"Maksiu, ty chyba będziesz święty!"

Wróciłem pod koniec 1946 roku do Warszawy, gdzie mieszkała matka. Chciałem się uczyć. Przed wojną myślałem o medycynie, ale w obozie widziałem co robili lekarze i w uszach brzmiały mi zawsze wtedy słowa primum non nocere. Straciłem wiarę w człowieka. Nie mogłem pójść na medycynę. Źródło, 22 kwietnia 2007




"Jest dla mnie wzorem"

Franciszkański męczennik wybrał śmierć okrutną. Przez dwa tygodnie siedział w celi bez jedzenia. Były więzień Auschwitz zwraca uwagę na zasadniczą różnicę pomiędzy śmiercią przez rozstrzelanie czy powieszenie a śmiercią głodową. - Śmierć głodowa jest okrutna. I nie ona jest najgorsza, ale poprzedzająca ją męka. Minuta wtedy staje się godziną, a godzina wiekiem. Tam czas ten spędzali na betonie. Na pewno marzyli, by ktoś przyszedł i choć na chwilę okrył ich kocem. A mimo wszystko o. Kolbe dobrowolnie poszedł na nią. Nie chciał uniknąć cierpienia, ale wybrał jeszcze większe. I to wszystko za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka, męża i ojca rodziny. W obozie opowiadali potem, że po dwóch tygodniach jeden z Niemców zobaczył przy ścianie ojca Maksymiliana i powiedział: ten klecha jeszcze żyje? Wtedy wysłał kogoś do ambulatorium i zastrzykiem fenolu zamknęli gorące od modlitwy usta ojca Maksymiliana - ze wzruszeniem opowiada mężczyzna.

O śmierci franciszkanina Władysław Lewkowicz dowiedział się od o. Piusa Bartosika, współbrata ojca Maksymiliana. - To był duży wstrząs. Od samego początku był i jest dla mnie wzorem, potęgą cierpienia - wyznaje.

Zobowiązują by świadczyć

Pan Lewkowicz przeżył obóz. W 1945 roku w Buchenwaldzie, gdzie przebywał, oswobodzili go Amerykanie. - Byłem wtedy intelektualnie wyczerpany. Przez pięć lat nie dane mi było przeczytać żadnej książki, gazety. Przez pięć lat nie myłem zębów... Pojechałem do ośrodka szkoleniowego generała Maczka. Marzyłem, żeby dostać się gdzieś, przeszkolić się. Byłem w wojskowym ośrodku szkoleniowym. Wróciłem pod koniec 1946 roku do Warszawy, gdzie mieszkała matka. Chciałem się uczyć. Przed wojną myślałem o medycynie, ale w obozie widziałem co robili lekarze i w uszach brzmiały mi zawsze wtedy słowa primum non nocere. Straciłem wiarę w człowieka. Nie mogłem pójść na medycynę. Zostałem weterynarzem, zrobiłem doktorat. Wcześniej jeszcze ożeniłem się, mam trójkę dzieci. Minęło wiele lat, poukładałem sobie życie. Mogłoby się wydawać, że obóz minął i koniec. A on wraca, wraca w snach. Wtedy zawsze budzę się spocony. W tym śnie jest taka świadomość, że byłem na wolności - podkreśla mężczyzna.

Władysław Lewkowicz mówi, że przez cały czas ma świadomość, iż przeżył aby świadczyć, mówić ludziom współczesnym o tych, co odeszli, o tych, co bardzo kochali Ojczyznę, Polskę. - Tam w obozie każdy wiedział, co to jest śmierć. Tam życie traciło się za nic - o, choćby dlatego, że się zachorowało czy miało słabszy dzień, albo Niemiec miał taki kaprys... Ci zmarli zobowiązują nas żywych do tego, żeby przekazywać grozę tamtych dni - mówi Władysław Lewkowicz.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...