Sumienie, godność i lustracyjne echa

Trudno znaleźć w dzisiejszych niespokojnych czasach kogoś, o kim moglibyśmy ze spokojnym zaufaniem powiedzieć, że zabiera głos w tej debacie, bo kieruje nim troska o zbawienie dusz chrześcijańskich. Przegląd Powszechny, 6/2007



Przez aresztowanie dosyć odizolowany od świata opisałem ten problem w liście, zwanym w więziennej gwarze grypsem. Został on przez pewnego kapłana, jezuitę przemycony do o. Piotra Rostworowskiego, kameduły i pustelnika. W liście prosiłem o modlitwę i chrześcijańskie światło dla mnie i współinternowanych. Ojciec Piotr odpisał, że stanowczo trzeba walczyć z taką pokusą. Im bowiem cena, jakiej od nas żądają, wydaje się niska (zwykły podpis) a nagroda nieproporcjonalnie wysoka (wolność, praca, studia), tym bardziej trzeba obawiać się w tym sideł szatańskich. Czym bowiem jest ten mały podpis, jeśli nie próbą odebrania choć w części tego, co nazywa się poczuciem godności osobistej, na którego straży stoi tylko własne sumienie wspomagane Łaską. A godności osobistej bez naszego współudziału żadna władza, ani ziemska ani szatańska nie może nam odebrać, choć może odebrać wolność albo nawet życie. W ten sposób o. Piotr skomentował ten tak trudny tekst Ewangelii, która opowiada, jak szatan obiecywał Panu Naszemu wszystkie królestwa świata i chwałę ich, mówiąc: To wszystko dam tobie, jeśli upadłszy, oddasz mi pokłon.

Dzisiaj debata o sumieniu, prawie do prawdy, o godności osobistej, o przebaczeniu, o autorytetach i pseudoautorytetach toczy się w nieustannym zgiełku, hałasie i często w bitewnej atmosferze. Mimo że liczni księża, zakonnicy i biskupi oraz wielu filozofów i teologów wzięli w niej udział, to trudno w tych warunkach usłyszeć spokojny i jasny głos chrześcijańskiego mnicha. Nawet gdy papież mówi takim głosem, to otacza go gęsto i dziś w sposób prawie nieunikniony atmosfera emocji. Gdy papież lub biskup podejmie jakąś decyzję lub uczyni wyraźny gest, to zaraz wydają się zwierać szyki dwa obozy. Ktoś zbiera podpisy pod listem, ktoś inny pod kontrlistem lub hałaśliwie przed mikrofonem czy kamerą wyraża swoje rozczarowanie. Czy jest ktoś z duchownych, komu by nie zarzucano, że broni ziemskich interesów Kościoła, parafii, zakonu albo własnej pozycji i reputacji? Są tacy, ale tym z kolei łatwo zarzucić, że dają się ponosić swoim emocjom, urazom i resentymentom.

Trudno znaleźć w dzisiejszych niespokojnych czasach kogoś, o kim moglibyśmy ze spokojnym zaufaniem powiedzieć, że zabiera głos w tej debacie, bo kieruje nim troska o zbawienie dusz chrześcijańskich. Są tacy ludzie i taki głos dałoby się usłyszeć, gdyby w zadawanych (przeważnie w naszym imieniu przez dziennikarzy) pytaniach, gdyby w naszych pytaniach i rozmowach słychać było choćby echo tego, co język pobożnej tradycji nazywał troską o zbawienie swojej duszy. Kto dziś jeszcze czyta z zainteresowaniem Bonhoeffera?

Odchodząc od tekstów zbyt poważnych, bo powstałych w epoce poważnych pytań, wyborów i dramatów, odchodząc od Bonhoeffera i Sołżenicyna postanowiłem z taką powagą i dobrą wolą, na jaką mnie stać trochę lepiej poznać ten świat, który mnie dziś otacza. Moja dotychczas bardzo przypadkowa i chaotyczna znajomość tekstów poświęconych służbom bezpieczeństwa i ich ofiarom, tajemnicom historii najnowszej i ludzi często dziś jeszcze żyjących nie pozwoliła mi dotąd zrozumieć tego ognia wewnętrznego, który wydaje się ożywiać debatę o lustracji.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...