Nikt tak nie święci Bożego Narodzenia

„Opowieść wigilijna” Karola Dickensa doczekała się wielu wydań, adaptacji teatralnych i filmowych, i wciąż jest popularna. Przewodnik Katolicki, 27 grudnia 2009



W końcu to film animowany, choć warto dodać, że wykorzystano tutaj jeszcze jedną techniczną nowinkę: tzw. performance capture. Gra aktorów „udoskonalona” jest za pomocą obróbki komputerowej. No i zaczęło się... Przez niespełna półtorej godziny miałam nieodparte wrażenie przebywania w... tunelu aerodynamicznym. Mając w pamięci odświeżoną po latach lekturę, która stała się dla mnie swoistą strawą duchową, zostałam uczestnikiem „horroru dla dzieci”. I to w sensie aż nadto dosłownym.

Otóż po około kwadransie, kiedy to tuż przed moim nosem, bo ma się takie wrażenie, oglądając film w 3D, pojawia się duch zmarłego Marleya obleczony w olbrzymie łańcuchy, którymi rzuca na prawo i lewo, usłyszałam dziewczęcy piskliwy głos: „Martyna, ja się boję. Ja tego nie przeżyję, mówię ci...!”. Słowa te wyartykułowała 8-letnia dziewczynka do swej nieco starszej koleżanki. Podzielałam tę opinię. Oto bowiem również i ja miałam nieodparte wrażenie, że kolosalnej wielkości ogniwa łańcucha pojawiające się na ekranie trafią w moją głowę. Potem było już tylko gorzej: bohaterowie w większości podobni do zdeformowanych maszkar, Scrooge nieustannie latający ponad dachami kamienic, kominami i gałęziami drzew z szybkością porównywalną do kosmicznej, padający od czasu do czasu śnieg, świsty, ryki i wrzaski...

A na zakończenie autorzy filmu uraczyli nas iście dantejskimi scenami rozgrywającymi się w mrocznej aurze, zgoda, według treści książki, ale nie tylko w moim przekonaniu, zbyt dosadnymi i dosłownymi. Bo i po co Scrooge kluczy przez kilkanaście minut po ciemnych zaułkach miasta, po drodze „odwiedzając” system kanalizacyjny rur i ścieków, uciekając czarnym rumakom o diabelskich czerwonych oczach, od czasu do czasu dźgany okropnym czarnym paliczkiem niemego Ducha Przyszłych Świąt?

Aura oddana podczas pobytu na cmentarzu, wieko brązowej trumny, które otwierając się, ukazuje czerwoną głębię, symbolizując po prostu piekło, strach bohatera – tych wszystkich scen nie powstydziłby się zapewne i sam Hitchcock... Tylko czy trzeba było pokazać to w tak makabryczny sposób? Jestem przekonana, że nie, skoro chłopczyk siedzący obok mnie z niepokojem pytał swoją mamę, czy się nie boi i drżącym głosem zapewniał: „bo ja troszeczkę”.

Wspomniana już towarzyszka naszej wspólnej niedoli, cytowana wcześniej dziewczynka, po emisji napisów końcowych obdarzyła swoją koleżankę wymownym wyrzutem: „Ale też bajkę wybrałaś”...

1999 rok

Trochę na przekór wspomnę w tym miejscu o doskonałej według mnie adaptacji opowieści Dickensa, powstałej w 1999 roku, w reżyserii Davida Hugh Jonesa z rewelacyjną kreacją Patricka Stewarta w roli głównej. Mimo że film ma już dekadę (dla niektórych to naprawdę wiele), ogląda się go doskonale. Ma wszystko to, czego, w moim przekonaniu, brakuje animacji. Oddaje właściwy spokojny nastrój opowieści, wprowadza w świąteczny czas w sposób łagodny, ale nie cukierkowy. Twórcy filmu na szczęście ustrzegli się wrzaskliwej atmosfery, nie dali się ponieść nadmiernej fantazji i wymuszonym kreacjom aktorskim. Tutaj nikt nikogo nie straszy, nie krzyczy, a przede wszystkim nie unosi się bez przerwy nad ziemią. Bo i po co.

Zdecydowanie polecam „klasyczną” wersję „Opowieści wigilijnej”, bo łatwiej zrozumieć jej przesłanie. Są bowiem takie role i takie filmy, którym najlepsza nawet technika komputerowa nie dorówna. I oby tak zostało.

A ponad wszelkie adaptacje najlepszy jest oryginał – książka.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...