Głód to moje drugie imię

Anka ma 16 lat. To córka przyjaciół, ładna nastolatka ze sportowym zacięciem. Ambitna, wygadana, dowcipna. Taką ją pamiętam sprzed roku. Teraz jej nie poznaję. W szczurzo chudej twarzy wielkie oczy i tylko uśmiech jakby znajomy. Krok niepewny. Gesty spowolnione. Leczy się od dwóch miesięcy. Niedziela, 6 lipca 2008



Anka: – Gdy już wszystkie ubrania leciały ze mnie, organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa. To naturalne. Wejście na drugie piętro kończyło się niemal omdleniem. Nie mogłam przebiegnąć nawet paru metrów czy przyspieszyć kroku. Kołysało mną, robiło mi się ciemno przed oczami. Nieustannie drżały mi mięśnie. Chodziłam grubo ubrana nie tylko, by ukryć chudość – czułam nieustanny chłód. To kolejny ważny objaw: jest ci zimno.

Matka: – W anoreksji istnieje coś takiego jak spirala głodu, czyli metodyczne zmniejszanie sobie racji żywnościowych. Anka miała wtedy egzaminy w szkole. Uprosiła nas, żeby mogła jeść u siebie. Potem jakoś tak znikała w porze obiadokolacji… Kiedyś zobaczyłam ją przez uchylone drzwi łazienki i oniemiałam. Znać było u niej każdą kosteczkę. No, moja panno, pomyślałam przerażona, już ja cię podtuczę! Mąż wziął córkę na poważną rozmowę. Córeńka tatusia zupełnie go skołowała. Wmówiła mu, że odżywia się po prostu zdrowo, a chudość to efekt stresu.

Anka: – Bycie chudą to rodzaj uzależnienia, jak picie alkoholu czy ćpanie. Dobrze, gdyby rodzice to zrozumieli. Nieustannie myślałam o tym, co jem, jak jem, jak dużo jem. Liczenie kalorii. Wkułam na pamięć listę chyba z 500 produktów. Obsesyjne myślenie o jedzeniu. Sny o jedzeniu... Euforia, gdy schudłam parę deka. Doły psychiczne, gdy waga poszła w górę. Gdzieś z tyłu głowy pojawiała się myśl, że wariuję, bo w lustrze ciągle widziałam „za dużo w biodrach”.

Matka: – Uwielbia gotować, uwierzysz? Przez całą chorobę nieustannie wypróbowywała jakieś przepisy. Obiady z przystawkami. Desery, rewelacyjne kompozycje, a jakie lepiła pierogi... Zresztą to doskonała wymówka, by nie siadać potem do stołu. – Przy kucharzeniu najadłam się po uszy – kłamała. Wydoskonaliła system oszukiwania, by unikać posiłków.

Specjalista: – Bulimicy kochają jeść i równocześnie nienawidzą jedzenia. To odróżnia ich od anorektyków. Ktoś powiedział, że najlepszą metodą walki z pokusą jest ulec jej. I oni ulegają. Wrzucają w siebie zachłannie, co wpadnie w ręce. Potrafią bigos popijać gorącym kakao, zagryźć to korniszonem, a na koniec wypić zimne mleko. Potem delikwent na długo zamyka się w łazience. Ma przymus, by wyrzucić z siebie te góry jedzenia. Wyrzuty sumienia: jem, a przecież mam być szczupły i piękny…

Anka: – Sądziłam, że dam sobie radę. W którymś momencie zaczęłam „jeść przez rozum”, żeby się nie wykończyć. Przy wzroście 168 cm ważyłam 48 kg. I stało się coś, co przytrafia się wielu anorektyczkom – wpadłam w bulimię. Nie jadłam normalnie. Wrzucałam w siebie jak opętana tony fastfoodowego jedzenia – hamburgery, chipsy, jakieś batony... a potem garście tabletek przeczyszczających, by ten śmietnik z siebie wyrzucić. Wyobrażam sobie, jak musiał wyglądać mój przewód pokarmowy. A wiesz, co kwas żołądkowy robi ze szkliwem zębów? Koszmar. Do bólu całego ciała doszedł jeszcze ten – puchły mi stawy, łamały się paznokcie.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...