Odkrywcy

Czy chodzenie po kolędzie ma sens? Prawdziwe życie toczy się do momentu, kiedy ksiądz przekracza próg cudzego domu, i od momentu, kiedy go opuszcza. Tygodnik Powszechny, 20 stycznia 2008




Jest to opowieść o trzaskaniu drzwiami i przybijaniu „żółwika”. O duszy i dżemie. O tańcu i różańcu. Czyli o spotkaniach, które czasem odmieniają życie.


Poeta


Gdyby ks. Adam Zelga nie wyszedł z cienistej doliny, pewnie by do tych za zamkniętymi drzwiami nie napisał. List zaczął od informacji, kim jest. Na odwrocie zamieścił swój wiersz: „Chociaż myślisz / że należę do Możnych Posiadaczy Prawdy / ja – samotny – / stale ją odkrywam i wciąż mi jej za mało / ciągle głodny bez przerwy jej szukam / wokół / i w moim skołatanym sercu”.

Można więc powiedzieć, że tym za zamkniętymi drzwiami podał się jak na tacy, niektórzy mogliby nawet uznać, że za bardzo. Jednak ks. Zelga dogłębnie sprawę przemyślał: jeśli list przeczyta niewierzący albo zwolennik innej wiary, to się nie wystraszy, że go proboszcz zamierza na siłę nawracać. Po drugie, może to osobiste wyznanie zachęci kogoś do własnego i okaże się, że człowiek ma w głowie wypaczony obraz Boga: że obaj nie wierzą w to samo.

Sporządził więc listę parafian, których nie widział na oczy odkąd w 2001 r. objął parafię pod wezwaniem bł. Edmunda Bojanowskiego na Ursynowie, zwanym niegdyś sypialnią Warszawy. O liście powiedział z ambony i wysłał go.

Jest połowa listopada, proboszcz rozpoczyna kolędowanie (tak wcześnie, bo parafia niemała, więc żeby ludzi nie odwiedzać po łebkach) pełen entuzjazmu. Dzwoni do pierwszych drzwi. Już słychać kroki, już się drzwi otwierają, staje w nich chłop na schwał, jak z żurnala. – Szczęść Boże – wita go proboszcz cały w skowronkach. – Mogę wejść?
– Nie.
– A czemu?
– Bo nie lubię dżemu! – i plask, zatrzaskuje drzwi. Zelga: – Nawet mu nie zdążyłem powiedzieć, że ja też.

Gdyby ks. Adam nie wyszedł z cienistej doliny, najpewniej to doświadczenie by go zdołowało. Cienistą doliną nazywa stan, który dopadł go przed laty pewnej wyjątkowo paskudnej jesieni. Oznaczał trwanie w jakimś duchowym odrętwieniu – jakby człowiek się zabłąkał w niekończącym się, nieoświetlonym tunelu. Dzisiaj ks. Zelga wie, że czasem po to Pan Bóg obdarza łaską ciemności, żeby – gdy nastaje jasność – lepiej widzieć. I kiedy Adam Zelga opuścił dolinę ciemności (co nie dokonało się w sposób spektakularny ani nagły), zaznał wielkiego pokoju, a wraz z nim pewności, że już niczego na tym świecie nie musi się lękać, że Ktoś lub Coś działa poza nim. Dlatego był pewien, że kiedy stanie twarzą w twarz z tymi za zamkniętymi drzwiami, przyjdą potrzebne słowa albo potrzebne milczenie.

Stoi zatem Adam Zelga na klatce schodowej ursynowskiego bloku, osłupiały, upokorzony, choć nie załamany, bo w łasce. Ale czy pójdzie dalej? Czy może, wzorem innych proboszczów, będzie odwiedzał tylko tych parafian, którzy o to poproszą, wpisując nazwisko i adres na wystawioną w zakrystii listę?

– Nie miałem wątpliwości, że trzeba iść, bo chrześcijaństwo jest naśladowaniem Chrystusa, a On zszedł z piedestału do Betlejem i na krzyż – tłumaczy ks. Zelga. – Jak nie schodzisz, to siedzisz w okopanym grajdole, skazujesz religię na getto. W ten sposób Kościół by się skończył.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...