Czytając „Spe salvi” – wielka nadzieja

Encyklika „Spe salvi” zbudowana jest na dwu głównych osiach: polemiczno-krytycznej oraz apologijno-afirmującej. Na pierwszej z tych osi znalazła się sprawa „małej nadziei”, na drugiej – problem „wielkiej nadziei”. Niedziela, 17 luty 2008



Pierwszym więc istotnym miejscem uczenia się nadziei jest modlitwa – stwierdza lapidarnie encyklika (por. nr 32), wprowadzając do ważnego zagadnienia troski o pogłębienie i życiowy rozwój w konkretnej egzystencji ludzkiej. Punktem wyjścia tej szczególnej roli gruntowania i rozwoju nadziei jest stwierdzenie o towarzyszącym często w realnym życiu człowieka poczuciu bezsiły i opuszczenia. Przeciwstawieniem tego bolesnego poczucia jest świadomość pozostawania stale w orbicie Dobrego Boga i możliwość permanentnego Jego oddziaływania: „...tam, gdzie chodzi o potrzebę albo oczekiwanie, które przerastają ludzkie możliwości trwania w nadziei – On może mi pomóc” (nr 32), oto jak to podsumowuje sama encyklika, dodając: „modlący się nigdy nie jest całkowicie samotny” (tamże), odwołując się przy tym do wspaniałego przykładu i nauki wietnamskiego kard. Nguyena Van Thuana, długoletniego więźnia komunistycznego (por. tamże).

To oczywiste skutkowanie modlitwy w oddziaływaniu na realizację autentycznej ufności uwarunkowane jest określonymi współczynnikami, jakie powinny temu modlitewnemu otwarciu na Boga towarzyszyć. Powinno się więc prosić Boga o to, co jest godne Boga (por. nr 33), a więc o to, co jest zgodne z Jego wolą. Nie może w polu modlitwy znaleźć się to, co jest przeciw drugiemu, nie można „prosić o rzeczy powierzchowne i wygody” (tamże). Słowem, człowiek „musi oczyszczać swoje pragnienia i nadzieję” (tamże).

Poza uwarunkowaniem co do kierunków modlitwy skutkującej pogłębieniem ufności istnieją jeszcze wymagania dotyczące samej treści i sposobu tego modlitewnego zwrotu do Boga. Dwa z nich wysuwają się na czoło: Modlitwa „musi być z jednej strony bardzo osobista” (nr 34), a z drugiej strony – zanurzona w modlitewnej Tradycji Kościoła, jaką jest modlitwa liturgiczna, „w której Pan nieustannie uczy nas, jak się modlić właściwie” (tamże). „W rozmowie z Bogiem modlitwa publiczna musi zawsze splatać się z osobistą. W ten sposób (...) otwieramy się na wielką nadzieję i stajemy się sługami nadziei wobec innych: nadzieja w sensie chrześcijańskim jest też zawsze nadzieją dla innych” (tamże).

Drugą grupę stymulatorów „uczenia się nadziei” rozpoczyna encyklika od stwierdzenia: „Każde poważne i prawe działanie człowieka jest czynną nadzieją” (nr 35). A dzieje się tak dlatego, że „w ten sposób usiłujemy wypełnić nasze małe i większe nadzieje…” (tamże). W życiu bowiem człowiek ma „przez własne zaangażowanie przyczynić się do tego, aby świat był bardziej promienny i ludzki, i aby tak otwierały się drzwi na przyszłość” (tamże).

Kolejny długi fragment (nr. 36-40) encyklika poświęca roli cierpienia w kształtowaniu nadziei. Wychodzi ona od teoretycznego stwierdzenia, że cierpienie jest nieodłącznym towarzyszem życia ludzkiego (por. nr 36). Za tym fundamentalnym stwierdzeniem idzie drugie: „Możemy starać się ograniczyć cierpienie, walczyć z nim, ale nie możemy go wyeliminować” (nr 37). Pozostaje więc tylko „zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim (...) przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością” (nr 37). A skutkiem jest „przemiana cierpienia przez siłę nadziei, która rodzi się z wiary” (tamże), co encyklika ilustruje wymownym przykładem wietnamskiego męczennika Pawła Le-Bao-Thina.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...