Kościół – nie przedsiębiorstwo

Ewenementem w skali światowej jest sposób utrzymywania się Kościoła w Polsce, bo jest to właściwie tylko i wyłącznie taca oraz iura stolae (czyli ofiary składane w związku z sakramentami i innymi posługami religijnymi, na przykład w związku ze ślubem, pogrzebem, czy chrztem). Przegląd Powszechny, 7-8/2009



– Czy ludzie mają prawo do informacji o tym, co dzieje się z pieniędzmi, które przekazują na cele kościelne?

– Sam byłem proboszczem i wiem, że taka informacja istnieje. W czasie nabożeństwa kończącego rok, 31 grudnia, jest wymieniane: ile i na co zostało przeznaczone. Oczywiście, jeśli kogoś wtedy nie ma, to tego nie słyszy.

– W takim razie nie byłoby problemem zamieszczenie tej informacji w biuletynie parafialnym albo na stronie internetowej parafii. Jednak tak raczej się nie dzieje…

– Ale dzieje się tak coraz częściej. Są to stosunkowo nowe metody komunikacji i myślę, że stopniowo będą one coraz lepiej spełniały swoje zadanie informowania parafian, także w sferze finansów.

– W Kodeksie Prawa Kanonicznego czytamy: „Wszyscy zarządcy mają wypełniać swoje zadanie ze starannością dobrego gospodarza” (kan. 1284, par. 1). Jak w praktyce ta gospodarność wygląda i czy jest system kontroli zarządzania dobrami kościelnymi?

– Co roku każdy podmiot diecezjalny czy zakonny wysyła sprawozdanie finansowe do własnej kurii. Poza tym wszelkie księgi rachunkowe podlegają kontroli podczas wizytacji biskupiej. Jednocześnie powstają w parafiach rady ekonomiczne, które zajmują się finansami. Powstawanie tych rad trochę trwa i, niestety, idzie to wolno, co jest spowodowane mentalnością ludzi, w tym księży.

– Czy świeccy chętnie włączają się w tworzenie takich struktur?

– Według mnie, chętnie. Potrzeba jeszcze dookreślenia jak tworzyć te rady, jakich ludzi wybierać do nich i na jakiej drodze, ale tego cały czas się uczymy, pewne rozwiązania się sprawdzają, inne nie. Często konkretne zasady są określane przez synody diecezjalne.

– Możemy uznać, że system finansowania Kościoła się sprawdza?

– Uważam, że jest jeszcze jeden punk konkordatu (art. 22, punkt 4: „Rzeczpospolita Polska w miarę możliwości udziela wsparcia materialnego w celu konserwacji i remontowania zabytkowych obiektów sakralnych i budynków towarzyszących, a także dzieł sztuki stanowiących dziedzictwo kultury”), który wciąż nie funkcjonuje. Największym wydatkiem Kościoła jest utrzymanie zabytków, które są miejscami kultu a jednocześnie dobrami kultury narodowej.

Problemem jest nie tylko brak pieniędzy na konserwację, ale także działalność konserwatorów. Często bywa tak, że mała społeczność utrzymuje zabytkowy kościół, w pewnym momencie pojawia się konserwator, który stawia wiele wymagań, nie dając żadnych pieniędzy i nie wyrażając nawet najmniejszego słowa podziękowania tej wspólnocie. A przecież, mogliby oni wybudować nowy kościół, dużo tańszy w utrzymaniu i nie mieć na głowie konserwatora. Tym samym jednak stary kościół skazany zostałby na śmierć...

– Jednak państwo dotuje wiele kościelnych instytucji...

– To nie jest tak, że Kościół jest bogaty, a państwo i tak dopłaca na KUL, na wydziały teologiczne czy inne kościelne instytucje. KUL to nie jest sprawa kościelna tylko społeczna, kształceni są tam wszyscy, którzy chcą. Podobnie działalność charytatywna. Zawsze tak było, że biedni garnęli się do kościołów i tam szukali pomocy.

Kościół pomaga ubogim i jest to jedna z głównych form jego działalności. Jednocześnie w pewnym sensie wyręcza w ten sposób państwo. Dlatego uważam za słuszne dotowanie tych dzieł. Tym bardziej że są to najtaniej prowadzone noclegownie, kuchnie dla ubogich, domy opieki czy hospicja. Opierają się one w dużej mierze na wolontariacie, nie ma tam etatów, więc i koszty są znacznie niższe.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...