Dać ludziom prawo do siebie

Nikt z nas nie ma prawa do kapłaństwa. To nie jest prywatny biznes potrzebny do spełnienia się. Mamy prawo być ochrzczeni w Kościele i słuchać Słowa. W drodze, 1/2010



Często mówi się o odkrywaniu woli Bożej, o tym, że powołanie jest wolą Bożą. Jaka jest relacja między odpowiadaniem na powołanie a rozpoznawaniem, jaka jest wola Boża?

Wolę Bożą odczytuje się w wydarzeniach życia. Powołanie do kapłaństwa to jest moment święceń, to jest wydarzenie konkretne, które ma swój czas, swoje miejsce. Wiadomo, kiedy i gdzie biskup nałożył ręce, że wtedy nastąpiło przekazanie Ducha Świętego i posłanie w Kościół. Po tym wydarzeniu nie ma miejsca na debatę, czy ja jestem powołany czy nie, czy to była wola Boża. Wola Boża była w tym wydarzeniu. Koniec.

Kiedy się pytam, jaka jest wola Boża względem mnie, to zastanawiam się, co mam robić, żeby te święcenia unieść i żeby łaskę kapłaństwa pomnażać tak, jak się pomnaża talent ewangeliczny. Dopóki tego momentu w moim życiu nie ma, dopóty nie ma święceń, pytanie o wolę Bożą jest otwarte. Trudno mi o tym mówić, bo ja nie jestem mistykiem, żaden płonący krzew nigdy mi się nie objawił. Wolę więc widzieć wolę Pana Boga, który się kryje za konkretnymi wydarzeniami i potrzebami. Jeśli ktoś jest chory w domu, to ja nie będę się zastanawiał, jaka jest wola Boża, bo ona jest taka, żeby mu podać kubek wody do picia, zrobić zakupy i iść do apteki po lekarstwa. To jest wola Boża.

Starożytny Kościół inaczej stawiał pytanie o prezbitera. Jeśli we wspólnocie nie było prezbitera, to przyglądała się ona swoim członkom, stwierdzała, kto się nadaje, i mówiła: „To ty!”. Jeśli wybrany ich nie rozumiał, to oni nie rozumieli jego. Jest piękny tekst Grzegorza Wielkiego dotyczący fragmentu Ewangelii o siedmiu braciach, którzy mieli jedną żonę i umierali wszyscy bezpotomnie. Grzegorz komentuje starotestamentalne prawo lewiratu. Kto jest wdową? Kościół. Kto jest starszym bratem? Chrystus.

Chrystus potrzebuje brata, który wzbudzi mu potomstwo. Ty jesteś tym bratem. Kościół do ciebie przychodzi i mówi: „Wzbudź potomstwo swojemu Bratu”. A on mówi, że jego ta wdowa jakoś nie pociąga. Grzegorz komentuje to: Niewiasta-Kościół pluje mu w twarz. Bo taki ktoś nie rozumie Kościoła, w którym żyje. Tu jest jednocześnie odpowiedź na pytanie, czy kapłan musi się zrealizować. Myśmy przeakcentowali w dzisiejszym spojrzeniu na kapłaństwo wątek subiektywny. Bez przerwy dopytujemy się: jak ty to widzisz, czy Pan Bóg cię woła, czy cię nie woła itd. Kapłaństwo staje się w takiej perspektywie osobistym, indywidualnym wyborem, który dotyczy wyłącznie relacji człowieka z Panem Bogiem. A to nieprawda. Bo kapłaństwo zawiera również relację człowieka z Kościołem.

Podam przykład. Był w archidiecezji krakowskiej ksiądz Janusz Nanowski. Fantastyczny ksiądz, doktor liturgiki, jeden z ważniejszych moderatorów Ruchu Światło-Życie. Zginął w Alpach. To było na początku sierpnia 1985 roku, a w połowie sierpnia jeden z jego animatorów przyszedł do seminarium, chociaż złożył wcześniej papiery na AGH. Rektor go pyta: „Co ci tu każe przyjść teraz?”. A on mówi: „Jeden odszedł, jeden musi przybyć”. To był chłopak, który rozumiał, że Kościół potrzebuje prezbitera na miejsce tamtego. Nie mógł pewnie marzyć, że będzie taki jak ks. Janusz, ale wiedział, że w takim stopniu, w jakim potrafi, ma wejść w jego misję.

Miałem w tym roku takie piękne doświadczenie. W maju w dniu otwartym seminarium odprawiałem eucharystię dla kandydatów. Wziąłem na tę eucharystię kielich Jana Vianneya, bo mamy taki w seminarium. Trafił do nas przez kardynała Franciszka, który dostał go od Jana Pawła II na dwudziestopięciolecie swojej sakry biskupiej. Przed błogosławieństwem, a było prawie 100 chłopaków, opowiadam historię tego kielicha: „W tym kielichu sprawowali eucharystię tacy ludzie jak św. Jan Vianney, jak Jan Paweł II, jak kardynał Macharski, dziś odprawiałem ja.

Istotne jest pytanie, kto odprawi eucharystię, używając tego kielicha za dwadzieścia pięć lat. Bo jeśli nikt z was nie stanie za tym ołtarzem, to ten kielich pójdzie do muzeum. Ma ogromną wartość historyczną, estetyczną, sentymentalną, ale jeśli nikt z was nie stanie za ołtarzem, odda się go do muzeum. Jednak, żebyście wiedzieli: razem z nim pójdzie do muzeum wasza wiara”. Później w dwóch podaniach kandydatów proszących o przyjęcie do seminarium przeczytałem, że nie chcą, by ich wiara poszła do muzeum. To były podania, które czytałem z wielką radością.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...