Najbardziej szkodliwe jest brązownictwo

Kościół potrafił się jednak odbudować i odniósł zwycięstwo, choć zapłacił za to pewną cenę, dlatego zamiatanie brudów pod dywan i mówienie, że jest to pomnik ze spiżu, na którym mucha nie siada, jest fałszywą strategią. W drodze, 10/2006




Co w takim razie należy zrobić z dokumentami wątpliwymi, z którymi sam Pan sobie nie radzi?

Trzeba je udostępniać i dyskutować o nich. Podam konkretny przykład. Pewien profesor, postać znana po roku 1989, w latach 60. jako młody pracownik nauki starał się o paszport i został wezwany w tej sprawie na rozmowę do kawiarni. Chciał wyjechać, więc poszedł i nie przerwał tej rozmowy, nawet wówczas, gdy zorientował się, ku czemu ona zmierza. Esbek wypytywał go, z kim się będzie kontaktował na Zachodzie, prosił o szczegółowe charakterystyki poszczególnych osób. Po rozmowie esbek napisał, że będzie z niego dobry tajny współpracownik. Za jakiś czas ten człowiek został wezwany po raz drugi, ale rozmowa nie miała już tak przyjaznego charakteru, bo nasz bohater zaczął się czuć coraz gorzej. Jednak esbek chciał mieć sukces, więc zanotował, że rozmowa była obiecująca i zarejestrował go jako tajnego współpracownika. Gdy zaś doszło do trzeciego spotkania, nasz bohater stwierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z bezpieką i może wcale nie jechać za granicę, ale esbek ciągle chciał mieć tę „duszę” upolowaną, więc wyraźnie napisał w notatce, że TW ma wątpliwości, ale „jak go przyciśniemy, to będzie dla nas pracował”. W końcu gorliwy esbek został odsunięty od tej sprawy, a na jego miejsce przyszedł inny, który spotkał się z naszym bohaterem po raz czwarty i stwierdził, że jest to horrendalne nieporozumienie, bo ten człowiek w ogóle nie przejawia żadnej chęci współpracy, i sprawę zamknął.

Odbyły się zatem cztery spotkania, przy czym nie można powiedzieć, że przyszły profesor nie udzielił podczas nich żadnych informacji, bo coś jednak mówił o swoich znajomościach na Zachodzie, ale de facto nigdy nie zadeklarował współpracy, nigdy też nie podpisał żadnego zobowiązania, nie dostał też paszportu wtedy, gdy został zarejestrowany. Jednak wszystko to trwało ponad dwa lata, więc w kartotece figuruje, że przez dwa lata był TW. Stąd konkluzja, że kartoteki nie mogą być jedyną wyrocznią w kwestii czyjejś winy bądź niewinności. Istotna jest natomiast dokumentacja, a na podstawie dokumentacji sprawy, o której mówię, liczącej zaledwie kilkanaście stron, w żadnym wypadku nie da się tego człowieka uznać za agenta, mimo że formalnie figurował w statystyce. Nadano mu pseudonim, rejestracja się dokonała, natomiast nie było realnej współpracy. Jaki stąd wniosek? Trzeba udostępniać dokumenty, analizować ich zawartość, natomiast ostrożnie postępować z kartoteką, bo może być ona zawodnym źródłem informacji.

Główny problem polega na tym, że w odniesieniu do mniej więcej 80, może nawet 90% osób, które znajdują się w kartotece, nie da się szybko odnaleźć dotyczącej ich dokumentacji, a jest też możliwe, że została ona definitywnie zniszczona. Strzępów tej dokumentacji można szukać w całym archiwum, ale to jest bardzo żmudne. Do mniejszości w archiwum IPN należą przypadki, w których za rejestracją w kartotece stoi kompletna lub nawet zdekompletowana teczka tajnego współpracownika. Częściej mamy do czynienia z rozsianymi po ogromnych zbiorach poszczególnymi doniesieniami, które mozolnie można zbierać i czasem metodą krzyżowych porównań dojść w końcu, kim był aktywny współpracownik.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...