O „Solidarności” inaczej

Każda rewolucja czy bunt ma swój etos, który się rozpada po zmianie systemu. To reguła, że po zwycięstwie ujawniają się wewnętrzne różnice w ruchu. Specyfiką Polski był fakt, że wielu działaczy przeszło do sfery władzy państwowej, co, oczywiście, spowodowało zamieszanie w związku, który pozostał związkiem zawodowym. Przegląd Powszechny, 9/2009



– Wspólnota bez wykluczonych to ideał. Socjalizm obiecywał nam namiastkę wspólnoty, tworząc kolektyw. Zniósł własność prywatną, wszystko miało być wspólne.

– To Ty jesteś bardziej lewicowa ode mnie. Ja nie uciekam od kapitalizmu.

– Bo lewica walczy dzisiaj z wykluczeniem, a nie z wyzyskiem. Jestem za kapitalizmem – opartym na godności pracy i szacunku dla człowieka. Realny socjalizm pozbawił pracę sensu, a człowieka godności. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że rynek jest źródłem bólu. Naprawdę tak myślisz?

– Nie uważam, by rynek był jedynym źródłem bólu, ale jest, jak najbardziej. To widzimy na co dzień. A jak gospodarka zejdzie w dół, co jest prawdopodobne, będziemy świadkami tego w skali niezwykłej.

– Dlaczego „Solidarność” poniosła klęskę? Tytuł intryguje.

– Wszyscy o to pytają. Tytuł jest bardzo prowokacyjny, nie planowałem go na początku. Dla mnie to była klęska robotników jako robotników. Nie Polaków czy Polski. Związki zawodowe są słabe, w wielu przedsiębiorstwach w ogóle nie istnieją. „Solidarność” nigdy nie była tylko związkiem zawodowym, ale jako związek – przegrała. Klęska związku zawodowego polega na tym, że on nie wypełnił swojej roli. Patrzył, jak jego członkowie tracili prawa, długo nawet nie starał się zorganizować pracowników w nowym sektorze prywatnym. To też klęska modelu inkluzywności.

– Po 1989 r. robotnicy mogli protestować, ale zbyt rzadko z tego prawa korzystali. Nie uświadamiali sobie swoich interesów i praw?

– Myśleli, że wszystko co proponują nowe władze, jest w porządku. Że mają wspólny etos, władza o nich zadba i będzie dobrze. Nawet jeśli doświadczenie pokazało, że tak nie jest, że władza cynicznie wykorzystuje ich trudną sytuację. Prawica też bardzo popierała ten system, korzystała z niego, miała w tym swój interes, ale udawała. Mówiła ludziom, że kapitalizm jest najbardziej doskonałym systemem, tylko brakuje uczciwych kapitalistów, jest nadmiar „oszustów” czy wręcz „agentów”. A skoro liberałowie nie proponowali wizji alternatywnej, nie dali ludziom żadnej innej narracji wyjaśniającej ich smutne doświadczenia, prawica wygrała.

Bracia Kaczyńscy niczego nie dają poza współczuciem. Inne partie też mogły wygrać, odwołując się do współczucia. Platforma ciągle nie może się tego nauczyć. Nie szuka poparcia wśród niezadowolonych, nie chce wyrażać wielkiego współczucia. Bez tego nie ma wielkiej przyszłości przed sobą. Jestem populistą w tym sensie, że szanuję prostego, szarego człowieka. To jest mój etos. KORowcy robili to samo, m.in. dlatego odnieśli taki sukces. Przez kilka lat okazywali ludziom współczucie, jeździli do nich, pomagali, także materialnie. Ich spadkobiercy natomiast przestali tak robić, uważali że oni wiedzą najlepiej i dlatego przegrali.

– Czy można mówić o interesie klasy robotniczej? Robotnicy z „Solidarności” sprzeciwili się władzy ludowej, choć ta rządziła przecież w ich imieniu.

– Taki sposób stawiania pytania jest przestarzały. Nie ma jednej „klasy robotniczej” która ma dążyć do władzy. Pod tym względem, to zdecydowanie nie jestem marksistą. Są natomiast różne grupy robotników, które są w podobnej sytuacji wobec właścicieli i menedżmentu, i one mają swoje konkretne interesy.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...