Naród a religia

W jaki sposób ludzie próbują pogodzić to, co idealne, z tym, co rzeczywiste? Jak radzą sobie z przepaścią między tym, jakie naprawdę jest, a tym, jakie powinno być ludzkie życie? Wiara, że musi istnieć możliwość stworzenia lepszego świata należy do natury ludzkiej egzystencji. Teologia Polityczna, 4/2006-2007




M.C.: Jednak to rozdzielenie wydaje się nieuniknione, ponieważ z jednej strony mamy uniwersalistyczną perspektywę zbawienia, a z drugiej strony wszyscy jesteśmy częścią politycznej wspólnoty, narodu, podążamy za własnymi celami. A przecież powiedział Ksiądz, że nie ma tu żadnego wewnętrznego konfliktu.

D.K.: Problem pojawia się, gdy naród ustala sobie (czy odkrywa?) swoje powołanie. W polskiej tradycji mesjanizm jest czymś bardzo konkretnym, dziewiętnastowieczna poezja dążyła do stworzenia czegoś w rodzaju narodowej teologii. W myśl tej teologii Polska uczestniczy w odkupieńczym cierpieniu Chrystusa. Jej cierpienie jest zbawienne, ma przynieść wolność innym państwom europejskim – wolność w znaczeniu eschatologicznym, ale i czysto politycznym. To rozumienie misji wytwarza tak silne napięcie między uniwersalizmem wspólnoty eucharystycznej a perspektywą narodową z jej partykularyzmem i konfliktami, że możliwość ortodoksyjnego mesjanizmu wydaje się znikać. Czy możliwe jest takie spojrzenie na religijną misję narodu, a więc misję urzeczywistniającą się w rzeczywistości polityki, która nie jest teologicznym absurdem?

R.J.N.: Idea narodowego mesjanizmu, która wikła się i myli, a wręcz bywa identyfikowana z historią zbawiania… To w pełni zrozumiałe. Znane jest mi polskie utożsamianie narodu z Chrystusową misją zbawienia. W USA jest zupełnie inaczej – przykładem może tu być amerykański Manifest Przeznaczenia, tradycja myślenia o Ameryce jako o narzędziu Boga w sprawach świata. Oczywiście polskie i amerykańskie doświadczenia są bardzo różne, ale mają ważny punkt wspólny: skłaniają się ku idolatrii narodu, ku identyfikowaniu narodu z absolutem. I w tym sensie, jeśli dobrze panów zrozumiałem, uniwersalność Kościoła, której katolicy muszą bronić, będzie pozornie zawsze wywrotowa względem tego rodzaju narodowej apoteozy, tego rodzaju identyfikowania narodu z absolutem. Jest to konieczność, której Kościół nie uniknie, a z nią wiąże się ryzyko. Kościół nie może postrzegać siebie czy określać siebie jedynie w kategoriach narzędzia służącego jakimkolwiek celom. Wyjątkiem jest tu dążenie do Królestwa Bożego, do obiecanego eschatos.

D.K.: Nawet jeśli tym celem jest wolność?

R.J.N.: Kościół może i powinien pozostawać w służbie wielu dobrych rzeczy w społeczności, takich jak troska o biednych, obrona praw nienarodzonych czy osób starszych, kultura życia.

Jednak roli Kościoła nie można nigdy sprowadzać do tej służby. Ludzka wolność aktualizuje się w sposób najbardziej dramatyczny, ale jednocześnie – jak sądzę – w sposób na dłuższą metę najbardziej efektywny politycznie i kulturowo właśnie w Kościele. W Kościele, który jest prawdziwy, który jest po prostu Kościołem. W społeczności, którą łączą sakramenty, w której wciąż zachęca się do tego, by nawyki cnoty były podstawą godności ludzkiej.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...