Pozwól ciału modlić się

Chcemy tego czy nie, nasze ciało uczestniczy w modlitwie. Ciało może stanowić wielką przeszkodę w modlitwie, ale może może być też pomocą. Innymi słowy – jeśli zrozumiemy sztukę podejścia do naszego ciała, ono nam jeszcze pomoże i łatwiej będzie nam się skupić W drodze, 3/2009



Chcemy tego czy nie, nasze ciało uczestniczy w modlitwie. Ciało może stanowić wielką przeszkodę w modlitwie: nie łatwo jest medytować, gdy meczy nas straszny ból zęba! Ciało jednak może być też pomocą. Innymi słowy – jeśli zrozumiemy sztukę podejścia do naszego ciała, ono nam jeszcze pomoże i łatwiej będzie nam się skupić.

Właściwie nie można mówić, że oto robimy coś z naszym ciałem po to, aby coś zaczęło się dziać w naszej duszy. One przecież stanowią jedność: postawa ciała i jego gesty są już początkiem wewnętrznego skupienia, a wewnętrzne skupienie wyraża się zwykle pewną postawą ciała. Chodzi o duchową i cielesną stronę tej samej ludzkiej aktywności.

Napięcie i odprężenie

Z reguły napięcie ciała wskazuje na to, że „ja” stoi w centrum i wznosi mury obronne. Trzymamy się mocno samych siebie. Nie jesteśmy wolni, nie jesteśmy otwarci na to, co przychodzi z zewnątrz. Jesteśmy nieufni i chcemy się bronić, siedzimy albo stoimy z napiętymi ramionami. Chcemy wszystko zrobić sami, nie pozwalając sprawom dojrzeć, nie licząc na siłę wyższą, a głębokie, pionowe bruzdy rysują się na naszym czole.

Albo po prostu chcemy przeprowadzić własną wolę, wbrew wszystkim i wszystkiemu, i zaciskamy szczęki. Kiedy nauczymy się kapitulować, to doświadczymy, że w odprężeniu ginie nasz strach. Pełne odprężenie zawsze prowadzi do „rozcieńczenia własnego ja”. Zwalniamy uścisk wokół siebie samych. Jeśli przykładowo chcemy ustąpić, to jednak ramion nie opuszczamy. Jest to wówczas takie techniczne ćwiczenie z czysto zewnętrznym rezultatem, ale bez trwałego efektu.

Chodzi o to, by w ramionach poddać się, a to oznacza przemianę całej osobowości. W stanie pełnego odprężenia coś zupełnie nowego może spłynąć na człowieka. Doświadczamy tego jako swego rodzaju bezgraniczności. Zostajemy pochłonięci przez coś większego, kiedy to nie należymy już do samych siebie, a mimo to jeszcze bardziej jesteśmy sobą.

Ciało może pomóc duchowi

Fortelem i jakimiś metodami nie możemy oczywiście niczego na Bogu wymusić ani sprowokować jakiejś mistyki. Jednak z ich pomocą możemy wyeliminować pewne przeszkody, a przez to może wzrosnąć dyspozycyjność wobec tego, co płynie z góry.

Niektórzy ludzie gwałtownie reagują, gdy w kontekście modlitwy wewnętrznej mówi się o odprężeniu i oddechu: co to ma wspólnego z modlitwą, należy mieć szacunek dla Boga i nie przeszkadzać Jego dziełu własnymi pomysłami! Zawsze mówią tak ci, którzy w czasie medytacji są najbardziej aktywni i swymi beznadziejnymi wysiłkami całkiem burzą Boże dzieło, podczas kiedy ci, którzy nauczyli się już pewnej metody, łatwiej się powierzają i godzą z tym, co jest im dane.

Metoda nie wytwarza łaski, ale toruje drogę, tak że łaska łatwiej może spłynąć. Oczyszcza bez pewnych przeszkód tak, że z mniejszym wysiłkiem możemy głębiej wnikać w „środowisko Boże”, które jest naszym domem.

przeł. Justyna Iwaszkiewicz

*****

Powyższy tekst pochodzi z książki Wilfrida Stinissena Książeczka o dobrym czasie, która ukazała się nakładem Wydawnictwa W drodze.



«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...