A mnie się Afryka śni...

Dlaczego biały człowiek z północnego kraju jedzie na drugi koniec świata? Jakby nie mógł mówić o Bogu na miejscu. Ks. Krzysztof Domagalski uważa, że każdy ksiądz nosi w sobie marzenie o wyjeździe na daleką misję. Nie każdemu wystarcza tylko odwagi. Niedziela, 21 października 2007



Ksiądz misjonarz


Ks. Krzysztof Domagalski pochodzi z Wielkopolski, został wyświęcony w Gnieźnie w 1988 r. Pierwsze lata przepracował na wikariatach, potem wyjechał na misje do Albanii. Przeżył albańską rewoltę w 1997 r. i wojnę w Kosowie w 1999 r. Rok później wrócił do Polski, objął probostwo w małej miejscowości Bardo pod Wrześnią. Wiele prawdy jest w przysłowiu: „ciągnie wilka do lasu”. W 2004 r. wysłuchał na Kongresie Misjologicznym wykładu ks. prof. Jana Górskiego z Uniwersytetu Śląskiego, który martwił się spadkiem liczby misjonarzy. Jesienią 2005 r. siedział już w samolocie z Paryża do afrykańskiego Czadu. O kraju tym wiedział niewiele. W ciągu roku nauczył się samodzielnie francuskiego, podobnie jak wcześniej włoskiego i albańskiego. Na lotnisku w stolicy kraju – Ndżamena dał się mu we znaki upał. Na własnej skórze miał się przekonać, co znaczy pora sucha, gdy temperatura dochodzi do plus 50 °C, i czym jest pora deszczowa, gdy jest chłodniej (30 °C) i codziennie leje. Celem jego podróży była duża wioska Bologo na południu kraju, gdzie pustynię zastępuje sawanna, wielka płaska przestrzeń przetykana kępkami krzewów i samotnymi drzewami. Na szczęście centrum parafii leży przy jedynej (!) w Czadzie drodze asfaltowej, co pozwala na kontakt ze światem także w porze deszczowej, gdy dukty zamieniają się w rozlewiska, które pokonać może jedynie wprawny kierowca w aucie z napędem na 4 koła.


Obrazek z życia misjonarza


By dojechać do stolicy diecezji, do swojego biskupa, trzeba przeprawić się przez rzekę. W najbliższej okolicy mostu nie ma, więc pozostaje prom. Jeśli jest uszkodzony, a tak bywa najczęściej, pozostaje piroga. Na tej chybotliwej łódeczce pokonujemy rzekę, auto zostawiamy na brzegu, resztę drogi pokonujemy piechotą. Wracamy popołudniem, z nadzieją, że samochód stoi tam, gdzie go zostawiliśmy. Taka wyprawa uczy pokory.

W porze deszczowej rzeka wylewa szeroko i trzeba jeździć po niej, bacząc pilnie, by zapamiętać, gdzie kończy się rozlewisko, a zaczyna koryto rzeki. Kiepski kierowca polegnie na pierwszych kilometrach, cała sztuka polega bowiem na nieustannym trzymaniu nogi na gazie. Gdy zatrzymamy auto, woda, która sięga do drzwi, wleje się do rury wydechowej i…koniec jazdy. Stoimy na środku drogi zalanej wodą i nie możemy ruszyć ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie dziwi więc, że podstawowa zasada misjonarza brzmi: nie zrażać się...



Parafia


Sercem parafii są budynki postawione 6 lat temu. Tu mieści się kościół, plebania, ogród, dom sióstr. Stąd kapłani wyruszają do bliskich i dalszych wiosek. W parafii Bologo do niedawna pracował jeszcze jeden duchowny, Polak – ks. Mariusz Misiorowski. Niestety, stan zdrowia zmusił go do wyjazdu na leczenie i powrotu do Europy.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...