Zrobiłam karierę: mam dwanaścioro dzieci

Już wtedy, w 1987 r., wiedziałam, że nie mogę mieć dzieci. Moja mama przyjechała z wczasów i powiedziała: „Słuchaj, jest dziewczynka, którą mogłabyś wziąć”. I ja pojechałam po tę dziewczynkę, przywiozłam ją do domu. Przegląd Powszechny, 12/2009



– Czy udało się Pani odchować wszystkie dzieci, które Pani przyjęła pod swój dach?

– Dwoje musiałam oddać do adopcji, ponieważ ich biologiczni rodzice tuż koło mojego domu chodzili i pili. Ojciec po roku, kiedy już dziecka u mnie nie było, bo było adoptowane, przyszedł i stanął pod moim ogródkiem, i powiedział: „Ty, słuchaj, pokaż mi tu tą moją Agatkę!” A Agatka wcale nie miała Agatka na imię. A on przyszedł Agatkę obejrzeć, bo nawet nie wiedział, jak jego dziecko ma na imię.

To były fajne, piękne dzieci. Oddałam je po trzech miesiącach, tak szybko załatwiłam adopcję dla dwojga dobrych ludzi. Oni za¬brali tę dwójkę dzieci, było to rodzeństwo. Cudowni ludzie, odchowali te dzieci, które dzisiaj już są dorosłe.

– Kiedy skończyła Pani prowadzić rodzinny dom dziecka?

– W grudniu zeszłego roku. Od tego czasu prowadzi ten dom moja córka. Moja córka, na której już postawili krzyżyk i mówili, że już nic z tego dziecka nie będzie, nic. Jeśli dziecko przez 1011 lat w domu dziecka się tak ustawia, że mówi się mu, że jest najgorsze, że jest złodziej, kłamczuch, ma wadę, bo sika, i jeszcze inne rzeczy, jeśli dziecku się mówi, że jest durniem, i powtarza się to bez przerwy, to ono staje się rzeczywiście durniem. A tu wyrósł piękny motyl z tej właśnie dziewczynki, na której postawili krzyżyk.

My żeśmy nie chcieli, żeby prowadziła rodzinny dom dziecka, bo to jest ciężka praca. Byliśmy oboje z Krzysztofem oburzeni, krzyczeliśmy, że głupotę robi itd. I w tym wszystkim Krzysztof w końcu się odwraca do niej i mówi: „Powiedz mi, czemu ty to robisz? – Bo ja chcę oddać innym dzieciom to, co od was dostałam”. Więc zamknęła nam tym buzię raz na zawsze. Prowadzi dom, dobrze sobie radzi, i to jest chyba najważniejsze.

Teraz w naszym domu jeszcze jest Przemek, który chodzi do trzeciej klasy gimnazjum. Jest taka ustawa, która mówi, że jak dziecko skończy 18 lat, a się nie uczy, to musi odejść z rodzinnego domu. A jeśli się uczy, to w tym domu może skończyć jedynie tę szkołę, którą rozpoczął, mieszkając w nim. Najczęściej jest tak, że kończy liceum i musi odejść. Myślę, że trzeba nad tym jeszcze popracować. Mieszkamy w domu i on nie zamierza odchodzić. Ja mówię: „Będziesz musiał szybko kobiety szukać, żeby się wynieść”.

– Pani Henryko, jak to się stało, że została Pani Polką Dwudziestolecia?

– Ja nie wiem. Zostałam zaproszona na Kongres Kobiet. Byłam ciekawa, co się będzie działo. I kiedy przyjechałam do Warszawy, to Kazia Szczuka (przyjaźnię się z nią od wielu lat), zaczęła mi mówić: „Słuchaj, ja mam wielką prośbę, ty nam postulaty przeczytasz na koniec”. Ja: „Dobra, nie ma problemu, przeczytam te postulaty”. Tam było 5 tysięcy kobiet, żadna nie wydała się z tym, że oni coś robią. I ja do końca nie wiedziałam o niczym. Na drugi dzień przy zamknięciu dostałam rano te postulaty, i czytam je, czytam: „Drogie panie, siostry…” Ja mówię: „Kazia, ja tego »siostry« nie przeczytam za Chrystusa Pana, no co to jest! Ja nie jestem feministką”. A ona mówi: „A, to możesz pominąć”.

No to dobra. Na drugi dzień miało być zakończenie. Ja trzymam te postulaty w ręku, wpada Krysia Janda na salę. Ona jeszcze mnie utwierdziła w tym, że niczego specjalnego nie przygotowują. Janda do mnie dolatuje i tak mówi: „Słuchaj, oni niech robią to szybciej, bo ja mam jeszcze dzisiaj w teatrze występ”. Wchodzi, wstaje i zaczyna czytać. I zaczyna mówić, że jakaś tramwajarka w 1956 roku… I co mi przechodzi przez głowę: a, to nie tylko ja byłam, to już w 56 r. coś się działo. I ona wtedy krzyczy do sali: „Wiecie, o kim mówię?” A mnie zaparło. Ja nie wiedziałam w ogóle, że one coś takiego robią. Jestem bardzo uczuciowa, więc rozbiłam się tam na drobne kawałeczki na tej scenie, a jeszcze zaśpiewały wszystkie „Sto lat…”, no to już koniec. Tam było kilku mężczyzn, i ja starałam się to śmiechem rozbić, w jakiś tam sposób, rozluźnić to, co się stało. Oni do mnie podchodzili…




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...