Tacy sami, ale całkiem inni

A może to pokolenie jest stracone? Pierwsze pokolenie urodzonych jeszcze tam, pamiętających stary kraj i beznadziejnie za nim tęskniących. W gruncie rzeczy to bardzo chrześcijański obraz, bo oni już nie należą do tamtego świata, do tego zaś nie będą należeli nigdy. W drodze, 7/2007




Nigdzie lepiej niż na emigracji nie widać słabości naszej formacji duchowej. Typowy polski katolicyzm, oparty na emocjach z dzieciństwa i wzruszeniach młodości, nie sprawdza się w Ameryce, kruszeje i szybko się rozpada. Tu nie ma mamy ani babci, która mogłaby wygonić do kościoła. Pasterka, Triduum, ale poza tym jakby świąt innych nie było. Dzieci nie mają tu naturalnego, jak w Polsce, otoczenia wiarą. Jeśli rodzice nie zadbają – a często nie dbają – to młodzież po bierzmowaniu z Kościołem ma niewiele wspólnego. Zresztą podobnie jest z językiem i kulturą. Rodzice urodzonych tu dzieci rozmawiają z nimi tylko po angielsku, bo, jak uczenie twierdzą, nauka dwóch języków szkodzi dzieciom w kontaktach z rówieśnikami. Zresztą i tak niewielu z czystym sumieniem może powtórzyć za mistrzem Kaczmarskim: „Po dekadzie wygnania – polskim jeszcze władam”. Dochodzi potem do takich śmiesznosmutnych, ale prawdziwych sytuacji, kiedy ojciec nie może zrozumieć, co mówi do niego własny syn.

Mimo tysięcy nowojorskich rodaków polskie życie kulturalne, pomijając kilka brooklyńskich dyskotek, to zjawisko ściśle elitarne. Nawet Parada Pułaskiego w Nowym Jorku z roku na rok jest coraz bardziej rachityczna, szkieletowa i smutna. Przewodzą jej niemówiący po polsku Polacy; jest co prawda polski biskup, a kilka parafii z okolic niesie flagi, ale sama impreza jest zredukowana do kielbasy, pierogis and golombkis. Nic dziwnego, że nie przyciąga tłumów, jak ta grecka czy irlandzka. Wygląda na to, że polskość niedługo rozpuści się w tyglu narodów i kultur.

– A kiedy? – sześćdziesięciolatka w okularach, bez kilku zębów, mówi szybko i głośno – przecież pracują, nie? Jak robią do piątej czy szóstej, potem jakaś godzina w trafiku, to o której on jest w domu? Ósma godzina, obiad, coś tam w telewizji i spać. Przecież wstać trzeba rano. A co ty sobie myślisz? – pyta retorycznie. – Do kościoła chodzą, jak mogą. Dzieci są ochrzczone i na polską religię zapisane. A co mają jeszcze robić? Na tacę dajemy. A plebanowi po co nowy samochód? Tamten był jeszcze dobry.

Co zrobić z wstydliwą sprawą pieniędzy? To jest jak otchłań ziejąca pomiędzy oczekiwaniami proboszcza a tzw. zrozumieniem wiernych. Syzyfowa ekwilibrystyka argumentów. „Bo nie można wrzucać dolara, kiedy przejazd autobusem kosztuje dwa, a litr wódki trzydzieści”. Nie, proboszcz nigdy nie mówił z ambony o wódce, ale wspominał o oleju, którym jest ogrzewany kościół, i prądzie na klimatyzację. O tym, że umiemy narzekać na chłód czy upał, ale kiedy przychodzi do płacenia, jeden spogląda na drugiego. W kraju, w którym na każdym kroku wyczuwa się swoistą tymczasowość, to nie dziwi. Do tego dochodzi przekonanie o zamożności Kościoła, wywodzące się z być może słusznych przesłanek, ale tu całkowicie fałszywe. Decyzją biskupów zamykane są małe, narodowe parafie. Jedni tłumaczą to potrzebą unifikacji Kościoła amerykańskiego, inni widzą tylko, że te parafie nie były w stanie zebrać i przekazać umówionej sumy. Prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku, choć trudno nie zauważyć, że duże hiszpańskojęzyczne parafie kwitną w najlepsze, podczas gdy małe kościółki imigrantów czeskich, węgierskich czy polskich są sprzedawane, niejednokrotnie w atmosferze skandalu. Stąd też rozdarcie duszpasterzy: zostać i łatać ten cienki materiał, narażając się na pohukiwania kurii, czy rzucić to i pytać retorycznie: „Dokąd oni pójdą”?


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...