Tylko bądź

To nie zasługa prowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Jest dokładnie odwrotnie! Tylko nasze zjednoczenie z Bogiem, gdy zasług nie mamy, w słabości – nasza postawa zależności od Boga, potrzebowanie Go i oparcie się na Nim mogą nas doprowadzić do cudu przemiany moralnej. W drodze, 2/2009



Błąd fałszywej kolejności

Uważny Czytelnik mógłby się zaniepokoić, czy aby nie nawołuję do beztroski wobec popełnianego przez nas zła, nieprzejmowania się nim, bo Bóg i tak nas kocha, i w efekcie tkwienia w grzechach po uszy.
Gdy pisałam o sprzeczności obecnej w Panu Jezusie, nie cytowałam jedynie opisów, gdy przyjmował grzeszników bez żadnego „ale”. Najpierw przytaczałam szereg Jego słów, którymi wzywał nas do doskonałości. Ciekawie wyjaśniał zagadkę tej sprzeczności w postawie Jezusa o. Samuel Rouvillois.

Stwierdził, że Jezus z pewnością chce, byśmy byli doskonali moralnie, wzywa do tego, taki jest niewątpliwie Jego zamiar wobec nas. Z równą pewnością jesteśmy słabi i niezdolni do tego. Jaki więc jest wniosek?… „To nie nasz problem. To Jego problem”. Nie nasz, gdyż my jesteśmy bez łaski bezradni. Jak On tego dokona, to Jego tajemnica i nie nasze zmartwienie.

Zatem, jak zauważa o. Philippe, z „wolnością bycia grzesznikiem” wiąże się ściśle „wolność stawania się świętym”. Te postawy stoją w pozornej tylko sprzeczności. Pragnienie bycia coraz lepszym i bardziej kochającym człowiekiem, wysiłek przekraczania siebie są konieczne i ich nie należy negować, lecz należy je zdetronizować: one nie mogą być najważniejsze w naszej relacji z Bogiem. Wszelkie nasze starania, usilne, heroiczne, szalone; walka z naszymi wadami „aż do przelania krwi”, jak mawiała Mała Teresa – muszą się opierać na przyjęciu naszych ograniczeń (nierównym rezygnacji!) po to, by wyznać ogromną ufność w moc Boga i Jego łaski.

A w praktyce? Wyobraźmy sobie, że mamy problem z chorobliwym obżeraniem się. Standardowo świadomy katolik, gdy mu się to zdarzy, odczuwa lęk i poczucie winy oraz solennie sobie postanawia od jutra przestać. Najprawdopodobniej mu się to nie uda. Poczucie winy będzie coraz większe i coraz większy nasz dystans do Boga. A w myśl pierwszego wymagania Pana Jezusa? Zdarzyło się, przychodzę do Niego, wylewam przed Nim mój cały lęk (głównie lęk przed Nim samym, powodowany Jego fałszywym obrazem wynikającym ze stereotypu, że się gniewa), poczucie winy i zawierzam Panu Bogu mój problem.

Całą moją wolą zdaję się na Niego i na dnie serca, zamiast lęku, znajduję ufność. Mała Teresa mówiła: „Miłość jest tak wszechmocna, że umie wyciągać korzyści ze wszystkiego, z dobra i zła, które we mnie znajduje”. „To prawda, że można ciężko upaść, można popełnić niewierności, ale miłość, która potrafi wszystko obrócić na swoją korzyść, w mgnieniu oka zniweczy wszystko, co może nie podobać się Jezusowi, pozostawiając na dnie serca pokorę i głęboki pokój”.

Każdy grzech oddala nas od Boga, ale możemy błyskawicznie się do Niego znów zbliżyć. Przylgnięcie do Boga po upadku, niedystansowanie się, tylko przeciwnie – podejście bliżej – jest nawróceniem się. Nasza pokora Pana Jezusa do nas pociąga. „Zniewala Go” nasza ufność, gdy wyznajemy całym sobą naszą zależność od Niego, także w sprawie poprawy moralnej. O ileż bardziej niż naturalny ojciec Bóg da nam to, o co Go z zaufaniem prosimy (Mt 7,10).

Tu pojawia się najważniejszy wątek naszych rozważań. Wydaje się, że propaganda świętości utożsamianej z samodoskonaleniem się, „zasługiwaniem” na bliskość z Bogiem, jest błędem fałszywej kolejności. Jezus faktycznie wzywa nas do doskonałości; rysuje przed nami dobro i zło; nakazuje radykalną walkę z grzechem, co unaoczniły podane wcześniej cytaty. Jednak to nie zasługa prowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Jest dokładnie odwrotnie!

Tylko nasze zjednoczenie z Bogiem, gdy zasług nie mamy, w słabości – nasza postawa zależności od Boga, potrzebowanie Go i oparcie się na Nim może nas doprowadzić do cudu zmiany moralnej. Akceptacja słabości „uwalnia” łaskę Boga; jestem słaby, lecz zdaję się na miłosierdzie Boga. Taka „bardzo spokojna i pełna odprężenia akceptacja nas samych i naszych ułomności”, jak nazywa ją Philippe, połączona z pragnieniem Boga i świętości, może nareszcie pozwolić Mu dokonać w nas zadziwiających przemian. Pisze o tym także Karol Wojtyła w Elementarzu etycznym:

Tam, gdzie nie ma miłosierdzia, nie ustąpi zło. Zło bowiem samo z siebie nie potrafi urodzić dobra. Dobro może być zrodzone tylko przez jakieś inne dobro. Otóż miłosierdziem Boga jest właśnie Dobro, które rodzi dobro na miejscu zła[2].




[2] K. Wojtyła, Elementarz etyczny, Lublin 1999, s. 55. 



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...