Po prostu miał żyć

Przed ponad trzema laty dowiedziała się, że jej nienarodzone jeszcze dziecko ma cały szereg wad. Wbrew opinii wysokiej klasy specjalisty postanowiła urodzić. Adaś - choć nie jest zupełnie zdrowy - żyje i daje swojej mamie wiele radości. Jakby wynagradzając jej wszystkie trudności, jakie przeszła i jakie jeszcze ją czekają. Źródło, 11 marca 2007




Tak po prostu?

Tak, to było dla mnie straszne przeżycie, nikt nie chciał ze mną na ten temat rozmawiać, byłam tam zupełnie sama, a traktowano mnie i mówiono o mnie w taki sposób, jakbym miała katar. Nikt nawet nie zapytał mnie o zdanie. Dopiero kiedy znów poszłam do profesora i zapytałam, czy mam szansę urodzić zdrowe dziecko, powiedział, że jakieś tam szanse mam i jeżeli bardzo chcę, to mogę poczekać na wyniki. Tylko muszę raz w tygodniu robić USG, bo jeśli płód obumrze, to będę miała straszne problemy.

Zaczęły się cztery tygodnie oczekiwania, które sama nie wiem jak minęły. Po miesiącu okazało się, że dziecko nie ma zespołu Downa, nie ma też wad cewy nerwowej. Poznałam płeć. To była dla mnie pełnia szczęścia. Dopiero wtedy zaczęłam tak naprawdę cieszyć się dzieckiem. Do Warszawy już nie pojechałam. Zmieniłam też lekarza prowadzącego. Ten odkrył zgrubiały fałd karkowy, ale mówił, że może to jest po prostu jakaś torbiel, bo dziecko rozwija się prawidłowo, że rośnie. Co miesiąc pytałam, czy wszystko jest w porządku. I słyszałam, że tak. Jednak - jak się później okazało - w porządku nie było. Ale Adaś po prostu miał żyć.

Adaś urodził się w 36. tygodniu.

Trafiłam do szpitala w Bolesławcu z dużym rozwarciem i tak już chyba miało być, bo lekarka w związku z tą torbielą postanowiła zrobić cesarskie cięcie, żeby dziecko się nie męczyło. Bóg czuwał nad nami, bo gdyby synek urodził się w sposób naturalny, na pewno by nie przeżył. Okazało się, że Adaś był niewydolny krążeniowo, był cały opuchnięty. Na drugi dzień trafił na oddział intensywnej opieki medycznej w Legnicy, zrobiono mu echo serca. I postawiono diagnozę. Okazało się, że mały ma bardzo rzadką wadę serca - tetralogię Fallota.

Stosunkowo wcześnie zdiagnozowano syna, chociaż wadę można było wykryć przed jego urodzeniem. Czy wtedy byłoby łatwiej?

To trudne pytanie, bo bardzo dużo przeżyłam. Ciężko to rozpatrywać w takich kategoriach. Widocznie tak miało być. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że dzięki temu, iż nie wiedziałam wcześniej o tej chorobie, ciąża (od momentu, kiedy miałam w rękach wyniki badań amniopunkcji) przebiegała w miarę spokojnie. Na pewno mój strach nie pomógłby synkowi. A z drugiej strony fakt, że wykryto problem zaraz po urodzeniu, sprawił, że można było szybko zadziałać. Wtedy widać było gołym okiem, że dziecko ma problemy i niewiedza byłaby jeszcze straszniejsza. A tak wiedziałam, że tę wadę można leczyć, że serce mojego synka można operacyjnie korygować. Cały czas miałam nadzieję, że dziecko będzie żyć, że sobie z tym poradzi.

Skąd czerpie Pani siły?

Czeka nas dużo pracy, wada Adasia jest bardzo skomplikowana i dosyć rzadka. Jego rozwój jest cały czas stymulowany. Na pewno nie będzie sportowcem, ale z jego wadą da się żyć. Jest we mnie siła i nie bierze się ona znikąd, przychodzi z góry. Nic nie dzieje się przypadkiem. Wystarczy, że patrzę na synka, to od razu się mobilizuję. Adaś jest bardzo ruchliwy i nie pozwala mi na użalanie się nad sobą. Ma w sobie niespożyte pokłady energii i ogromnie dużo radości.
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...