O innych, lepszych rejonach naszego życia

Nauczyłem się wielkiej pokory wobec życia i zawodu. Nie ukrywam, że ten proces się pogłębił w ostatnich latach w związku z moją sytuacją zdrowotną i przyjmuję z pokorą i radością to, co życie pozwala mi jeszcze przeżyć. Głos Karmelu 5/2009



Czy można mówić o misji aktora, reżysera w dzisiejszym świecie?

Myślę, że był taki czas, gdy można było mówić, że aktorzy, ale także reżyserzy mieli do spełnienia rzeczywiście misję. Było to w stanie wojennym, kiedy nastąpił bojkot radia i telewizji, kiedy aktorzy chcieli mówić to, czego oczekiwała od nich widownia Jedynymi miejscami, gdzie można było sobie na to pozwolić, były kościoły albo sale przy kościołach, w Muzeach Archidiecezji w Krakowie, w Warszawie. Tam miałem okazję mówić i rzeczywiście wtedy chyba jedyny raz w życiu miałem takie poczucie, że spełniam prawdziwą misję, że mam coś więcej do uczynienia niż tylko wykonywanie zwyczajnego zawodu.

Czy aktorstwo, obcowanie z poezją jest rodzajem drogi odkrywania Boga na przestrzeni lat, historii własnego życia?

Ostatnio bardziej poświęciłem się spotkaniom poetyckim. Dają one szanse nie tylko trwania w zawodzie, ale również kontaktu ze słuchaczami. Źródło tych spotkań było jednak w Teatrze Narodowym, w pierwszym spotkaniu z poezją.

Kiedy Karol Wojtyła został papieżem, kiedy Miłosz otrzymał Nobla, szeroka publiczność odkryła, że mamy takich poetów jak Karol Wojtyła i Czesław Miłosz. Wtedy zapraszano mnie na uroczystości, żebym przeczytał jakiś wiersz Karola Wojtyły. Ta poezja wydawała mi się dosyć trudna, może dlatego, że byłem młody, za mało wiedziałem albo po prostu za mało pochyliłem się nad tymi tekstami. Przypadek sprawił, że dziś jednym z najczęściej przeze mnie mówionych tekstów jest „Tryptyk rzymski”.

Czy spotkanie w Kalwarii Zebrzydowskiej z „Tryptykiem rzymskim” zadecydowało o dalszym wyborze Pana repertuaru?

Kiedyś zostałem zaproszony do Kalwarii Zebrzydowskiej z wierszami Karola Wojtyły. Przyjeżdżam, a ksiądz mówi: Panie Krzysztofie, na plakacie jest „Tryptyk rzymski”, Pan musi go wykonać, bo ludzie przyjdą z egzemplarzami i będą go z Panem czytali. Odpowiedziałem, że nigdy nie mówiłem „Tryptyku rzymskiego”. Słuchałem oczywiście nagrania Krzysztofa Globisza.

W całości takie dzieło o takiej głębi, o takiej zawartości myślowej, filozoficznej nie jest do przygotowania w ciągu krótkiego czasu. Zapytałem, ile mam czasu. Dwie godziny! Już po chwili znalazłem się w izbie pamięci Karola Wojtyły. Było tam łoże przygotowane dla Papieża, tron, jego sutanna. Pomyślałem, że usiądę na tym tronie Papieża i natychmiast spłynie na mnie natchnienie. Usiadłem i jakaś siła jakby mnie wyrzuciła z tego tronu. Poszedłem więc do salki obok i siedząc na prostym krześle, przygotowałem się do występu.

To było kilka lat temu. Moje wieloletnie doświadczenie pozwoliło mi podjąć się tego zadania, ale myślę, że też siła wyższa to sprawiła. My mówimy o takich sytuacjach, że „fruwają anioły”. Tego wieczoru pofrunęły anioły. Potem rozmawiałem z wieloma osobami, które po wysłuchaniu tej interpretacji „Tryptyku” mówiły, że to dla nich wielkie zaskoczenie, bo czytali ten tekst, ale nie bardzo rozumieli, a teraz im się wydaje, że wszystko rozumieją.

Myślę, że w poezji nie wszystko trzeba rozumieć, w poezji jest pewna tajemnica, której nie rozwiązujemy do końca, ale jest coś takiego, że poddajemy się temu. Może te anioły to powodują, że nagle przenosimy się w „inne, lepsze rejony naszego życia”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...