Kubańczykom na pomoc

Jak wygląda życie religijne młodzieży, niech zilustruje wypowiedź jednego z proboszczów, opowiadającego o grupie wycieczkowej, która odwiedziła jego kościół: młodzież z grupy nie wiedziała ani co to za budynek, ani kim jest Człowiek na krzyżu… Przewodnik Katolicki, 21 października 2007




Co to znaczy: być ambasadorem Zakonu Maltańskiego?

Jest to normalna służba dyplomatyczna, czyli reprezentowanie interesów swojego kraju w innym kraju, w tym wypadku: reprezentacja Kawalerów Maltańskich na Kubie. Zakładam jednak, że bycie ambasadorem to także działanie na rzecz kraju, do które jest się posłanym. Jako ambasador Zakonu Kawalerów Maltańskich, w którego założeniach jest niesienie różnorakiej pomocy ludziom, tym bardziej czuję się do tego działania na rzecz Kubańczyków powołany, zwłaszcza że przesłanie Zakonu jest bardzo jednoznaczne: obrona wiary i służba ubogim.

Czy w tamtejszych realiach daje się to przesłanie realizować?

Ten pierwszy człon – obrona wiary - jest bardzo trudny. Kraj jest laicki, a problemy wiary zostały zepchnięte do sfery prywatnej każdego obywatela. Właściwie jako dyplomata nie mogę tego komentować, myślę jednak, że czytelnicy „Przewodnika” doskonale wiedzą, co mam na myśli. Natomiast organizacja i koordynacja wszelkiej pomocy humanitarnej, szczególnie pomocy skierowanej dla ludzi chorych i bardzo ubogich – to jest zadanie realizowane w każdym kraju na świecie. Bez względu na to, czy jest to Kuba, czy np. Niemcy, Francja lub Polska.

Normalnie ambasador Zakonu działa we współpracy z lokalnymi strukturami Kawalerów w danym kraju. W moim przypadku jest to o tyle skomplikowane, że centrala Kubańskiego Stowarzyszenia Kawalerów Maltańskich znajduje się w Maiami… Do zagospodarowania jest oczywiście pomoc płynąca z Europy, a w tym momencie bardzo intensywnie zajmuję się też organizacją pomocy ze strony przyjaciół w Polsce. Otwartość ze strony ludzi, z jaką się w tej sprawie spotkałem, jest dla mnie wprost zadziwiająca.

Jakie były początki działalności Pana Ambasadora na Kubie?

- Zaczęło się wszystko od ludzi. Niezwykle ważną postacią na Kubie, właściwie od pierwszego dnia mojego pobytu w tym kraju, jest kard. Jaime Lucas Ortega y Alamino, arcybiskup Hawany. Powiedziałbym, że jest on moim aniołem stróżem na Kubie. Dzięki niemu udało mi się poznać kraj i miejsce Kościoła katolickiego na Kubie. W bardzo dobrych relacjach jesteśmy też z abp. Luiggim Bonazzim, nuncjuszem apostolskim na Kubie.

U początku mojej działalności bardzo dużą pomoc otrzymałem również od przedstawicieli Ambasady RP w Hawanie. Przyjęto mnie tam w sposób bardzo przyjacielski i udzielono ogromnej pomocy przy organizacji placówki dyplomatycznej Zakonu.


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...