Kościół w Rosji nie jest niemowlęciem

Rosja przypomina mi młode wino: cały czas trwa jeszcze ferment, a polityka państwa i Kościoła nosi piętno swoistego mesjanizmu. Przewodnik Katolicki, 20 września 2009



Po przybyciu do Nowosybirska przeżyłem szok, który trwa, a nawet pogłębia się. Okazało się, że różnice kulturowe i mentalne na terenach byłego ZSSR - oczywiście nie mówię tu o krajach Azji środkowej - są znacznie większe, niż sądziłem. Inne obyczaje, tradycje, zachowania i wartości. Dopiero na miejscu zaczęło do mnie docierać, jakie piętno na kulturze tego miasta odcisnęli przesiedleńcy, m.in.: Łotysze, Ukraińcy, Węgrzy, a zwłaszcza Niemcy i Polacy. Przebywałem tam przez półtora roku i muszę przyznać, że wewnątrz naszej, franciszkańskiej wspólnoty mieliśmy znakomite relacje.

Następnym etapem był dla Ojca Daleki Wschód, czyli Ussuryjsk, miasto położone w Kraju Nadmorskim, nad rzeką Razdolną. Jak Ojciec wspomina ten czas?

- Ussuryjsk leży 100 km na północ od Władywostoku, a 30 km od granicy chińskiej. Miałem wrażenie, że znalazłem się na końcu czy raczej na początku świata, bo właśnie stamtąd idzie Słońce. Ta placówka powstała z inicjatywy południowo-koreańskiej prowincji franciszkanów, którzy chcieli roztoczyć opiekę nad żyjącymi tam Koreańczykami. Ale są tam również obywatele Korei Północnej, którzy otrzymują pozwolenie na pracę w lasach; im także należy dopomóc, choć są niezwykle powściągliwi i małomówni. Generał zakonu uznał jednak, że misjonarze koreańscy mają podjąć współpracę z Fundacją Św. Franciszka.

Dla mnie było to kolejne doświadczenie współpracy z braćmi pochodzącymi z Korei Południowej, a zarazem doświadczenie pogłębiające szok, o którym już wcześniej wspominałem. Napotkałem bowiem na Dalekim Wschodzie odmienne ludzkie zachowania, inne standardy zaufania i szczerości. Nie chodzi o to, że mieszkają tam ludzie niższej kategorii, gorsi niż my – są po prostu inni ze względu na ich historię, losy, czy wymagania wobec życia. Tu po raz pierwszy dobrze sobie uświadomiłem, że już jestem obcokrajowcem. Klasztoru tam nie ma, więc mieszkaliśmy w bloku i na co dzień chadzaliśmy w cywilnych ubraniach, aby habitami nie drażnić ludzi.

Stosunki z wyznawcami prawosławia są bowiem nienajlepsze. Habity zakładaliśmy tylko w kościele. Ussyryjsk jest miastem pogańskim, choć nasza wspólnota została zarejestrowana jako 40-sta, po grupach protestanckich i buddyjskich. Niebawem znaleźliśmy katolików i tych, którzy chcieli przyjąć chrzest. A ja zrozumiałem, że życie we wspólnotach międzynarodowych nie jest łatwe. To wyzwanie i cenne doświadczenie, bo jesteśmy zdani na siebie i musimy się dogadywać, pomimo dzielących nas różnic. Wymaga to rezygnacji z własnych, narodowych egoizmów.

A co z barierami językowymi? Nie ma kłopotów w porozumiewaniu się?

- Z założenia powinniśmy rozmawiać ze sobą po rosyjsku, ale w praktyce rozmaicie to wygląda. Zwłaszcza, że jest jeszcze drugi poziom umiędzynarodowienia: nie mieszkamy przecież w jednym z krajów zachodnioeuropejskich, lecz w Rosji. I nie chodzi nawet o to, że Rosja jest państwem wielonarodowościowym, a bardziej o dominację określonej idei rosyjskości w polityce państwowej i kościelnej. Nie wiem, być może pokłosiem komunizmu jest owo dążenie, aby cała otaczająca rzeczywistość była jednolita?




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...