Wirtualizacja miłosierdzia

Rzecz niby prosta jak drut – kupuję dla siebie, ale wyobrażam sobie, że na ulicy są ludzie, którzy kupić nie będą w stanie. Kupuję więc i dla nich. I po prostu im daję, nie wykonując całej tej intelektualnej woltyżerki: „Dam mu, ale co, jeśli to oszust? W drodze, 5/2007




Pompa, czyli być albo nie być


To bardzo ważny element całego procesu, dzięki nim wiem, że moje pieniądze nie są przejadane przez jakichś urzędasów albo nie służą temu, żeby zamiast wyciągać dziecko z biedy, zabezpieczając mu edukację, rozleniwiać je, zostawiać tam, gdzie jest. To dlatego zawsze daję pieniądze na WOŚP, a nigdy nie dam ich na eventy, w których szlachetność celu idzie w parze z co najmniej problematyczną organizacją (zachodnia prasa donosiła po pierwszej edycji Live Aid, że na sporej części zebranych pieniędzy położyli łapy afrykańscy dyktatorzy), a które opierają się na hasłach ogólnie słusznych („zbieramy na biedne afrykańskie dzieci”). Byłem w Afryce, tam większość dzieci jest biedna. W ten kontynent można wpompować dowolną ilość środków i niczego to nie zmieni. Ale ufundowanie studni z żywą wodą, a konkretnie pompy jakiejś subsaharyjskiej wiosce, gdzie woda to być albo nie być? Kosztuje to podobno kilkaset euro (jak się człowiek uprze, to odłoży, nieważne – za pół roku czy za cztery lata), a ratuje życie kilku pokoleniom ludzi. Program wodny prowadziła kiedyś Polska Akcja Humanitarna (choć ja, fundując, wolałbym jednak wskazać na mapie konkretne miejsce, gdzie moja pompa trafi; chcę zachęcić moich znajomych, byśmy nawodnili całą okolicę, a może kiedyś ją odwiedzili; spotkali nie anonimowy program, a konkretnych ludzi), szukam w tej sprawie jakiegoś kontaktu.

I pointa. Kilka tygodni temu w kościołach czytano historię z Dziejów Apostolskich, fragment ze świętym Piotrem, który uzdrawia niewidomego, mówiąc mu: „nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję”. Przesłanie jest jasne: najważniejsze nie są pieniądze, największym darem jest uwaga i czas (gdyby Piotr miał ze sobą pieniądze, ten człowiek być może do śmierci byłby ślepy). Od dwóch miesięcy biję się z pytaniem: czy stać mnie na to, by poświęcić rok swojego życia i wyjechać do jednej z misyjnych placówek w Afryce? Bo nawet jeśli czasem zdarza mi się z kimś podzielić, nie dorosłem chyba jeszcze do złożenia bliźniemu ofiary.



***

SZYMON HOŁOWNIA ur. 1976, dziennikarz i redaktor, członek redakcji „Newsweeka”, za–ca dyrektora programowego kanału religijnego ITI, wcześniej pracował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Ozonie” i „Rzeczpospolitej”, laureat nagrody „Ślad” im. bp. Jana Chrapka (2007), ostatnio wydał książkę Tabletki z krzyżykiem, mieszka w Warszawie.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...