Magia znaków czy język miłości?

Chrystus działa w znakach sakramentalnych i liturgicznych, ale jeśli zarówno osoba posługująca się nimi, jak i je przyjmująca dopuszczą się lekceważenia, pozostaną poza zasięgiem ich zbawczego działania. Liturgia nie oddziałuje bowiem na człowieka w sposób automatyczny. Głos Ojca Pio, 2/2007




Od gestów zewnętrznych do odruchu serca

Pismo Święte ustami proroków wielokrotnie przestrzega nas przed nadmiernym zrytualizowaniem naszej religijności. W Księdze Izajasza odnajdujemy charakterystyczną skargę, w której Bóg stwierdza, że lud zbliża się do Niego tylko w słowach, sławiąc Go wyłącznie wargami, podczas gdy jego serce pozostaje z dala od Niego, co oznacza, że cześć oddawana Bogu jest tylko wyuczonym przez ludzi zwyczajem (por. Iz 29, 13). Tu dochodzimy do drugiej ważnej zasady określającej skuteczność znaków liturgicznych. Teologowie mówią, że sakramenty działają ex opere operantis, czyli mocą dokonującego dzieła.

Prawdą jest, że to głównie Chrystus działa w znakach sakramentalnych i liturgicznych, ale jeśli zarówno osoba posługująca się nimi, jak i je przyjmująca dopuszczą się lekceważenia, pozostaną poza zasięgiem ich zbawczego działania. Liturgia nie oddziałuje bowiem na człowieka w sposób automatyczny i nie wystarczy podczas Mszy Świętej stać w obrębie murów okalających kościół, aby doświadczyć pełni oferowanej przez Chrystusa łaski. Brak staranności przy sprawowaniu Najświętszej Ofiary czy antyliturgiczny śpiew mogą na tyle zakłócać czystość przekazu, że zamiast otwierać człowieka na doświadczenie sacrum, nie tylko go na nie zamykają, ale jeszcze wywołują dodatkową irytację. Stąd tak ważna jest ogromna dbałość w przygotowaniu liturgii oraz wewnętrzne usposobienie do uczestnictwa w niej.

Czy znaki liturgiczne wystarczą?

Trzeba zauważyć, że w ciągu wieków w Kościele katolickim dominowało podejście kładące nacisk na moc samych znaków liturgicznych. Liturgia odprawiana po łacinie, w języku nieznanym większości wiernych, była czymś tajemniczym i wzniosłym, jednak mało komunikatywnym.

Po II Soborze Watykańskim nastąpiła gruntowna zmiana: dopuszczono do liturgii języki narodowe i przesunięto akcent ku większej wspólnotowości (kapłan staje twarzą do wiernych itp.). Niekiedy jednak wydaje się, że ciągle jeszcze brakuje nam tego osobistego podejścia do Chrystusa, przez co liturgia zamiast objawiać Jego obecność, raczej ukrywa ją za historycznie ukształtowanymi elementami. Nie jest to oczywiście wina samych znaków liturgicznych ani też w pierwszym rzędzie sposobu ich celebrowania. Często największą naszą trudność stanowi rutyna i przyzwyczajenie. Uczestnictwo w liturgii jako we wspomnianym przez proroka Izajasza „wyuczonym przez ludzi zwyczaju” to za mało, aby móc kosztować jej zbawczych owoców.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...