Afganistan i NATO

Realny teatr wojny dociera do naszej świadomości w tych rzadkich na szczęście chwilach, kiedy ginie lub zostaje ranny polski żołnierz. A przecież sytuacja w Afganistanie jest bardzo trudna. Posłaniec, 11/2009



Do tej pory stratedzy sojuszu znali wojnę z plansz i tablic poglądowych, z dokumentów i planów szykowanych na wypadek “tego przypadku bez dobrego wyjścia”, gorącej wojny, która wyrosłaby z wojny zimnej. Przez lata oficerowie NATO przesuwali swoje wojska na papierze, wysyłali rakiety w wirtualnej grze komputerów, rysowali na tablicach ruchy strategicznych bombowców i na niby zwyciężali w tej konfrontacji, która nie wymagała ofiar, co najwyżej dużej liczby flamastrów i kolorowych ołówków. Na szczęście Europejczykom, a zatem i całemu światu, los zaoszczędził sprawdzenia tych gier w prawdziwej i nieodwołalnej ze swoimi skutkami realności.

Rozliczyć porachunki

Wojna w Afganistanie nie jest – na pierwszy rzut oka – wojną wielką, transgraniczną, wojną, jaką pamiętają nasi ojcowie. Ot, na patrolujących drogi w trudnodostępnych dolinach żołnierzy NATO czyhają źli talibowie. Ot, na konwoje dobrych przyjaciół wiozących do odległych wiosek mleko, chleb i zeszyty napadają źle usposobieni partyzanci. Od czasu do czasu dochodzi do starć, ale żaden z tych ataków nie powstrzyma dobrej woli zachodnich przyjaciół, którzy na przekór wszystkiemu chcą budować studnie, szkoły i świetlice, nawet w łoskocie i świście kul.

Tymczasem paradoksem (kto wie – może i naszym szczęściem) jest, że od końca II wojny światowej nie prowadzi się na naszym globie wojen globalnych, ogólnoświatowych, tylko właśnie wojny małe, lokalne, partyzanckie, nieregularne, w dodatku wojny niewypowiedziane, podjęte jakby z rozpędu albo w celu rozliczenia zaległych historycznych rachunków. Nawet w miarę “regularna” wojna między Izraelem a państwami arabskimi była wojną niewypowiedzianą, choć przygotowaną i właśnie rozliczającą stare porachunki.

Nie inaczej było z wojną w Wietnamie, podobnie z wojną rosyjsko-afgańską sprzed trzydziestu laty. I w końcu napaść na World Trade Center – choć w konsekwencji wyprowadziła wojska USA na wojnę w Iraku i Afganistanie, nie była typowym działaniem wojennym, poprzedzonym okresem taktycznych przygotowań i próbami powstrzymania tego zdarzenia.

“Asymetryczna wojna”

Wróg w Afganistanie jest wszędzie i nigdzie. Ale jest – groźny i niebezpieczny. To wróg, który nie liczy na zyski z wojny w USA, w Niemczech czy Polsce. To wróg, który chce zdetonować nawet te zręby rozwoju cywilizacyjnego, jakie w Afganistanie jeszcze występują. To wróg, który prowadzi wojnę, i tę prawdę musi przyjąć do wiadomości, ze wszystkimi konsekwencjami, także NATO i jego społeczeństwa. Prowadzi on z NATO wojnę, którą dla europejskich społeczności sojusz określa wojną “asymetryczną”, tak jakby dzięki temu retorycznemu zabiegowi była ona wojną “lżejszą”, taką nie do końca wojną straszną, krwawą, z zabitymi, za to wojną niezaczepną, nieprzynoszącą ofiar i zniszczeń.

Pytanie – kto stosuje tę “asymetrię”? NATO prowadzi w Afganistanie wojnę, a sukces w tych zmaganiach zależy także od ich określenia i nazwania. Właściwie nazwane pozwolą na stosowanie właściwej taktyki. “Asymetryczna wojna” prowadzi w prostej linii do “asymetrycznej demokracji”, a ta występuje od dziesiątków lat w Afganistanie i to bez wojny, na którą poszło tam NATO.



Marek Orzechowski – publicysta, dziennikarz, korespondent “Tygodnika Powszechnego” w Brukseli, wieloletni korespondent “Głosu Ameryki” w Bonn, Telewizji Polskiej w Bonn i w Brukseli, ekspert i obserwator unijnego życia.



«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...