... a On nic!

Pewnego razu, gdy Teresa Martin z ogromnym utęsknieniem oczekiwała na pozwolenie wcześniejszego wstąpienia do Karmelu, otrzymała od swojej siostry Celiny przejmujący podarunek. Był to mały okręcik, który unosił śpiącego Jezusa. Na żaglu znajdował się napis: Ja śpię, lecz serce me czuwa. Głos Karmelu, 2/2008



Pewnego razu, gdy Teresa Martin z ogromnym utęsknieniem oczekiwała na pozwolenie wcześniejszego wstąpienia do Karmelu, a wszelkie podjęte już środki okazały się niewystarczające, otrzymała na pocieszenie od swojej siostry Celiny przejmujący podarunek. Był to mały okręcik, który unosił śpiącego Jezusa. Na żaglu znajdował się napis: „Ja śpię, lecz serce me czuwa”. Na burcie widniało jedno wymowne słowo: „Abandon”, czyli - zawierzenie.

Prezent ten został podarowany Teresie z okazji Bożego Narodzenia tuż po Pasterce. Przeżywała ten czas z ogromnym rozrzewnieniem, gdyż liczyła, że tegoroczne Święta spędzi już we wspólnocie sióstr Karmelu w Lisieux. Było to dla niej bardzo bolesne doświadczenie. Gorące pragnienie serca nie mogło być wypełnione. Musiało ono czekać na pustyni zesłane na banicję samotności. Wobec takiego milczenia Boga pozostawały łzy, których nie bała się wylewać w obfitości pomimo promiennych Świąt Bożego Narodzenia. Jak sama to później wyraża w swoim rękopisie: „Jezus nie odezwał się jeszcze do swej małej oblubienicy, (...) Jego boskie oczy wciąż jeszcze były zamknięte.” Ona tak bardzo czekała, pragnęła, miała w sobie tyle entuzjastycznej nadziei, a On nic!



Łódeczka zawierzenia


Św. Teresa z Lisieux - jak prawie każdy młody człowiek - pielęgnowała w sobie piękne marzenia. Doświadczała także wobec nich brutalnej rzeczywistości niemocy ich natychmiastowej realizacji. Pomijając fakt, że była nadwrażliwa i niecierpliwa, zwyczajnie szukała potwierdzenia wobec niepewności, w której postawiła ją sytuacja bolesnego rozczarowania. Powoli traciła poczucie bezpieczeństwa. Nic jednak w tym dziwnego. Trudno jest przecież zamknąć oczy i powierzyć się komuś, kto - jak się wydaje - nie wykazuje nawet najmniejszej inicjatywy, aby być wsparciem i przewodnikiem. Tym bardziej, że Teresa była przekonana – zresztą całkiem słusznie - iż jej pragnienia są również pragnieniami Boga. Starając się wiec je realizować pomimo wielu trudności, działała także w Jego interesie, a tymczasem On nic! Wobec swojej bezradności tak bardzo liczyła na Jego pomoc. On jednak – jak się wydawało - nie wykazywał żadnej inicjatywy. Chyba, że… no właśnie - chyba, że Jego inicjatywą w tym trudnym momencie była obecność milcząca. To przecież ona sprawia, że w spotkaniu z sercem oczekującym i otwartym rodzi się dojrzała wiara. Jest to szczególna łaska, dzięki której owo milczenie Boga staje się inspiracją i prowokacją ku temu, aby wypłynąć na bezkresne wody. W takiej sytuacji horyzont zmienia się totalnie. Tracimy z oczu orientacyjne punkty, które wcześniej były niezastąpione i trzeba sobie radzić inaczej. Naturalnie wolelibyśmy dysponować bezpiecznym potwierdzeniem w postaci przystosowanego okrętu, gdzie szalupy jakiejś alternatywnej drogi byłyby gwarancją bezpieczeństwa. Wtedy - w przypadku niepowodzenia - można się zawsze wycofać. Tymczasem dryfujemy na małej łódeczce zawierzenia i nie wiemy dokładnie, dokąd nas to zaprowadzi. Jednak, trzeba się jeszcze uczciwie zapytać: czy to wszystko, aby nie naiwne?

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...