Sumienie, godność i lustracyjne echa

Trudno znaleźć w dzisiejszych niespokojnych czasach kogoś, o kim moglibyśmy ze spokojnym zaufaniem powiedzieć, że zabiera głos w tej debacie, bo kieruje nim troska o zbawienie dusz chrześcijańskich. Przegląd Powszechny, 6/2007



Lektura akt rzuca po prostu snop nowego światła na niedawną historię, zapewnia swojego czytelnika Roman Graczyk. Ale w dalszych zdaniach przechodzi do konkretów, na trzech aż, jak zapewnia, poziomach refleksji. Streszczę tylko te wnioski, starając się ich nie zniekształcić. Najpierw zacytuję dosłownie: Poziom pierwszy: w PRL-u w latach sześćdziesiątych było jednak TROCHĘ INACZEJ niż się dotąd powszechnie sądziło – to skłania do PEWNYCH KOREKT historycznych co do stopnia samodzielności koncesjonowanej opozycji, jaką było Koło Poselskie Znak i (szerzej) całe to środowisko [podkr. moje, K.S.]. Potem czytamy: Poziom drugi: ludzie poddani presji SB nie byli skazani na przegraną – dalej następuje rozwinięcie tej myśli. Potem jest Poziom trzeci: w latach sześćdziesiątych policja polityczna nie wyrywała paznokci i dalej szczegółowsze omówienie tej tezy. I tak jest, niestety, często z obietnicami: zapowiadany snop nowego światła pozwala coś zobaczyć trochę inaczej, skłonić do pewnych korekt i powiedzieć, że autor nie czuje dziś żadnej sympatii do Koła Poselskiego Znak i (szerzej) całego tego środowiska koncesjonowanej opozycji. Jest to jego dobre prawo, ale wydaje się, że wysiłek autora włożony w lekturę akt i napisanie książki nie przyniósł obiecywanych owoców, bo odkrywczość refleksji na poziomie drugim i trzecim można chyba pozostawić bez komentarza.

Dodam tutaj, że powściągliwość Romana Graczyka w wyciąganiu wniosków jest jednak chwalebna. Na tej samej stronie w przypisie sam zresztą nam pokazuje na przykładach, do czego może prowadzić, jak to określa poznawcza porywczość autorów publikacji, które choć należą formalnie do naukowo uprawianej historii, karmią się sensacją i wyciągają z faktów powierzchownych zbyt daleko idące wnioski.

Dla osób zainteresowanych psychologią autora a zarazem techniką budowania nowych hipotez przytoczę jeszcze jeden cytat. Omawiając wątek nieufności głównych postaci tego środowiska do T.M. (chodzi o środowisko „Tygodnika Powszechnego” i wymienioną z nazwiska osobę) Roman Graczyk dochodzi do takiej konkluzji:

Nie można też wykluczyć, że JEDYNYM POWODEM tej niechęci było to, że M. miał po prostu TROCHĘ INNE POGLĄDY, a do tego był młody, ambitny i zdolny. TAKICH ZWYKLE SIĘ NIE LUBI [wszystkie podkr. moje, K.S.].

Ja, znając życie, a także tamto środowisko, powiedziałbym raczej, że takich właśnie się lubi i aż nie śmiem spytać, jakie to gorzkie doświadczenia osobiste mogą ludzi młodych, ambitnych i zdolnych doprowadzić do tak ponurych konkluzji.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...