej jest wspomaganie dziecka w rozwoju intelektualnym, emocjonalnym, społecznym, etycznym, fizycznym i estetycznym. Ważne jest również takie wychowanie, aby dziecko w miarę swoich możliwości było przygotowane do życia w zgodzie z samym sobą, ludźmi i przyrodą.” I w innym miejscu: „Należy zadbać o to, aby dziecko odróżniało dobro od zła, było świadome przynależności społecznej...” itd.

Przytoczone fragmenty to pozostałości podstawy programowej wypracowanej za kadencji ministra Handke, gdzie wspomniane cele ogólne kształcenia ucznia znajdowały przełożone na cele szczegółowe nauczania w poszczególnych przedmiotach i dodatkowo wspierane były wyznaczonymi szkole szczegółowymi zadaniami w tym zakresie. W aktualnej Podstawie programowej przełożeń takich brak. Zawartość Podstawy programowej została przed kilku laty zmieniona. Zredagowano ją w całości w formie odpowiadającej tzw. „idei europejskich ram kwalifikacji”: uczeń dostrzega..., wymienia..., rozróżnia..., rozumie..., opisuje..., znajduje..., wyjaśnia..., stosuje..., przedstawia..., omawia..., porządkuje..., wyszukuje..., rozpoznaje..., wskazuje..., realizuje.... Czy znajdziemy tu także określenie „uczeń wie...”? Nic z tych rzeczy! Wiedza, rozumiana jako ogół treści utrwalonych w umyśle ucznia w wyniku kumulowania doświadczenia i uczenia się, nie znajduje miejsca w nowej formule kształcenia w polskiej szkole. A jednak! Po długich poszukiwaniach można odnaleźć jeden taki zapis: „Uczeń wie, na czym polega prawdomówność i jak ważna jest odwaga”. Adekwatny do tego komentarz to: „trafił jak kulą w płot”! Nawet więzienny recydywista, wie co to prawdomówność, a uczniowi akurat w tym wypadku przystoi cnotę tę... stosować.

W pułapce pragmatyzmu

Jak widać, podstawę zreformowanej polskiej szkoły stanowi działanie. Poznanie zaś – czy to naukowe (wiedza) czy potoczne (doświadczenie) – nie jest istotne, pełni wobec działania funkcje pomocnicze. Wyprane z treści intelektualnych jest tworzywem do obróbki przez ucznia według wskazówek nauczyciela. Kształcenie poprzez działanie nazywane bywa niekiedy „nauczaniem nie poznawczym”. Prekursorem tego nowego w Polsce nurtu był Amerykanin John Dewey (1859−1952), czołowy przedstawiciel pragmatyzmu, a zarazem twórca jego odmiany zwanej instrumentalizmem pedagogicznym. Głosił on, że cała wiedza ludzi pełni jedynie funkcje instrumentalne, które stanowią narzędzia służące przystosowaniu się do otaczającego środowiska i opanowaniu go. Myślenie jest tym narzędziem, które ma wykonać określoną pracę. W filozofii Deweya brak jakichkolwiek odniesień do rozwoju młodego człowieka – intelektualnego, kulturowego, wolitywnego, etycznego czy społecznego. Od osoby ważniejsza jest jej praca.

W ostatnich dziesięcioleciach opisany nurt myślowy i zbudowany na jego fundamencie kierunek pedagogiki rozprzestrzenił się w krajach Zachodu, obniżając poziom wiedzy uczniów. Od kilku lat jest też obecny w Polsce. Opisane zmiany Podstawy programowej przeszły w naszym kraju niemalże bez echa. Dyskusję o reformie zdominował problem sześciolatków w szkole.

Aktualna konstrukcja Podstawy programowej jest wygodna dla nauczycieli, gdyż doskonale współgra ze współczesną testową formą sprawdzianów i egzaminów. Jest bezpośrednim do niej przygotowaniem. W światowych rankingach szkoła polska pnie się więc powoli w górę. Nasi uczniowie coraz lepiej opisują, wskazują, przedstawiają... A jednak trudno nie zauważyć, że kolejne ich roczniki coraz mniej umieją.

W pewnej szkole gastronomicznej uczniowie otrzymali na sprawdzianie polecenie narysowania schematu przygotowania kotleta mielonego. Jedna z uczennic oddała kartkę z rysunkiem kotleta na środku i napisem „kotlet mielony” w jego wnętrzu. U dołu kartki widniało zdanie: „Czy mogłabym dostać «mierny»?”. Nie wiem, jaką ocenę wystawiła nauczycielka wspomnianej uczennicy, ale nie była to sprawa prosta. Dziewczę wykonało przecież część schematu, wyraźnie wskazując kotlet..., wykazało też cenioną w edukacji inicjatywę. Takie zdarzenia nawet już nie śmieszą nauczycieli. Dotyczą znacznego odsetka uczniów w pełni odpornych na niewielkie nawet dawki serwowanej im wiedzy, wykazujących za to wysokie zdolności żonglowania materiałem ćwiczebnym w celu zaliczenia testu. Nie ma się co dziwić. W resorcie oświaty w cenie jest dziś pragmatyzm, a więc i w szkole pragmatyzm kwitnie.

I skutki pragmatyzmu

Dorosły Jan nie będzie już zapewne tym wspaniałym polskim hydraulikiem, podziwianym w Irlandii jako „złota rączka” do wszelkich prac. Przyuczany do zawodu, ale pozbawiony mocnych podstaw wiedzy ogólnej, działać będzie według wąsko zakreślonych schematów – tak jak i inni współcześni mieszkańcy Wielkiej Brytanii, kończący szkoły publiczne. Wystąpią problemy z samodzielnym zdobywaniem wiedzy, zmianą zawodu, przekwalifikowaniem – a zatem z tym wszystkim, co w sposób spotęgowany szykuje nam przyszły świat.

Jan, który ukończy w przyszłości szkołę i studia, może być nawet niezłym analitykiem, ale dokonywanie syntezy wiedzy i doświadczenia, tworzenie koncepcji, prognozowanie czy planowanie, trzeba będzie pozostawić innym. Komu? Nie martwmy się. Na pewno wyrosną w międzyczasie prywatne szkoły, które przekazywać będą wiedzę stymulującą rozwój intelektualny młodego człowieka, wyrabiać wyobraźnię i erudycję, kształcić myślenie koncepcyjne, cenić refleksję – wszystko w wysokiej, bardzo wysokiej cenie. Tak jak obecnie w Anglii, na której wzoruje się chętnie nasze ministerstwo.

A zatem, czy nasz Jan, wysokokwalifikowany robotnik z dyplomem wyższej uczelni, będzie żałował po latach wiedzy, której nie posiadł za młodu i perspektyw rozwoju, które już na starcie zostały mu odebrane? Przysłowie nic o tym nie mówi, a doświadczenie dopowiada, że żalu raczej nie poczuje. Z wiedzą jest bowiem tak, że jeśli się jej nie ma, to nie wydaje się ona potrzebna. Tę smutną prawdę poznali Amerykanie, którzy jako pierwsi, już w latach 70. wprowadzili do swoich szkół publicznych okrojone z treści nauczanie pragmatyczne. Zdarzenie to zostało z czasem opisano jako jedna z największych powojennych klęsk Stanów Zjednoczonych. Podjęta z determinacją próba naprawy szkolnictwa nie powiodła się. Dlaczego? Szkoły, o których mowa, ukończyły już dwa pokolenia Amerykanów. Dziś nie widzą oni potrzeby tworzenia szkół innych, w których ich potomkowie poprzez wiedzę rozwijaliby się intelektualnie. Wiedzę nieprzydatną w danej chwili uważają za bezużyteczną. Czy duża część polskiego społeczeństwa nie myśli dziś podobnie?

Polska szkoła nie jest jeszcze na tak zaawansowanym etapie rozkładu, jak szkolnictwo Stanów Zjednoczonych, jednak i u nas wartość wiedzy w społeczeństwie jest niska i szybko spada. Aspiracje dzieci i rodziców ogniskują się wokół testowych punktacji i papierowych dyplomów. Należy mieć nadzieję, że mimo wszystko uda się nam zmienić polską edukację zanim większość z nas przestanie widzieć problem w braku wiedzy.

Edukacyjna odtrutka

W tej sytuacji najlepszym elementem procesu kształcenia szkolnego są ferie i wakacje. Czas na odtrutkę dla umysłu. Młodzi mogą obłożyć się stosem dobrych książek i w ten sposób poznawać świat i jego prawa. To znacznie ciekawsze niż wydaje się tym, którzy czytelnictwa nigdy nie zakosztowali. Mogą też włóczyć się po lasach, osadach, wśród miejskich tłumów, odwiedzać rodziny, przyjaciół i... patrzeć, obserwować. Zderzenie z rzeczywistością to znacznie lepszy od ekranu czy monitora fundament budowy własnych poglądów na świat i jego sprawy. Mogą, w końcu, położyć się na trawie i długo spoglądać w niebo. Niech rodzi się refleksja – najcenniejszy dar umysłu. Ostatnimi czasy, niestety, dostępna głównie pasterzom.

Jolanta Dobrzyńska – b. wicedyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Specjalnego MEN

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...